poniedziałek, 29 maja 2017

W duchowości nie działa "fake it till you make it" ;)



Często mylimy efekty praktyki duchowej z samą praktyką. Widzimy człowieka zaawansowanego w tej praktyce, który jest pełen miłości, zrozumienia, akceptacji i pokory i staramy się stać tacy jak on (ona). Staramy się w tym celu pozbyć wszelkich „negatywności”, być pełni miłości, praktykować tak jak on/a wiele godzin dziennie, pozbyć się pragnień, gwałtownych reakcji, złości...itp tymczasem prawdziwa droga do duchowości to pełne zaakceptowanie tego co jest i tego w jakim miejscu jestem teraz.


W duchowości nie chodzi o naśladowanie mistrza, bo wszystko to co przejawia się poprzez mistrza to tylko skutki uboczne jego praktyki akceptacji, zaufania, miłości, wdzięczności… Naśladując mistrza zapominasz o sobie, pragnąc być taki jak on odrzucasz siebie, porównując się z nim odcinasz się od esencji. Pierwszy krok to zawsze jest przyjęcie tego kim jesteś i w jakim miejscu w życiu jesteś. Pokochanie siebie i świata takim jaki jest. Przyjęcie wszystkiego tego co w nas nie-mistrzowskie, nie-ładne i nie-uduchowione. Wyzbycie się pragnienia by to zmieniać się na czyjś obraz i podobieństwo. Tak się zazwyczaj tajemniczo dzieje, że idąc tą drogą wzrastającej samoakceptacji, miłości do siebie i do świata powoli odpadają z nas maski, pragnienia ego, gwałtowne emocje, czy nieprzyjazne dla innych zachowania… ale to jedynie efekt uboczny a nie cel tej wędrówki. Bez korzenia przyjęcia tego co jest, będziemy tylko udawać spokojnych, pokornych i uduchowionych. Rozwój duchowy zbudowany jest na paradoksie, że zmieniasz się kiedy przestajesz pragnąć zmiany, choć tak naprawdę nie tyle się zmieniasz ile odnajdujesz siebie w sobie, kiedy przestajesz szukać gdzie indziej ;)


Każda trudna emocja, każde wyzwanie w świecie materii, każde odczucie w ciele, to elementy Twojej drogi duchowej, a nie przeszkody na tej drodze, które trzeba usunąć. Wszystko co się w naszym życiu pojawia o czymś do nas mówi, emocje są drogowskazami, świat rezonuje na to czym wibrujemy, a czasem daje nam impulsy by wyjść z tego co znamy i rozwijać się w nowe. Jeśli tego nie przyjmujesz, bo chcesz już być „ponad to”, to tak naprawdę odrzucasz swoją duszę, która Cię prowadzi i siebie jako osobę, która doświadcza nie tego co chciałbyś/abyś doświadczać. Ta ścieżka to ciągłe zderzenia z granicami swojej miłości do siebie i do świata, i ciągłe tych granic poszerzanie.




P.S.1 Dla porządku: popularne angielskie hasło „fake it till you make it“, oznacza tyle, co „udawaj pewnego siebie, dopóki nie staniesz się takim“ - za wikipedia, choć dla mnie to raczej "udawaj że umiesz, aż się nauczysz" :)

P.S.2 Ten tekst i inne podobne znajdziesz na mojej stronie facebookowej Kolor Indygo

poniedziałek, 22 maja 2017

Nów w Bliźniętach - 25 maja 2017

nów maj 2017




Nów w Bliźniętach to czas, kiedy spoglądając w głąb siebie odkrywamy naszą złożoną naturę, czasem bliźniaczą, a czasem wręcz wieloraczą ;). Wiele głosów, wiele postaci, wiele myśli. Szum słów, które można obserwować. Podobno myślę, więc jestem, ale czasem im mniej myślę tym bardziej jestem. Bez względu na to jaką ścieżkę wybraliśmy, lubimy wartościować nasze doświadczenia i działania. Dla jednych myślenie jest ważniejsze niż brak myśli, inni wartościują wyżej wewnętrzną ciszę. Jedni medytują skupiając umysł na jednym punkcie czy idei, inni wsłuchują się w bicie serca, czy w rytm oddechu; jedni starają się pozbyć myśli, inni podążają za tym co się pojawia w głowie. Bliźnięta nas uczą tego, że wszystko ma swoje miejsce i nic nie jest lepsze ani gorsze. Czasem Słońce czasem deszcz, czasem myśli, czasem cisza. Istotą rzeczywistości jest zmienność. Właśnie w ten nów możemy poczuć swoją zmienną, wielopostaciową, nie dającą się zamknąć w prostych słowach naturę. Przyjrzyjmy się też tym słowom, które nam się pojawiają: o sobie i o świecie. Zobaczmy, że są tylko słowami i że równie dobrze możemy je zastąpić innymi. Co się stanie jeżeli użyję innych słów? Czym są słowa? I co istnieje poza słowami? Spotkanie Księżyca (to co zmienne, życie) i Słońca (to co stałe, świadomość) uczy nas, że będąc zmienny/zmienna wciąż pozostaję sobą. Nawet gdy zmieniam imię, nie zmieniam istoty. Ale za pomocą słów mogę się od tej istoty oddalić lub przybliżyć. Słowa, nazwy i imiona jednocześnie są i nie są ważne. Kierują naszym umysłem, opisują i tworzą rzeczywistość. Często odwracają naszą uwagę o tego co istotne, zaciemniają obraz i zbierają energię, która mogłaby być przeznaczona na działanie, kochanie, czy na doświadczanie. Myślenie to żywioł powietrza, który ma należne sobie miejsce wśród pozostałych żywiołów, choć w naszej przeintelektualizowanej kulturze często zajmuje zbyt dużo miejsca. Ten nów to czas poszukiwań własnego samoopisu, słów ważnych i zbyt ważnych, nowych nazw i imion, obserwowania myśli niczym chmur na niebie i odkrywania ciszy, która jest poza i ponad ich korowodem, niczym błękit nieba. Jest to również czas oczyszczenia naszej głowy, intelektualnego resetu i otworzenia się na nowe pomysły, kierunki działania, nowe wizje i idee.

Kolejnym wątkiem związanym z nowiem w Bliźniętach jest oczyszczenie naszego otoczenia z ludzi, informacji i sytuacji, które nam nie służą, które są odpowiednikiem intelektualnego szumu w zewnętrznym świecie. W tym czasie dużo może się zadziać w tym temacie „samo”, ale mimo to warto zadać sobie trud by przyjrzeć się swoim potrzebom lub emocjom oraz by wprowadzać zmiany bardziej świadomie i intencjonalnie.



Ten nów otwiera nowy cykl naszej aktywności w świecie i warto skorzystać z jego energii by odkryć nowe kierunki, zainicjować nowe działania i skontaktować się z samym sobą. Wewnętrzne dialogi pod wpływami Bliźniąt mogą być szczególnie owocne ;)

Wszystkiego dobrego życzę Wam w tym mocnym czasie! :)

Jak co pełnię i co nów zapraszam Was serdecznie do udziału w grupowej medytacji na odległość dokładnie w momencie kulminacji nowiu, czyli o 21:44 w czwartek! Więcej o Medytacjach Księżycowych dowiesz się tutaj

Chcesz dostawać informacje o tym co się dzieje na niebie? Zapisz się do darmowego cotygodniowego newslettera! Zapisy pod tym linkiem

poniedziałek, 15 maja 2017

Święte błędy, czyli dlaczego trudno nam się uczyć na błędach gdy nie kochamy siebie






Każdy z nas popełnia błędy – te duże i te małe, te banalne i te brzemienne w skutki. To naturalne, dzięki temu możemy się uczyć sprawniej poruszać po świecie, tak jak dziecko upadając uczy się trudnej sztuki chodzenia. Ważne jest to by każdy taki błąd traktować jako cenną informację i wyciągać z niego wnioski. Rzecz w tym, że często już w dzieciństwie nauczyliśmy się negatywnie oceniać nasze potknięcia i jak tylko się pojawiają mamy gotowy repertuar interpretacji, ocen i reakcji. Tak więc możemy popaść w samokrytykę uważając błąd za dowód tego, że jesteśmy beznadziejni. A jeśli jesteśmy beznadziejni to przecież oczywiste jest, że nic nie możemy z tym zrobić – błąd jest tylko objawem naszej beznadziejności, potwierdzeniem naszej niskiej samooceny i wymówką by zarzucić działania. Druga skrajność to wypieranie faktu, że ów błąd się nam przytrafił. Przyczyna jest taka sama jak poprzednio – niekochanie siebie. Zbudowaliśmy sobie jednak twierdzę iluzji o swojej fantastyczności/nieomylności/szlachetności etc. która chroni nas przed popadnięciem w zwątpienie w siebie i której musimy bronić wszelkimi siłami tłumacząc sobie, że to nie my popełniliśmy błąd, to ktoś inny, to okoliczności, to niesprawiedliwość, a tak w ogóle to inni się nas niesłusznie czepiają, pewnie mają jakiś problem ;) Albo wchodzimy w obtłumaczanie: nie mogłem inaczej, trzeba było, czułam silną potrzebę by to zrobić... itd. itp... Tutaj również błąd nie staje się wsparciem w rozwoju, bo zamiast refleksji inspiruje nas do samoobrony. Zamiast prostego: ok to nie było dla mnie dobre, następnym razem zrobię inaczej. Tylko kochając siebie można zobaczyć błąd jako informację, a nie jako źródło oceny nas samych. Wtedy uznanie, że się pomyliliśmy lub coś zrobiliśmy nieuważnie w niczym nam nie ujmuje. Możemy dostrzec, że błędy są częścią drogi pokazującymi, że wychodzimy poza znany nam już obszar i uczymy się czegoś nowego. No chyba, że zlekceważymy informację jaką niesie ze sobą błąd, wtedy będziemy w nieskończoność powtarzać ten sam niedziałający schemat.


Zadaj więc sobie pytanie jaki ostatnio popełniłeś/aś błąd i zobacz jakie emocje wzbudza w Tobie myślenie o nim. Czy potrafisz siebie kochać mimo to? Czy potrafisz uznać, że błąd jest ok i że masz prawo wciąż się różnych rzeczy uczyć? Czy wyciągnąłeś/aś wnioski z tego błędu? Czy podjąłeś/aś wysiłek by go naprawić (jeśli to możliwe) czy też zarzuciłeś/aś temat? Jeśli nie, to czy to również możesz w sobie objąć bez oceny i z miłością? :)


Poza informacjami o tym jak lepiej poruszać się w świecie błędy dają nam jeszcze jeden prezent – pokazują nam na ile rzeczywiście potrafimy kochać siebie i co tak naprawdę o sobie myślimy poza chwilami oświeconego samozachwytu ;) Pokazują na ile obejmujemy siebie ze wszystkimi naszymi niedoskonałościami, które składają się na nasze doskonałe istnienie :)


Jesteśmy doskonałymi istotami, które czasem popełniają błędy i to w żaden sposób nie umniejsza naszej doskonałości ;) Przed nami jeszcze tyle do poznania, doświadczenia, nauczenia i nie ma sensu byśmy zatrzymywali się z powodu jakiegoś błędu, z lęku przed błędem lub z niechęci do uznania błędu walili głową w ścianę :)


Inne moje teksty o emocjach i rozwoju poprzez obejmowanie wszystkich aspektów siebie znajdziesz tutaj.

poniedziałek, 8 maja 2017

Pełnia w Skorpionie - 10 maja 2017



Pełnia w Skorpionie to czas szczególny, w którym wielkie obietnice łączą się z wyzwaniem spotkania z własnym cieniem. Doświadczamy teraz intensywnych emocji, lęków, gniewu, zazdrości… ale też pogłębionej świadomości siebie, wewnętrznej mocy, rozkoszy i ekstazy aż na granicy bólu. Możemy znaleźć głęboko ukryty skarb, ale w tym celu musimy zanurzyć się to co w nas najmroczniejsze i w to czego boimy się najbardziej. To czas nagradzający tych, którzy odważnie konfrontują się z własnym cieniem i trudny dla tych, którzy wolą widzieć zło na zewnątrz siebie. Kat i ofiara mieszkają w nas, nadużywamy sami siebie i pozwalamy innym się nadużywać; dążymy do podporządkowania innych i do stłumienia inności w sobie… Toczy się wewnętrzna gra, którą jedni z uwagi na horoskop indywidualny odczują silniej, podczas gdy inni marginalnie. W czasie tej pełni warto być jednak wyczulonym na targające nami emocje i na kompulsywnie pojawiające się zachowania, bo mogą nam one odsłonić taki kawałek samych siebie, którego byśmy się nie spodziewali. Jest więc to czas sprzyjający własnej pracy terapeutycznej, pracy z cieniem i uwalnianiu trudnych emocji.

czwartek, 4 maja 2017

O wywoływaniu i doświadczaniu poczucia winy






Często słyszę, że poczucie winy to jakiś przebiegły sposób manipulowania człowiekiem od którego trzeba się po prostu uwolnić, odciąć i się nań zaimpregnować odpowiednią dawką miłości do siebie. Mimo, że miłość do siebie uważam za podstawę, to trudno mi się z tym podejściem zgodzić, bo to tak jakby nawoływać do kochania czegoś bez patrzenia na to lub do kochania siebie z pominięciem tej małej części, która czuje poczucie winy, którą trzeba wyrugować by już nie przeszkadzała nam w dalszym kochaniu siebie ;) Poczucie winy to uczucie i jeśli w danej chwili je czujemy, to jest ono jakąś prawdą o nas i wymaga uwagi byśmy mogli zobaczyć co się za nim kryje i co potrzebuje objęcia przez nas miłością. Poczucie winy to również konstrukt społeczny i poznawczy, dla mnie jednak w tym tekście ważniejsze jest to że stanowi ono często element gry relacyjnej, w której jedna osoba obwinia, druga jest obwiniana i obydwoje z jakichś powodów w tym tkwią i przeżywają silne emocje.

W wywoływaniu poczucia winy zawsze uczestniczą dwie osoby – ten co winą obarcza i ten co winę przyjmuje – inaczej to by nie zadziałało. Przyjmujący musi już mieć w sobie poczucie winy, zazwyczaj pochodzące z wcześniejszych relacji i z dzieciństwa. Obarczający natomiast musi mieć w sobie poczucie bycia ofiarą, domagającą się zadość uczynienia. Obarczenie poczuciem winy ma więc za zadanie uzyskanie / wymuszenie przeprosin, zadośćuczynienia, uznania własnej krzywdy a czasem wręcz zadania kary. Natomiast przyjmujący ma w sobie zazwyczaj mocno zduszoną i nieakceptowaną potrzebę doświadczenia kary. Sam karze siebie wybierając relacje, gdzie wciąż spotyka się z pretensjami. Gdy pretensji nie ma może je prowokować „podpadając”. Z czegoś się nie wywiąże, o czymś zapomni, coś zaniedba… i już znakomity pretekst do wymiany relacyjnej pod tytułem obwinianie. Co ciekawe zazwyczaj obwiniany nie przyjmuje obwinienia, walczy z zarzutami, domaga się np. więcej wolności, zrozumienia, czasem wycofuje się z relacji lub postępuje destrukcyjnie np., sięgając po używki w pozie zbuntowanego nastolatka. Jest to wynik tego, że głęboko ukryta wina z przeszłości jest podobnie odrzucana na poziomie świadomości. Całym swoim jestestwem osoba broni się przed przyjęciem odpowiedzialności za to co się zadziało. Często słusznie – dziecko zazwyczaj nie jest winne temu co się wydarza w świecie dorosłych. Nie zmienia to jednak faktu, że bez doświadczenia poczucia winy jako własnego ciężaru, który niesiemy przez życie i bez przyjrzenia się mu z pełną uczciwością nie wyjdziemy z wzorca przyciągania kolejnych win.





Obwiniający również zazwyczaj nie jest niewinną ofiarą prowokacji obwinianego. Zazwyczaj dobrze wie, gdzie są jego słabości i nieświadomie pomaga zaistnieniu sytuacji, którą później będzie osądzać. Dążenie do bycia przeproszonym często sprawia, że prosi o rzeczy, o których wewnętrznie wie, że ich nie uzyska, powierza zadania trudne do zrealizowania, oczekuje za dużo. Oczywiście na poziomie racjonalnym nie wydaje się to za dużo, ot oczekiwanie od permanentnego spóźnialskiego by się nie spóźniał lub od marzyciela by pamiętał o rachunkach. Jak się jednak przyjrzymy uczciwie jest w tym oczekiwanie niemożliwego i chęć zmiany drugiej osoby, a co za tym idzie brak akceptacji.


Źródło ukrytych tendencji obu stron dramatu jest podobne. Obwiniany wewnętrznie potrzebuje
wybaczenia, od kogoś z przeszłości, od samego siebie i w konsekwencji również od obwiniającego. Obwiniający potrzebuje wybaczyć komuś z przeszłości, sobie samemu, a w konsekwencji również osobie obwinianej. Zazwyczaj robią jednak wszystko co możliwe by tego od partnera tej rozgrywki nie otrzymać: obwiniany unika przyjęcia odpowiedzialności za swoje winy (które istnieją realnie, a nie tylko w głowie obwiniającego, np., poważniejsze spóźnienie), nie przeprasza, domaga się uznania, że nic się nie stało i że żadnej jego winy w tym nie było. Obwiniający zamiast wybaczyć nakręca się rozwijając interpretacje pojedynczego wydarzenia (spóźnił się bo nie jestem dla niego ważna, bo jest ktoś ważniejszy, bo chciał mi sprawić przykrość), wypomina wszystkie podobne sytuacje z przeszłości i te całkiem niepodobne, ale znakomicie nadające się do zwiększenia rozmiaru winy. W konsekwencji obydwoje są o lata świetlne odlegli od oczyszczającego wybaczenia, także tego o które naprawdę im chodzi. Utwierdzają się w swoich rolach Zranionej Niewinności i Stróża Sprawiedliwości, które nie pozwalają im na zobaczenie emocji, które leżą pod spodem. A pod spodem najczęściej leży wstyd i zranienie.





Nasza kultura i wiara katolicka z powtarzanym co niedzielę „moja wina!” nie ułatwiają nam uzdrowienia tych historii. Wszyscy jesteśmy obciążeni obwinianiem kulturowym: ci którzy chodzą lub chodzili do kościoła, kobiety za to, że są nie dość „czyste”, mężczyźni za to, że są nie dość zaradni, wszyscy którzy z jakichś powodów nie spełniają społecznych norm. Wiele naszych dziecięcych wstydów i win, wypływa z tego, że łamaliśmy te normy, choć z pewnością nie wszystkie. Czasem mamy na sumieniu zranienie kogoś lub zrobienie czegoś ze złą intencją. Powrót do tych historii to jedyna ścieżka by się od tego uwolnić. Więcej o tym pisałam tutaj


Istnieje też wina w relacjach kobiet i mężczyzn. Nieprzypadkowo opisywany wyżej wzorzec najczęściej w związkach wygląda w ten sposób, że to kobieta obwinia a mężczyzna jest obwiniany. Bywa oczywiście odwrotnie, czasem też obwiniany w ramach obrony siebie przed rzeczywistymi lub wyimaginowanymi zarzutami wchodzi w obwinianie: Ty też nie jesteś taka idealna! Faktem jest jednak, że to u kobiet częstsza jest potrzeba bycia przeproszoną, która prowadzi do szukania win, a u mężczyzn poczucie winy za grzechy swoje i innych mężczyzn, które prowadzi do różnych reakcji obronnych. Mamy w naszej historii między-płciowej dużo zranień, dużo win, które nie doczekały się przeprosin, dużo bólu i odwetów. One również wpływają na nasze tu i teraz, sprawiają, że wciąż odnawiamy ten schemat. Natarczywe obwinianie i szukanie dziury w całym spotyka się wciąż z agresywnymi i bierno-agresywnymi reakcjami. Jedyne co możemy zrobić to zobaczyć to i przeprosić siebie wzajemnie. Przeprosić za to co nasze i za to co nie nasze. Poprosić o wybaczenie za winy kobiet wobec mężczyzn i mężczyzn wobec kobiet. Uznanie tego co było, uznanie gniewu, żalu, bólu i lęku przed konfrontacją z tymi tematami. I na koniec, gdy już wszystkie emocje zostaną przeżyte, zdjęcie z siebie nawzajem tych wszystkich projekcji z przeszłości, w których się nawzajem uwikłaliśmy. I zobaczenie się na nowo.





Powiązane teksty:

  • O poczuciu winy i wstydzie - dlaczego są nam potrzebne? - klik
  • O przepraszaniu i o tym dlaczego nie chcemy przepraszać - klik
  • O wybaczaniu i otrzymaniu wybaczenia - klik

Inne moje teksty o emocjach i rozwoju poprzez obejmowanie wszystkich aspektów siebie znajdziesz tutaj.