poniedziałek, 5 grudnia 2016

O przepraszaniu i o tym dlaczego nie lubimy przepraszać




Jak to jest, że tak wielu ludzi nie potrafi przepraszać? Wydawało by się to takie proste, wystarczy wypowiedzieć jedno słowo. Tak samo jednak moglibyśmy się zapytać: jak to się dzieje, że tak wielu ludzi umie przepraszać? Bo przecież tak rzadko ktoś nas tego tak naprawdę uczy… Uczenie dziecka przeprosin zazwyczaj przyjmuje formę: „idź i przeproś ciocię, że stłukłeś jej wazon!”, „masz natychmiast pójść przeprosić kuzyna! I nie chcę słyszeć, że to on zaczął!”. Przepraszanie w ten sposób staje się formą upokorzenia. Zwłaszcza kiedy wiemy, że wazon tak naprawdę spadł nie z naszej winy, a kuzyn specjalnie nas prowokował i nazywał nas w bardzo brzydki sposób, gdy nikt nie słyszał… nikt nas jednak nie słucha, trzeba przeprosić i tyle. W ten sposób przepraszanie kojarzy się z czymś narzuconym z zewnątrz, niesprawiedliwym, odbierającym godność. Z czymś co robimy tylko wtedy gdy jesteśmy przyciśnięci do muru, gdy ktoś stoi nad nami i nam coś karze, a my musimy. Gdy dorastamy i coraz mniej ludzi może nam coś kazać przepraszania unikamy jak ognia. Takie ukorzenie wydaje nam się w relacjach partnerskich wręcz nie na miejscu, co najwyżej przed szefem możemy to zrobić, ale przed przyjacielem, partnerką? Lepiej już iść w zaparte i upierać się, że mieliśmy pełne prawo postąpić tak jak postąpiliśmy, niż wejść znowu w tą poniżającą rolę małego dziecka, które bąka pod nosem przeprosiny całe czerwone z upokorzenia. Przepraszanie odbierane jest więc jak wejście w rolę podległą względem kogoś, jak dziecko względem dorosłego. Niesłusznie – niewiele rzeczy świadczy o naszej dojrzałości tak dobrze, jak umiejętność przepraszania. Nie chodzi tu bowiem o poniżenie się, symboliczne klęknięcie przed kimś, a o zejście z pozycji urażonego ego, poczucia naszej wyższości i dumy do równego poziomu, gdzie oboje jesteśmy ludźmi i możemy popełniać błędy. 

foto: Alena Beljakova


Jakby to pięknie było gdyby rodzice na prawdę uczyli dzieci przepraszania, pokazując jak to się robi. „Przepraszam, że wczoraj na Ciebie nakrzyczałam, byłam zdenerwowana i zmęczona”, „Przepraszam, że nazwałem Cię pokraką, powiedziałem to w nerwach, ale tak naprawdę tak nie myślę. Wiem że się starasz i widzę, że coraz lepiej ci idzie.” Dziecko widziało by, że to co zostało popsute w relacji można naprawić, że wystarczy tylko trochę autorefleksji i to „magiczne” słowo, które sprawia, że nagle złość przechodzi i łatwiej jest wybaczyć. Że nie trzeba zawsze walczyć o
swoją rację i to by moje było na wierzchu, bo dużo przyjemniej jest gdy dwie osoby się wzajemnie przeproszą i pogodzą. Takie dziecko jak dorośnie będzie umiało naprawiać to co zepsuje w relacjach, zamiast je od razu wyrzucać do śmieci lub stawiać ultimatum w stylu „jak chcesz być ze mną to mi nie mów, że coś jest nie tak”. 

Nie twierdzę, że przepraszanie zawsze jest magicznym środkiem naprawy relacji, czasem bywa też manipulacją. Dzieje się tak, bo niektórzy z nas nauczyli się jako dzieci lub tez później, że powtarzanie słowa „przepraszam” może zmniejszyć lub nawet anulować karę, więc i jako dorośli nadużywają tego słowa, gdy czują ryzyko, że zostaną odrzuceni lub ukarani. Jest to jednak również przepraszanie z miejsca dziecka skierowane do karzącego rodzica, nawet jeżeli przybiera formę mężczyzny z bukietem kwiatów, demonstracyjnie skruszoną miną i błyskiem w oku… ;) Tutaj nie ma jednak autorefleksji, nie ma myślenia o uczuciach drugiej osoby, nie ma przyznania się do błędu, jest natomiast dziecięca próba zaczarowania rzeczywistości, a czasem również świadoma manipulacja. Jest „przepraszam”, nie ma „ok, zrozumiałem, że to i to”. Ci z nas, którzy znają tylko takie „dziecięce” przeprosiny mogą nie lubić przepraszania w ogóle, uważać, że jest nieszczere, że nic nie wnosi. I znowu, wynika to z tego, że nikt nas nie uczył prawdziwego przepraszania i że prawdopodobnie niewiele go w życiu doświadczaliśmy. Znamy dziecięce błagania, nie znamy przeprosin, które wypłynęły ze zrozumienia sytuacji i przyjęcia za nią odpowiedzialności. 



Słowo „przepraszam” naprawdę ma w sobie magię. Kiedy oczyścimy je ze wszystkich powiązań z upokorzeniem, podległością czy manipulacją, kiedy używamy go nie jak dziecko do rodzica, ale jak dorosły do dorosłego, to słowo to ma moc rozpuszczania napięć, złości, łączenia na nowo tych, którzy się od siebie oddalili, otwierania uszu na tych, których już nie chcieliśmy słuchać. Łatwo tutaj odróżnić sytuację z manipulacją – "przepraszam" powiedziane nieszczerze, bez autorefleksji po prostu tak nie zadziała. Szczere „przepraszam” burzy mury i otwiera bramy, ale zawsze jest to tylko pierwszy krok do pojednania. Możemy na siebie spojrzeć, wziąć głęboki oddech i spróbować od nowa. "Przepraszam" – to jest ten oddech, to jest ta szansa na porozumienie, klucz do drugiego człowieka, bez którego pozostaje nam tylko walić głową w mur. Nawet jeśli drugiej stronie tak na nas zależy, że pogodzi się z nami bez usłyszenia tego słowa, to wszystkie te sytuacje, gdzie nie padło słowo przepraszam, a było ono potrzebne gromadzą się, nawarstwiają, tworząc kolejny – dużo grubszy i wyższy mur. 



Tekst ten przyszedł do mnie, gdy zastanawiałam się jak to się stało, że ja całkiem nieźle radzę sobie z przepraszaniem, podczas gdy moi rodzice praktycznie nigdy nie używali tego słowa. Skąd mi się to wzięło, mimo, że mama zazwyczaj odrzucała moje przeprosiny, mówiąc „co mi po twoim przepraszam?” Nie miałam z pewnością z tego żadnych profitów, a i w późniejszych dorosłych relacjach raczej stawiało mnie to na słabszej pozycji, gdy dostrzegałam swoje błędy i przepraszałam tych co nie mieli gotowości do podobnej otwartości. Podkładałam się zwyczajnie, już było wiadomo co można mi wytknąć ;) A ja dalej z uporem maniaka to robiłam i robię… Może wystarczyło to, że nigdy nikt mnie do przepraszania nie zmuszał i nie mam tego skojarzenia z tym, że to upokarzające?  Jeśli tak, to może to znaczy, że uczenie dzieci przepraszania może być całkiem łatwe… wystarczy im tego nie zohydzać… ;)


P.S.  Inspiracją do napisania tego tekstu był też post znaleziony na wspaniałych Zapiskach Wiedźmy, który znajdziesz tutaj.



Zobacz także inne moje teksty:
Inne moje teksty o emocjach i rozwoju poprzez obejmowanie wszystkich aspektów siebie znajdziesz tutaj.

6 komentarzy:

  1. Bardzo dobry życiowy artykuł:) jako mama widzę że uleglam całkowicie nieświadomie temu zjawisku. Przyznaje jednak że gdy zachowam się nieodpowiednio niegrzecznie w stosunku do dzieci to potrafię bez oporu a z wielkim sercem powiedzieć przepraszam. Gorzej wychodzi to z innymi dorosłymi, ktorzy uchodzą za lepszych od nas. Tu jest trudniej bo honor bo ambicja bo urażony duma

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dzięki za komentarz! :) górnolotnie ciśnie mi się na usta, że gdy rodzice przepraszają dzieci, to tworzą w ten sposób nowy świat... ;) świat w którym już nie tych wyżej i tych niżej :)

      Usuń
  2. Bardzo ważne i potrzebne. Dla mnie też trudne, ale uczę się od mojej córki, która żąda ode mnie nawet przepraszania kota ;) Sama daje dobry przykład rzecz jasna. Daje to dużą ulgę, przyznaję :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dzieci są cudownymi nauczycielami! :D a ja kota też przepraszam gdy coś zawinię i on też potrafi przeprosić mnie.... ;)

      Usuń
  3. Akurat mam kogo przeprosić i dziękuję za ten tekst,rzeczywiście tak jest i z dziećmi i z dorosłymi��

    OdpowiedzUsuń
  4. ja po prostu dziekuję :-) Z CALEGO SERCA.
    Tekst wręcz przemądry :-) Czytalam obecnie, po raz kolejny zreszta,
    z zapartym tchem ;-) Akurat "na czasie" w moim życiu...

    OdpowiedzUsuń