photo: Tyler Shields |
Poczucie winy i brak wybaczenia to więzy, którymi trzymamy
siebie i drugą osobę w potrzasku. Potrafią połączyć dwie osoby na całe życie, zabrać
energię i zamknąć serce na miłość, nawet jeżeli przyczyny były względnie błahe.
Krzywdy, które otrzymałam od innych, to coś z czym mogę sobie poradzić, mogę
zrozumieć jak do nich doszło, przyjąć jako lekcje, mogę wybaczyć i w ten sposób
uwolnić siebie od przeżywania żalu czy złości (więcej o tym jak to zrobić przeczytasz chociażby tutaj). Krzywdy, które ja sprawiłam
innym, to już zupełnie inna historia. To również są rany, choć zazwyczaj
ukryte. Jeśli ktoś wciąż mi czegoś nie wybaczył, to nie tylko siebie tym pęta,
ale także i mnie, nawet jeśli nie mamy kontaktu. To trochę tak, jakbym
sprawiając komuś cierpienie zaciągała u tej osoby energetyczny dług, który mnie
wiąże i tylko ta osoba może swoim wybaczeniem umorzyć. Im więcej mam takich zranień na sumieniu,
tym więcej mojej energii jest uwięzionej, czasem także po to by temu zaprzeczać
i to wypierać. Dlatego warto choć raz na dekadę zrobić w tym temacie generalne
porządki ;) Także po to by potem łatwiej przebaczać innym :)
U mnie taka potrzeba pojawiła się 5 lat temu, w postaci
wizji by zrobić sama ze sobą rozliczenie wszystkich moich zaciągniętych „długów”,
czyli sytuacji gdy komuś sprawiłam cierpienie, przykrość czy zawód. Nie było
tych sytuacji dużo, pewnie większość nie byłaby warta wzmianki czy pamiętania,
ale podeszłam do sprawy bardzo uczciwie i przeanalizowałam wszystkie okresy
mojego życia pod kątem sytuacji, gdy moje intencje nie były w pełni czyste, uczciwe,
gdy w czymś zawiodłam, zachowałam się bez wyczucia itp. Z pewnością nie
wyłapałam wszystkiego, to pewnie by nie było możliwe ;) Ale ufam, że to co
ważne i trzymające mnie w jakiś sposób wtedy się ujawniło. W paru sytuacjach
możliwe było oczyszczenie sytuacji, powiedzenie magicznego słowa przepraszam,
które rozpuszcza żal i pomaga wybaczyć lub zadośćuczynienie w jakiś sposób. W
innych połączyłam się z moimi „wierzycielami” w medytacji (czy też konkretniej
z ich duszami), przeprosiłam za to co zrobiłam, poprosiłam o przebaczenie i
zapytałam się też jak mogę wyrównać ten dług. Pojawiły się konkretne działania
do wykonania, poczułam przebaczenie i uwolnienie, w każdym razie na tyle na ile
było to wtedy możliwe.
Z perspektywy czasu widzę jak od tamtego czasu w moim życiu
zaczęły się dziać cuda! :) Trudno powiedzieć czy to wyłącznie z tego powodu (jest to wątpliwe, bo był to czas paru ważnych rytuałów, doświadczeń i decyzji), ale dzisiaj dziele swoje życie na czas przed tym okresem i po, a poziom
wewnętrznej wolności i miłości do siebie wciąż tylko rośnie :)
Do przejścia takiego procesu polecam także rytuał i pieśń Ho'oponopono. Można zmieniać melodię, najważniejsze są 4 pierwsze wersy śpiewane z zapętleniu jak mantra do wszystkich tych, którym jesteśmy coś zawiniliśmy i do tych z
którymi mamy powikłane relacje, pełne wzajemnych zranień, z rodzicami na czele