poniedziałek, 31 grudnia 2018

Mars w Baranie: 1 stycznia - 14 lutego 2019




Na sam początek Nowego Roku (tuż po 3ciej w nocy) Mars nam robi niespodziankę i wchodzi do swojego królestwa – Barana! :) Ostatnie dni pobytu w Rybach mogły być dla nas senne, w zawieszeniu i bez jasności co dalej… Mars w Baranie jednak szybko dam nam kopa do działania! ;) Silny Mars w swoim znaku da nam dużo energii do ruchu i odwagi do ruszania nowych rzeczy, dużo spraw możemy popchnąć do przodu, więcej zacznie się dziać… :) To idealny czas na to by zacząć nowe inicjatywy, by odważyć się zrobić coś nowego, szalonego, porwać się z motyką na jakieś słońce ;) Mars doda nam mocy, chęci walki o swoje, asertywności, ale także rywalizacyjności i agresywności. Czyli z jednej strony dobrze, bo ja się przestanę patyczkować i zacznę w końcu aktywnie działać i walczyć o swoje, z drugiej źle, bo inni też to zaczną robić i możliwe, że pojawią się konflikty interesów ;) Wszystkim będzie się bardziej śpieszyć, możemy działać zbyt pochopnie, bez zastanowienia. Ogień w nas będzie domagał się wyrażenia w działaniu i nie koniecznie musi być to działanie o głębokim sensie. Warto dać sobie możliwość wyrażenia tej energii, jak nie w sprawach zawodowych, czy w realizacji swoich marzeń i pasji, to w sporcie. Energia stłumiona pod kocem rutyny i nudnych powinności będzie buzować i wybuchać kłótliwością i drażliwością. To jest czas kiedy ciężko nam będzie dostosować się do innych, słuchać poleceń i działać zespołowo. Jesteśmy teraz samotnymi Wojownikami i Wojowniczkami nakierowanymi na jeden cel i lepiej by nam nikt nie przeszkadzał, bo może oberwać ;) O ile tylko dany naszym wewnętrznym wojownikom godne ich zadania, oraz będziemy szanować innych wojowników na drodze, czas ten będzie bardzo efektowny i pozwoli nam pokonać niejedną bestię i zdobyć niejedno złote runo :)

Niestety na arenie międzynarodowej Mars w Baranie może przyczynić się do zaostrzenia konfliktów i działań wojennych. Także w nas samych będzie to czas wzmożonej pracy z tematem własnej agresji, tego kiedy przekraczamy granice innych i jak być autentycznie asertywnym. Pracując z wewnętrznymi konfliktami i będąc uważni na to gdy sami tłumimy swoją energię i jak to się przekłada na tendencje agresywne wobec innych i wnosząc świadomość w te tematy możemy dołożyć swój kawałek do pokoju na świecie.

Mars w Baranie wymaga dużo świadomości, bo łatwo możemy przeszarżować. Ważne by dawać mu przestrzeń, by nie hamować energii, która w nas buzuje, ale by świadomie wybierać dla niej ujścia. Dlatego na początku tego okresu warto sobie wyznaczyć jeden lub parę ambitnych celów, oraz pomyśleć o jakichś wyzwaniach sportowych :) Po okresie rybiego zawieszenia Mars w Baranie może dać przypływ optymizmu i witalności, oraz wiarę w to, że wszystko jest możliwe. Wielu pięknych zwycięstw w tym Nowym Roku życzę wszystkim Wojowniczkom i Wojownikom i niech moc będzie z Wami! :)

niedziela, 16 grudnia 2018

Magia zimowych przesileń, czyli dlaczego żyjemy w wyjątkowym okresie dziejów Ziemi?



Najdłuższa noc w roku, czas przesilenia zimowego, solstycjum, astrologicznie postrzegane jest jako wejście Słońca do znaku Koziorożca. Ten czas dopełnienia mroku, zwycięstwa światła na ciemnością, śmierci i odrodzenia Słońca lubię na własny użytek świętować jako Sol Invictus – starożytne święto niezwyciężonego Słońca. Historycznie jest to niepoprawne, gdyż większość starożytnych kultur, w tym Rzymianie od których pochodzi ta nazwa, świętowali Sol Invictus 25 grudnia. Idea jednak była ta sama, a różnica w dacie wynikała jedynie z odmiennych sposobów obliczania momentu przesilenia niż te które obecnie stosujemy. 25 grudnia to przybliżony czas kiedy punkt wschodu słońca zaczyna się przesuwać ku północy, po półrocznej podróży ku południu. Dziś wiemy, że najkrótszy dzień ma miejsce chwilę wcześniej, zazwyczaj 21 grudnia, a w tym roku (2019) dokładny moment przesilenia będzie miał miejsce 22 grudnia o 05:20 rano polskiego czasu.


Przesilenie zimowe to czas kiedy Słońce góruje najniżej nad horyzontem, pokonując w ciągu dnia najkrótszą drogę po niebie i w konsekwencji dając nam – mieszkańcom północnej półkuli – najmniej światła. Dlatego od tysiącleci ten czas był celebrowany jako czas śmierci i odrodzenia Słońca, jego zanurzenia się w ciemność, czasu kiedy jest najsłabsze i najbardziej potrzebujące rytualnego wsparcia. Później zadanie przejścia przez śmierć i odrodzenia po trzech dniach lub też narodzin w tym okresie roku wzięli na siebie bogowie solarni, tacy jak Ozyrys, Mitra, a także Jezus. Jednocześnie jest to czas, kiedy dzień jest najkrótszy w roku, a noc najdłuższa.




Jak pisałam już przy okazji głośnego przesilenia w 2012 roku, oraz powtarzam co roku, żyjemy w szczególnych czasach, kiedy moment przesilenia jest jednocześnie czasem, kiedy Słońce ustawia się (z perspektywy Ziemi) w jednej linii z Centrum naszej Galaktyki! Wystarczy powiedzieć, że taka możliwość by Słońce mogło się ustawić w jednej linii z centrum galaktyki przydarza się raz na ok. 60 mln lat (ostatnio więc w czasie schyłku epoki dinozaurów), by zrozumieć skąd ta wyjątkowość. Przy czym to „raz” w tym przypadku to okres liczony w setkach tysięcy lat, czyli obejmujący całą historię homo sapiens. By zrozumieć dlaczego tak się dzieje wyobraźmy sobie dwa przecinające się w dwóch punktach okręgi: jeden z nich to ekliptyka, czyli droga jaką z perspektywy Ziemi przebywa Słońce w ciągu roku, a drugi to równik galaktyki, czyli Droga Mleczna. W najszerszym miejscu Drogi Mlecznej znajduje się Centrum Galaktyki, które bardzo powoli przesuwa się po tym okręgu i dwa razy na 120 mln lat znajduje się miejscu jego przecięcia z ekliptyką. W naszych wyjątkowych czasach Słońce przechodzi przez ten punkt ekliptyki dokładnie w czasie Przesilenia, a więc czasie, który nazywamy jego śmiercią i odrodzeniem. Mamy więc ustawione w jednej linii: Ziemię, Słońce i Centrum Galaktyki – trzy najważniejsze Serca naszego Świata!

Kiedy Słońce ustawia się w jednej linii z Centrum Galaktyki staje się dla nas kanałem łączącym nas z nim, poprzez który może do nas dotrzeć przekaz i impulsu energetyczny z serca Galaktyki, poprzez Serce naszego układu słonecznego aż do naszych serc :)

Dobrego i głęboko odmieniającego czasu Sol & Luna Invictis Wam życzę!


***

POWIĄZANE TEKSTY:


  • O przesileniu i o cyklu Słońca opowieść - zapraszam tutaj


Jeżeli chcesz poznać jakie szanse i wyzwania przyniesie dla Ciebie nadchodzący rok oraz jak wygląda Twój osobisty roczny cykl słoneczny polecam OSOBISTY ASTROKALENDARZ 2019! Szczegóły znajdziesz tutaj



poniedziałek, 19 listopada 2018

Mars w Rybach

Photo: Brooke Shaden



Wyjście Marsa z Wodnika oznacza, że kończymy czas buntu, intelektualnej walki, szukania odmiany, ekscytacji, oryginalności we wszystkim co robimy… i w końcu możemy trochę odpocząć ;) Czas Marsa w Wodniku mógł być bardzo owocny zwłaszcza w sprawach związanych z naszą misją, współdziałaniem z innymi w ważnej dla nas sprawie, wprowadzaniu zmian czy odkrywaniu nowych perspektyw czy technologii. Najbliższe dwa miesiące będą bardziej sprzyjały odpuszczeniu, podążaniu za tym co się dzieje i zaufaniu. Możemy pozwolić by nasz nadaktywny umysł trochę odpoczął po wytrwałej pracy, możemy sobie pozwolić by przez jakiś czas „nie wiedzieć” dokąd idziemy i pozwolić na to by Duch sam nas prowadził, możemy się rozluźnić :)To co ważne przyjdzie samo, to co nieistotne samo się rozmyje i odejdzie, pewne działania będą nam same „płynąć” inne niekoniecznie, ale nie ma co się tym jakoś niepokoić. Najwyższą nauką jaką ma dla nas ten czas to uczenie się jak podążać za tym co się pojawia i kierować energię tam gdzie ona chce popłynąć, nawet jeśli nie do końca rozumiemy po co ;)

Czas gdy Mars jest w Rybach nie sprzyja zdecydowanemu działaniu, walce o swoje cele, czy generalnie asertywności. To czas kiedy prąd wydarzeń może nas nieść w nieoczekiwanym kierunku, większy wpływ na nasze działania mają emocje, a także nastroje jakie odbieramy z otoczenia. Idealną praktyką na ten czas jest działanie przez niedziałanie, podążanie za tym co się wydarza i nie walczenie z tym co wydarzyć się nie chce. Można potraktować ten czas jako czas odpuszczenia sobie największych zmagań, a jeżeli to nie możliwe to warto przede wszystkim otworzyć się na głos intuicji, poprosić wszechświat o prowadzenie, zaufać temu co się dzieje i nie oskarżać siebie jeżeli nie będzie nam się chciało „zasuwać” ;) Oczywiście u każdego ten wpływ będzie się wyrażał w innych sferach życia i może też być tak, że z powodu innych ważniejszych wpływów nie będzie tak wyraźny. 

To również czas sprzyjający wszelkim działaniom artystycznym, metafizycznym, śnieniu (także na jawie), oddawaniu się marzeniom, wizjom, podążaniu za nieuchwytnym króliczkiem do krainy baśni ;) Warto również włączyć nieco niekonwencjonalnych metod do naszego działania. W tym szczególnym czasie modlitwa, afirmacja, rytuały czy praca z intencją mogą przynieść lepsze efekty niż dyscyplina i konsekwencja w działaniu ;) Nie namawiam tu nikogo do tego by zarzucał swoje obowiązki, ale do tego by uważnie patrzeć na to kiedy dotychczasowe sposoby działania przestają działać i by elastycznie podążać za tym co się dzieje. Czas sprzyja praktykom duchowym, pracy na rzecz innych, wyrażaniu swoich skrywanych emocji np. poprzez twórczość i muzykę, poszukiwaniu siebie, swojej wiary oraz głębokich potrzeb duchowych i rozwojowych. Sprzyja również używkom, temu co w niekontrolowany sposób pozwala nam „odlecieć” oraz wchodzeniu w rolę masochisty/ofiary i cierpiętnictwu. Warto tropić takie tendencje u siebie i traktować jako nie wyrażającą się wprost potrzebę odpuszczenia sobie celów zewnętrznych i realizacji tych wewnętrznych, duchowych. Doskonałą praktyką na ten czas i na wszystkie związane z nim trudności jest medytacja, która może pozwolić nam przekuć pozorne trudności w sprzyjające okoliczności, a pozorną niemoc w siłę podążania w zgodzie ze swoją duszą. I tego Wam na ten czas życzę! :)



Chcesz dostawać informację o tym co aktualnie na niebie? Zapisz się do darmowego cotygodniowego newslettera!

Zapisy pod tym linkiem

poniedziałek, 12 listopada 2018

Jowisz w Strzelcu: 8 listopada 2018 - 2 grudnia 2019






W czwartek Jowisz skończył swój nieco ponad roczny pobyt w znaku Skorpiona i przeszedł do swojego ulubionego znaku – Strzelca :) Na facebooku podzieliłam się już paroma refleksjami na temat tego jak przejawiał się Jowisz w Skorpionie w świecie, zacznę więc od autocytatu ;)



"Skorpion to znak powiązany z tym co ciemne, ukryte, powiązane z władzą, nadużyciami i seksualnością. Jowisz w tym znaku miał moc wydobywania kolejnych tabu i poszerzania świadomości społeczeństw oto co dotąd było ukryte. Już parę dni po wejściu Jowisza do Skorpiona zaczęła się akcja #meetoo, oraz lawina afer z molestowaniem i związanych z nimi zwolnień. Ten temat działał mocno przez cały ten rok, mieliśmy kolejne akcje, czarne protesty, marsze kobiet, a dyskusje na temat tego co jest spoko żartem, co seksizmem, a co formą przemocy przetoczyły się przez internety. Drugi ważny i bardzo powiązany ze Skorpionem wątek tego roku to pedofilia w kościele, akcja z bucikami i fenomen filmu Kler... W tekście o jutrzejszym nowiu w Skorpionie piszę o tym, że to czas Feniksa (mocno związanego ze Skorpionem), jego spalenia i odrodzenia z popiołów, a jednocześnie jest to niesamowicie wymowne podsumowanie tego jowiszowego roku, który zaczął się samospaleniem Piotra Szczęśnego pod Pałacem Kultury dokładnie 8 dni po wejściu Jowisza do Skorpiona, a w pewnym sensie "zakończył" samospaleniem księdza w filmie Kler... Poza tym wiele było innych ważnych i mocnych wątków wydobywania Cienia i tego co tabuizowane i pomijane, jak chociażby protest niepełnosprawnych i ich rodzin w sejmie. Nawet symboliczna akcja Banksy'ego z samozniszczeniem jego obrazu ma w sobie coś mocno skorpioniego ;)

Dziękuję za ten czas i tą bolesną często lecz ważną transformację! <3"



Jowisz w Skorpionie oczyścił przedpole, wydobył trupy z szaf i wątki dotąd zamiatane pod dywan, wspierał nas zarówno w osobistej, jak i społecznej transformacji wątków związanych z przemocą, władzą, uprzedzeniami, seksualnością, wszelkimi tabu, oraz najogólniej – z naszymi najgłębszymi lękami. Czas płonącego Feniksa wypalił stare, teraz Jowisz w Strzelcu tam gdzie przeszedł ogień będzie zasiewał Nowe.


Jowisz wchodząc do Strzelca wraca do własnego królestwa – tutaj jest najsilniejszy i może działać z właściwym sobie rozmachem. Jednocześnie wracając do siebie rozpoczyna nowy 12 letni cykl swej kosmicznej podróży. To więc jest czas nowych idei, budowania nowych wizji i zrębów nowych paradygmatów społecznych. Ostatnie lata, zwłaszcza rok Skorpiona mogły nas skłonić do zwątpienia w to co wierzymy, odrzucania dawnych ideałów, a nawet do pewnego cynizmu czy nihilizmu. Ten rok to odrodzenie wiary, wzmocnienie naszych przekonań, oraz nowe mądrości i fascynacje. Cieniem Jowisza w Strzelcu może być jednak silniejszy fundamentalizm czy nadmierna wiara w to co nas teraz przyciąga. Nowe idee oraz odradzające się stare rozpalone ogniem Strzelca porywają i łatwo o nadmiar entuzjazmu, który czasem może być zgubny ;) Z drugiej strony jednak zazwyczaj brakuje nam w życiu takiej pewności siebie i jasności celu jaki może nam serwować Jowisz w Strzelcu, więc warto skorzystać z tego „wiatru zmian” i złapać go w żagle, pamiętając jednocześnie by nie stracić z celu tego co naprawdę jest dla nas najważniejsze.




Rok Jowisza w Strzelcu jest czasem poszukiwania Prawdy, osobistego sensu życia, celów nowych wędrówek. To czas kiedy będzie nas mocniej przyciągać wiedza, zarówno tak akademicka, jak i ta bardziej „egzotyczna” i duchowa. Szukając wyższego zrozumienia, syntezy wszelkiej mądrości czy sensu naszej egzystencji chętniej będziemy sięgać po nowe książki, wykłady czy kursy, rozglądać się za tymi co coś inspirującego mają do przekazania, sięgać do mądrości innych kultury, oraz do rozważań filozoficznych. Będzie nas pociągać to wszystko co wykracza poza naszą dzisiejszą perspektywę, co ją poszerza, lub co daje narzędzia by zrozumieć naszą rzeczywistość z metapoziomu. Mocniej też będą nas pociągać podróże, szczególnie te dalekie, poza granice świata, który znamy. Gnać będzie nas ciekawość, chęć eksploracji nowego i wyższego zrozumienia. Czas Jowisza w Strzelcu również sprzyja różnym wierzeniom i religiom, o ile jednak tli się w nich wciąż żywa idea i wizja świata. Wciąż silne idee i wiary będą się wzmacniać i odnawiać, a te wypalone i nierozwijające się dalej usychać. Kluczem doi tego czasu jest rozwój, to co daje nam poczucie że wzrastamy i odkrywamy nowe perspektywy i sensu będzie teraz nas przyciągać, a te idee, które już nic nowego nie są nam w stanie zaproponować będą coraz mniej interesujące. To również czas wzrostu idealizmu jako takiego. Możemy czuć większa chęć by walczyć o nasze prawdy, o to w co wierzymy, dzielić się naszymi odkryciami i perspektywą, a nawet nauczać innych tego co wiemy. Ryzykiem tego czasu może być wzrost fanatyzmu i walk ideowych. Jednak dobrze wykorzystane wibracje Jowisza w Strzelcu mogą nam pozwolić poszerzyć naszą perspektywę tak by objąć nią również perspektywy innych. Na polu globalnym możemy więc obserwować zarówno zażarte dysputy teologiczne fundamentalistów i utwierdzanie się w swojej słuszności radykalniejszych wiernych, jak i próby reform i odnowy instytucji religijnych w duchu postępu i ekumenizmu.


Jowisz w Strzelcu to również dobry czas dla nauki, inspiruje do nowych odkryć, oraz do wdrażania nowych technologii, zwłaszcza tych pozwalających nam na poszerzanie naszego „okna na świat”. Dobrym przykładem tego typu technologii jest iPhone, który został wprowadzony podczas poprzedniego pobytu Jowisza w Strzelcu, a dziś 12 lat później trudno nam wyobrazić sobie świat bez smartfonów ;) Jeśli więc masz w planach wprowadzić na rynek jakąś genialną innowację, to będzie na to naprawdę dobry czas :) Nie tylko zresztą na super nowinki technologiczne, bo generalnie czas kiedy obie planety społeczne – Jowisz i Saturn są swoich królestwach (Saturn od pewnego czasu jest u siebie w Koziorożcu), to bardzo dobry rok na wszelkie działania biznesowe i rozpoczynanie nowych działań mających wywierać wpływ na naszą rzeczywistość społeczną (tylko warto tradycyjnie uważać na retrogradacji Merkurego! ;) ) .



Z perspektywy globalnej Jowisz w Strzelcu przynosi mocny ruch otwierania się na innych, poszerzania swych stref wpływu, integrowania różnych społeczności i narodów. W czasie poprzedniego pobytu w tym znaku (2006/2007) nastąpiło kolejne rozszerzenie Unii Europejskiej i NATO, kolejne kraje nawiązywały ze sobą stosunki dyplomatyczne (jak np. Zjednoczone Emiraty Arabskie i Watykan), a pod osłoną nocy rozebrano mur dzielący Nikozję na Cyprze między Grecję a Turcję etc. W porównaniu jednak z rokiem poprzednim w tym czasie było mniej napięć, bo Jowisz w Strzelcu sprzyja rozwiązywaniu problemów na drodze prawnej i za pomocą międzynarodowych dekretów, traktatów i deklaracji. To czas sprzyjający jednoczeniu się narodów, ale też zwieraniu szyków we wspólnej sprawie, oraz generalnie wzrostowi idealizmu i optymizmu w społeczeństwach. Czas ten sprzyja więc ruchom obywatelskim oraz wyłanianiu nowych przywódców i charyzmatycznych liderów.



Wracając jednak do mojej ulubionej perspektywy indywidualnej :) Rok kiedy Jowisz będzie w Strzelcu najlepiej wykorzystać na to co wymaga od nas odwagi i wiary we własne siły. Dobrze w tym czasie porwać się na coś zupełnie nowego i jak to mówią trenerzy „wyjść ze strefy komfortu” ;) Czas będzie szczególnie sprzyjał tym działaniom, z którymi stoi jakaś ważna dla nas idea, coś w co wierzymy i czym chcemy się dzielić ze światem. Słabo będą nam w tym czasie płynęły działania wynikające wyłącznie z rozsądku i chłodnych kalkulacji, z drugiej jednak strony warto uważać by przypływ bezkrytycznego entuzjazmu nie wyrzucił nas na jakąś mieliznę ;) Trochę rozsądku jednak wypada zachować, tym bardziej, że Saturn, który wciąż jest w Koziorożcu nadal będzie od nas wymagał dużej praktyczności i odpowiedzialności. Czas Jowisza w Strzelcu budzi nas do nowego lotu, czas więc rozpostrzec skrzydła i przygotować się na podmuch! ;) 




niedziela, 4 listopada 2018

Poczucie winy i wstyd - "uczucia wyklęte"

photo: Brooke Shaden



Poczucie winy i wstyd to najczęściej nierozumiane i odrzucane uczucia. Jeśli mam myśleć o sobie dobrze, to jak mogę odczuwać poczucie winy? Jeśli mam kochać siebie, to jak mogę jednocześnie czuć wstyd? Są to emocje powiązane mocno z normami społecznymi i dlatego chętnie negowane, no bo przecież to „tylko narzucone nam normy!”, „wmówili nam byśmy się tak czuli!”. Innymi słowy, o ile jeszcze można jakoś dopuścić ideę, że smutek, czy złość są nam po coś potrzebne, to poczucie winy i wstyd są absolutnie na cenzurowanym i każda „rozwijająca się” osoba czym prędzej powinna je z siebie wykorzenić! ;) Tymczasem są to uczucia tak samo jak wszystkie inne domagające się naszej uwagi i miłości. I tak jak każda emocja o czymś ważnym do nas mówią.

Poczucie winy mówi, że w jakiejś sytuacji zadziałaliśmy wbrew własnym wartościom. Często jednocześnie są to wartości danej społeczności lub narzucone nam przez rodzinę, ale nie zawsze. Czasem są to wartości, które są dla nas ważne, choć zdajemy sobie sprawę, że mało kto ich przestrzega. Czasem staramy się „pracować” z poczuciem winy, podważając te wartości intelektualnie, mówiąc, że to społeczeństwo nam to narzuciło ograniczając naszą wolność etc… oczywiście jest masa takich restrykcji, które są nam do niczego nie potrzebne, ale akurat poczucie winy jest nieomylnym znakiem, że gdzieś przekroczyliśmy to co sami uważamy za właściwe. Gdy robimy coś co uważamy za słuszne wbrew ocenie większości, poczucie winy nie pojawia się, nawet w ogniu największej krytyki. Psychopaci, którzy nie podzielają (podobno) większości wartości dotyczących nie ranienia innych ludzi, poczucia winy nie odczuwają. Kiedy próbujemy walczyć z poczuciem winy poprzez negowanie naszych wartości, to tak jakbyśmy chcieli stać się psychopatami, po to by czuć się dobrze. To co tutaj w moim odczuciu lepiej działa, to zobaczenie w jakim miejscu przekroczyliśmy własne granice, jakie wartości złamaliśmy, pozwolenie sobie na czucie wszystkich związanych z tym uczuć i na kochanie siebie ze wszystkim co się zadziało i z całym poczuciem winy jakiego doświadczamy. W ten sposób honorujemy ranę, którą od samych siebie otrzymaliśmy i pozwalamy odejść poczuciu winy, którego jedynym zadaniem było pokazać nam ją i to miejsce, w którym kiedyś sami siebie odrzuciliśmy.

Wstyd jest jeszcze bardziej związany z innymi ludźmi. Wstydzimy się tego co ktoś niepowołany zobaczył lub mógł zobaczyć, ewentualnie tego co wyobrażamy sobie, że by mógł ;) W domu, gdy nikt nie patrzy pozwalamy sobie na całe spektrum swobodnych zachowań, które gdyby przydarzyły się nam publicznie uwolniłyby wielkie pokłady wstydu… tak pokłady, bo wstyd został zgromadzony w naszych ciałach, umysłach i sercu w wielkich ilościach od dzieciństwa, które zazwyczaj obfitowało w sytuacje zawstydzające. Zawstydzanie to jedna z najczęściej podejmowanych form przemocy wobec dziecka, to również jedna z najczęstszych form przemocy między rówieśnikami i rodzeństwem. Efektem jest to, że wstydzimy się tego jacy jesteśmy, wstydzimy się być sobą. I nawet kiedy wydaje się nam, że już zbudowaliśmy pewność siebie, to gdy nas ktoś wyśmiewa lub gdy robimy coś niezręcznego publicznie, nagle dopada nas to uczucie, które nasze ciało tak dobrze zna… Nie tak łatwo pozbyć się tego wzorca, on jest w nas zakorzeniony poprzez powtarzające się doświadczenia i świadomość naszej wartości nie jest tym co nas przed nim uchroni, choć owszem bardzo nam pomoże by w miarę gładko z niego wyjść. I znów – jedyną drogą by uwolnić wstyd, jest przeżyć go świadomie, zrobić mu miejsce, ukochać siebie zawstydzonego. To tym ważniejsze, że zazwyczaj przez całe życie wstydziliśmy się czuć wstyd! Tak jakby udawanie, że się nie wstydzimy pozwalało nam wstydzić się mniej. Generalnie presja społeczna często powodowała, że wstydziliśmy się czuć wszelkie „trudne” emocje, jedne mniej inne bardziej… nawet cieszyć się za bardzo nie było zbyt dobrze, nawet kochanie kogoś bywało uczuciem „wstydliwym”. Gdy czuliśmy coś mocno będąc wśród ludzi czuliśmy wstyd i staraliśmy się szybko odwrócić swoją uwagę od tego co czujemy. Uczucia – wstyd – wstyd, że się wstydzę – ucieczka w intelekt, w działanie, w atakowanie kogoś, w czyjeś ramiona, w używki… tak w skrócie wyglądała nasza droga odwracania się od siebie… Dlatego otworzenie się na spotkanie z własnym wstydem często jest potrzebne do tego by w ogóle móc przyjąć swoje uczucia w całej ich „niereprezentacyjności”, oraz by zobaczyć te części nas, które nadal trudno nam przyjąć i objąć miłością. Wstyd jest nieomylnym znakiem, że dotykamy tego, co najtrudniej nam w sobie pokochać, ba nawet widzieć tego nie chcemy! I tak długo jak będziemy odwracać wzrok, wstyd będzie wracał.


O wywoływaniu poczucia winy jako relacyjnej grze przeczytasz tutaj. Inne moje teksty o emocjach i rozwoju poprzez obejmowanie wszystkich aspektów siebie znajdziesz tutaj.

Dlaczego tak trudno nam się czasem porozumieć?

photo: Andreas Franke


Nasze różnice poglądów nie wynikają z tego, że inaczej myślimy a z tego, że na inne sprawy jesteśmy wyczuleni. Sposób myślenia to coś co może się łatwo zmienić, a w każdym razie mogłoby gdyby nie nasze wyczulenia ;) A owe wyczulenia to nic innego, jak tylko dbanie o jakiś kawałek rzeczywistości, dążenie do zmniejszenia jakiejś formy przemocy czy niesprawiedliwości, co robimy często nie zważając na to na co inni są wyczuleni. Dotykamy cudzych wyczuleń nawet o tym nie wiedząc, a oni dotykają naszych również bez intencji, bo po prostu jesteśmy rzecznikami innych spraw. Jeśli atakujemy siebie wzajemnie nigdy nie dowiemy się tego na co wyczulona jest druga osoba i nie przekażemy też tego na co sami jesteśmy wyczuleni.


Jeśli przykładowo jestem wyczulona na kwestię molestowania wobec kobiet łatwo mogę dotknąć tych co są wyczuleni na temat oskarżania mężczyzn o wszystkie nieszczęścia świata. I wcale nie dlatego, że to jest moją intencją, tak jak niekoniecznie intencją drugiej strony jest dezawuowanie nadużyć wobec kobiet.

Kiedy widzimy cudze wyczulenia, otwiera się przestrzeń nie tylko do tego by wzajemnie siebie zrozumieć, ale też by zobaczyć, że ostatecznie nie chodzi o to kto ma rację, a o to by słów używać do tworzenia, inspirowania i wspierania, a nie do niszczenia i poniżania.

środa, 31 października 2018

Z historii badań nad astrologią





Wyobraźmy sobie, że w szeroko zakrojonym badaniu wychodzi związek między czynnikiem X a cechami osobowości. Związek ten nie jest bardzo silny, ale jego istnienie powtarza się w kolejnych badaniach, a także w metaanalizie. Dodajmy do tego, że autorem pierwotnych badań jest bardzo znany psycholog, autor jednej z najbardziej znanych typologii osobowości, więc wydawałoby się, że jego odkrycia zostaną potraktowane poważnie i że świat o nich usłyszy. Albo, że chociaż będą kontynuowane na tyle intensywnie by w pełni zrozumieć na czym polega efekt czynnika X. Rzecz w tym, że prawdopodobnie nawet on sam ich nie traktował do końca poważnie… czynnikiem X bowiem była astrologia.

Opisywane badanie miało miejsce w 1978 roku, czyli mija 40 lat. Nadal badań na ten temat jest bardzo niewiele, a wyjaśnień tego zjawiska jeszcze mniej – właściwie to tylko jedno, które łatwo obalić, co z przyjemnością uczynię poniżej ;) Dyskusja ten temat była nieznaczna i nie wyszła poza wąskie środowisko badaczy. Tak bardzo nie wyszła, że dziś mało kto o tych badaniach wie i obecnie najczęściej w pytaniu o astrologię zacni naukowcy odpowiadają z przekonaniem, że to zabobon obalony triumfalnie przez naukę. W jaki sposób obalony? Zazwyczaj tutaj nie ma odpowiedzi. Zdarzało mi się również „dyskutować” z osobami twierdzącymi, że astrologia to wiara i w związku z tym nie da się jej badać, nie słuchającymi moich zapewnień, że owszem się da i że już to robiono. Nie, nie da się.

Nauka tworzy swoje mity, podobnie jak różne formy „pseudonauki”. Mniej jest to widoczne na poziomie naukowych publikacji, gdzie autorzy zazwyczaj starają się możliwie rzetelnie przedstawiać fakty, unikać nadinterpretacji i sprawdzać informacje w źródłach. Natomiast już w artykułach popularnonaukowych zdarza się wolnoamerykanka i przykładem jest tu opis wspomnianych wyżej badań Eysencka. Jeśli zaufamy artykułom z internetu, często podpisywanym przez osoby z tytułami naukowymi historia ta jest następująca: Eysenck przeprowadził badania swoim testem osobowości na 2000 osobach i wyniki wyszły zgodne z oczekiwaniami astrologów, ale… badanymi byli studenci astrologii. Potem powtórzono te badania na osobach nie znających astrologii i istotnych związków już nie stwierdzono. Znaczy astrologia działa tylko wtedy gdy się w nią uwierzy. Koniec opowieści, stos uszczypliwości i złośliwy rechot.

W rzeczywistości ta historia wyglądała trochę inaczej.


Najpierw były badania Michela Gauquelina z lat 50-tych, psychologa i statystyka, który stwierdził, że u osób które odniosły sukces w badanych przez siebie dziedzinach niektóre planety mają wyraźną tendencję do przebywania w określonych sektorach nieba w momencie urodzenia. W związku z tym, że grupy badane były bardzo duże (od 866 do nawet 3647 osób w podgrupach, czyli w sumie ponad 16 tysięcy osób badanych!), poziom istotności bardzo solidny (p<0,0001), a procedura wykluczająca wpływ autosugestii, badań tych nie dało się w żaden sposób podważyć. To te badania przyciągnęły uwagę znakomitości w świecie psychologii jaką bezsprzecznie był Eysenck. Wraz z Gauqulinem i jego żoną François zaangażował się w badania nad związkiem między pozycjami planet a osobowością na podstawie biografii osób znanych. Pozytywne wyniki tych badań zostały po latach zakwestionowane, niemniej nie obalone: stwierdzono, że mógł tu odgrywać rolę wybór kategorii przez badaczy sugerujących się astrologicznymi typami. Do tych zarzutów nie odniosę się poważniej, bo póki co do źródłowych analiz nie dotarłam, choć zastanawia mnie dlaczego „astrologiczny” dobór kategorii miałby przekreślać wyniki badań nad astrologią. Tym bardziej, że niezależnie od tego co poddajemy badaniu – czy cechy osobowości według Eysencka, czy też według swojego widzimisię, to powiązanie ich z czynnikami astrologicznymi nadal jest interesującym wynikiem. Gdybym projektowała tego typu badanie również pewnie tak dobrałabym analizowane cechy osobowości by łatwo dawało się je przełożyć na język astrologiczny i co za tym idzie, możliwie łatwo sformułować konkretne hipotezy badawcze, zamiast brać konstrukt teoretyczny, który do astrologii słabo pasuje i próbować jakoś go przełożyć na mało przekonujące nawet dla mnie hipotezy. Tym niemniej warto z tego zapamiętać fakt, że badania te przyniosły kolejne pozytywne dla astrologii wyniki, choć pojawiły się również głosy krytyczne. Warto również podkreślić, że zarówno w imponujących skalą badaniach Gauquelinów, jak i w tych we współpracy z Eysenckiem analizie poddawane były materiały źródłowe a nie sami ludzie, co oznacza, że nie mogła tu odgrywać żadnej roli kwestia autosugestii badanych czy sugestii ze strony badacza.

Następnie z dwóch niezależnych kierunków dotarły do Eysencka bardzo podobne doniesienia: astrolog Jeff Mayo pokazał mu wyniki prowadzonych przez siebie badań nad ekstrawersją, która zestawiona ze znakiem zodiaku Słońca u badanych układała się w charakterystyczny wzór zygzaka, a więc była wyższa w tzw. znakach męskich (ognistych i powietrznych) i niższa tzw. znakach żeńskich (wodnych i ziemskich), które występują w zodiaku naprzemiennie. Niezależnie w w zbliżonym czasie podobny zygzag w wynikach dotyczących ekstrawersji uzyskał na studentach swojej uczelni (Bradford University) socjolog Joe Cooper. W efekcie Eysenck nawiązał współpracę badawczą z Mayo, ten model badawczy był kilkunastokrotnie replikowany przez różnych badaczy. Wyniki w większości przypadków były pozytywne, choć związek między ekstrawersją a znakiem zodiaku Słońca zazwyczaj wychodził dość słaby, a "zygzak" się rozmył i nie był już tak ewidentny jak u Mayo (choć np. najwyższa neurotyczność u Ryb się potwierdziła ;) ) . Było to jednym z zarzutów badaczy twierdzących, że brak silnego związku świadczy przeciw astrologii, która rzekomo postuluje silną, być może nawet 100-procentową zależność. Zarzuty te pokazywały jak niewiele wypowiadający się naukowcy wiedzą o astrologii i że prawdopodobnie mylą „astrologię gazetową”, z tą prawdziwą, w której pozycja Słońca w znaku jest jednym z bardzo wielu czynników, w tym jednym z wielu elementów horoskopu, które mogą mieć wpływ na ekstrawersję, więc siłą rzeczy nie mogłaby wyjaśniać 100% wariancji. Zbyt wysoki wynik byłby dla samych astrologów zapewne dość niepokojący oznaczałby bowiem, że mogą już zwinąć manatki, skoro do skutecznego opisu osobowości człowieka wystarczą „horoskopy” gazetowe ;)

Możliwe wyjaśnienia – a właściwie tylko jedno :)


Ciekawostką jest, że mimo powtarzającego się wyniku oraz wcześniejszych dużo mocniejszych w wymowie badań Gauquelina, naukowcy przeszli do porządku dziennego nad pojawiającymi się wynikami opierając się na jednej tezie: te wyniki to efekt autosugestii wynikającej z wiary w astrologię. Twierdzono również, że w badaniach Mayo głównie uczestniczyli jego studenci astrologii, czemu on sam zaprzeczał (no i w sumie mu wierzę, bo jeszcze nie słyszałam o szkołach astrologii skupiających tysiące uczniów, ale może nie znam realiów angielskich ;) )  Wytłumaczenie to długo pozostawało po prostu jedyną z możliwych interpretacji, w latach 90-tych „potwierdził” ją jednak holenderski badacz Rooij. Przeprowadził on badanie według tego samego schematu, z tą różnicą, że przed badaniem zapytał uczestników o ich stosunek do astrologii, po czym, zgodnie z odpowiedzią podzielił ich na dwie grupy: tych nastawionych pozytywnie i tych negatywnie. No i co się okazało? Zyzgzak, zwany też „efektem Mayo” wystąpił tylko u tych pierwszych, natomiast u tych drugich ani śladu zygzaka! Alleluja! Wiemy już wszystko – to tylko efekt wiary w horoskopy! :)

Rozwiązanie to wydaje się badaczom jedynym możliwym wyjaśnieniem tego efektu, innego nawet nie próbowali formułować, więc pojedynczy wynik potwierdzający je uznali za dowód koronny. Tymczasem jest to wyjaśnienie zakładające bardzo poważny wpływ sugestii. Ludzie pod wpływem lektury horoskopu gazetowego mieliby modyfikować swoją osobowość! Chyba, że dopuszczamy opcję, że nie osobowość, a jedynie samopostrzeganie, ale w takim razie kwestionariusz Eysencka mierzy nie osobowość, a samopostrzeganie, które do tego jest tak delikatnym konstruktem, że zmienia się pod wpływem lektury rozrywkowych artykułów w prasie. Zważywszy na to, że od wielu lat „horoskopy astrologiczne” nie mają monopolu na taką rozrywkę i czytelnik może się również utożsamić z „horoskopem” chińskim, majowskim, azteckim, indiańskim czy jakimkolwiek innym płodem czyjejś wyobraźni, to aż strach sobie wyobrazić co za chaos może to wprowadzać do badań kwestionariuszowych ;)

Zaproponuję tezę odwrotną, wydaje mi się że logiczniejszą. Związek między wiarą w astrologię a siłą opisywanego efektu może być efektem tego, że osoby, którym opis astrologiczny się zgadza mają tendencję by w astrologię wierzyć, a ci którym się nie zgadza by w nią nie wierzyć. A potem gdy dochodzi do podziału na grupy przez Rooija, to tym pierwszym wychodzi związek między osobowością a znakiem słonecznym, a tym drugim nie. Ot i cała tajemnica :D

Wyjaśnię teraz dlaczego astrologa w żaden sposób nie mierzi fakt, że jednym opis ich znaku się zgadza a innym nie. Tak się bowiem składa, że traktują to oni jako pewną oczywistość. Chodzi o to, że - jak już wspomniałam wyżej - Słońce jest tylko jednym z wielu czynników wpływających według astrologii na osobowość. Czynników tych jest naprawdę dużo, dla uproszczenia posłużę się jednak przykładem osoby, która ma Słońce w Baranie oraz Księżyc, Merkurego, Wenus i Marsa w Rybach. Taka sytuacja zdarza się dość często zwłaszcza jeśli chodzi o Merkurego i Wenus, które mogą być tylko w tym samym znaku co Słońce lub w znakach sąsiednich. Taka osoba prawdopodobnie mało będzie się utożsamiała z opisem Barana i gdyby przedstawić jej opis Ryb prawdopodobnie znalazła by więcej cech wspólnych. Tak naprawdę rzadko zdarzają się osoby, które byłby względnie jednolite pod względem znaku, zazwyczaj mamy do czynienia ze skomplikowanymi „mieszankami”, co pociąga za sobą bardzo różny poziom utożsamienia z tym co ktoś napisał o „naszym znaku” w gazecie.



Polskie badania wprowadzają zamęt, którego nikt nie zauważa ;) 


Wracając do tezy o wpływie wiary w astrologię na „sun-sign effect” zwany też efektem Mayo. Poza moim zdroworozsądkowym wyjaśnieniem tego wpływu jest też inny argument przeciwko takiemu wyjaśnieniu zależności między osobowością a „czynnikami kosmicznymi”, a dostarczyli go nasi rodzimi badacze! I to nawet tego nie zauważając. Bogdan Zawadzki (profesor na wydziale Psychologii UW, na którego zajęcia swego czasu uczęszczałam) w artykule w Charakterach pisze ze swadą, o wyżej opisanym badaniu Rooij, które jego zdaniem wyjaśnia mechanizm efektu Mayo. Jednocześnie parę akapitów wyżej opisując niezwykle skrótowo wyniki własnych badań i odkrytych zależności (niezwykła skromność u badacza!) podaje, że w badaniu uwzględnione były pozycje zodiakalne nie tylko Słońca, ale też Księżyca, Merkurego, Wenus, Marsa, Jowisza i Saturna, a istotne zależności odkryto dla: Słońca, Saturna, Jowisza, Merkurego i Księżyca. Jak silny by nie był efekt wiary w astrologię to raczej pewnym jest, że niewiele osób w społeczeństwie jest świadoma tego w jakim znaku ma Saturna i co to oznacza. Zazwyczaj ten Saturn będzie w innym znaku niż Słońce więc może nawet zaprzeczać cechom o którym dana osoba wyczyta w popularnych horoskopach i co wtedy? Jak wyjaśnić taki związek? Interpretacja dotycząca wpływu sugestii może być brana pod uwagę tylko przy związku znaku słonecznego czyli popularnego „znaku zodiaku” z osobowością, ale w przypadku innych astrologicznych czynników nie ma już sensu, chyba żebyśmy badali jedynie społeczność astrologów (wtedy też nie szczególnie ma sens, ale z tym już mniejsza). 

Konkludując – wyniki polskich badań niechcący obaliły podstawową linię interpretacji tzw. efektu Mayo. Szkoda tylko, że nikt tego nie zauważył.... ;) A tak bardziej serio wiem, że mimo że zarówno Bogdan Zawadzki, jak i jego uczelnia ma znaczącą renomę i prawdopodobnie ich badania są solidne metodologicznie (liczba osób badanych 1471 – też nie jakoś mało), to by potwierdzić istnienie efektów Saturna, oraz innych planet potrzebne byłby kolejne badania. I na nie czekam! :) A o badaniach Zawadzkiego nad związkiem „czynników kosmicznych" i cech z kwestionariusza Eysencka, czyli z neurotycznością, psychotycznością i ekstrawersją być może jeszcze napiszę więcej, bo dla astrologa są one bardzo ciekawe, choć niestety z dostępnych w artykule danych i bardzo nieczytelnych wykresów niewiele można wyczytać, a jeszcze mniej wywnioskować w sposób naukowo uzasadniony. Co najwyżej mogę mówić, że kropeczka przy znaku Panny jest dużo wyżej niż kropeczka przy znaku Raka co naukowo jest mało wiarygodne. Szkoda, że badacze tak niewielką wagę przywiązali do prezentacji swoich, jakby nie było istotnych statystycznie wyników i że z ich publikacji możemy się dowiedzieć, że owszem jest związek, ale konkretnie on wygląda to już nie.

Podsumowanie


Bardzo często, żeby nie powiedzieć, że zazwyczaj, krytyka astrologii polega na obalaniu tez, których ona wcale nie stawia. Mało to honorowe, a jeszcze mniej naukowe. Przykładem niech będzie badanie o związku znaku zodiaku (oczywiście tego słonecznego jak się domyślamy z opisu) z częstością śmierci samobójczej. Nigdy jakoś nie spotkałam się z tym by jakiś astrolog stawiał tezy na ten temat, raczej jak już samobójstwa wiązano by z aspektami. Mimo, że jest to ciekawy temat do analiz, to z pewnością nie ma tu jakiejś tezy powszechnie podzielanej przez astrologów, ani tym bardziej wynikającej bezpośrednio z wiedzy astrologicznej. Sprawdzić niby zawsze można, ale nie traktujmy tego jak jakiś test astrologii. Podobnie rzecz się ma z ciekawymi skądinąd analizami horoskopów seryjnych morderców - dużo ciekawych zależności tutaj powychodziło, więc o "obalaniu" astrologii nikt nie mówi, ale no cóż... o samym badaniu również jakoś nikt nie mówi ;) 

Poza dyskursem naukowym jest nie lepiej, najczęściej wypowiadają się ludzie, którzy nie znają nawet podstaw tematu. Szczególnie widać to w wykonaniu tych publicystów, czy zwykłych "mądrych wujków", którzy są przekonani, że astrologia polega ona na wróżeniu z gwiazd i generalnie mylą wiedzę o korzeniach w starożytności, którą studiowali i/lub praktykowali Kepler, Kopernik czy Galileusz, z rozrywką z ostatnich stron magazynów kobiecych. W rzeczywistości gwiazdy mają w astrologii marginalne znaczenie i można się spokojnie bez nich obyć, ale by to widzieć trzeba by się choć minimalnie zainteresować tematem zanim się nań wypowie. W przypadku opisywanych wyżej badań autorzy o tyle się w temat zgłębili, że chociaż nic nie mówią gwiazdach czy wróżeniu i faktycznie biorą na warsztat czynniki mające w astrologii znaczenie, czyli pozycję Słońca, Księżyca i planet w znakach. Do tego się jednak ograniczają, co samo w sobie nie było by zarzutem, bo trudno byłoby objąć badaniem wszystkie astrologiczne czynniki (tym bardziej, że ich lista jeśli będziemy dodawać różne wynalazki przeszłości i teraźniejszości rzadziej lub nawet sporadycznie używane, może dążyć do nieskończoności ;) ) Fajnie kiedy wyjmujemy jakiś konkretny czynnik i badamy jego związek z czymś z czym teoretycznie może mieć związek, tak jak w tym przypadku z cechami osobowości wg Eysencka. Dodam tylko na marginesie, że astrologia nie została stworzona do badania tych konkretnie cech i nawet gdyby nie było żadnego związku między wziętymi pod uwagę czynnikami, a tym co mierzy ten kwestionariusz to znaczyłoby tylko tyle, że astrologia (dokładniej te wybrane jej elementy) nie nadaje się do diagnozy psychotyczności, neurotyczności i ekstrawersji, a nie że nie nadaje się do niczego. To tak jak porównywanie dwóch różnych testów mierzących różne cechy – jeśli nie ma między nimi korelacji to jeszcze nie znaczy, że któryś z nich jest do bani, po prostu mierzą różne rzeczy. W tym przypadku jednak zależności się wyraźnie pokazały, zarzut natomiast jest inny – że są one zbyt słabe i że zdaniem autorów astrologia postuluje silniejsze związki. Nie czytałam o tym by „astrologia” jako dziedzina postulowała silniejsze związki którychś wybranych "czynników kosmicznych" z psychopatycznością czy neurotycznością, co najwyżej niektórzy astrologowie mogą mieć na ten temat jakieś swoje pomysły, mogą się nawet one wydawać innym astrologom przekonujące, ale ich naukowe obalenie byłoby tylko obaleniem jakiejś tam hipotezy, a nie astrologii jako takiej. 




Podsumowując – warto rzecz badać. Warto szukać odpowiedzi na pojawiające się pytania i wyniki, nawet jeśli wymagają one wyjścia poza dotychczasowe rozumienie świata. Dla mnie jako astrologa też jest bardzo ciekawe, gdy niektóre tezy ukute na bazie astrologii nie znajdują potwierdzenia. Dzięki połączeniu sił z badaczami możemy odkrywać zupełnie nowe mechanizmy rzeczywistości, a chociażby kwestionować te istniejące. Czy może być coś bardziej fascynującego? :)

Nie specjalizuję się w statystyce, miałam z nią trochę do czynienia na studiach, ale to było już dawno temu, więc mogłam popełnić jakieś błędy. Jeśli mi uprzejmie zwrócisz na nie uwagę będę wdzięczna :) Nie mam też wiedzy by głębiej wgryźć się w tematykę tych badań, więc coś mogłam pominąć lub nie zrozumieć. Dlatego jeśli znasz się na tym i chcesz nawiązać ze mną współpracę chociażby nad pisaniem bardziej fachowych artykułów, albo nawet nad planowaniem podobnych badań - będę zachwycona! :)

Tych, którzy są interesowani tym co konkretnie powychodziło w tych badaniach na razie odsyłam do mojego krótkiego postu o tym, które znaki zodiaku okazały się być najbardziej neurotyczne, a które najmniej - tutaj. W przyszłości mam nadzieję, że napiszę coś szerzej :) 

Na koniec jeden cytat z Eysencka, który dla mnie stanowi wzór postawy naukowej, która szuka odpowiedzi niezależnie od własnych preferencji. Wypowiedź ta stanowi odpowiedź naukowca na sugestię dziennikarza, że interesuje się badawczo astrologią i parapsychologią, bo nieświadomie pragnie wzmacniać tego typu wierzenia.
„No, I don't think so. I'm really not attracted by this, you know, I'm rather repelled by
it and I wish it were untrue. I'd be much happier if there were no parapsychological
phenomena and if there was no Gauquelin effect, but I can't deny on the evidence
that they do exist. So we have to admit them, and it therefore behooves us to look at
them. But I'm certainly not attracted by them in any way. No, it rather upsets me."


Więcej o tym co w badaniach Eysencka i Zawadzkiego było interesującego dla astrologów opowiadam w tym wykładzie zaprezentowanym na zaproszenie Polskiego Towarzystwa Astrologicznego.  Dużo wykresów oraz próba interpretacji tego jakie pozycje planet w znakach wedle dostępnych badaniach są powiązane z ekstrawertycznością, neurotycznością i psychotycznością. Rzecz dla koneserów ;) 



Bibliografia:

Dean, G. A., Nias, D. K. B. i French, C. C. - „Graphology, astrology, and parapsychology” w: Nybrg, H. (red.), „The scentific study of human nature. Tribute to Hans J. Eysenck (str. 511-542) London: Elsevier Science Ltd., 1997.

Gauquelin, M., - „Planety a osobowość człowieka”, Wydawnictwo Warsztat Specjalny, Milanówek 1994.

Zawadzki, B., Sobolewska, E., Jameson, J. - „Cechy osobowości PEN, a czynniki genetyczne i kosmiczne” w: „Psychologia – Etologia – Genetyka” t.2., 2000.

Zawadzki, B., - „Spełnione proroctwo astrologów”, w: Charaktery 6/2002.

poniedziałek, 15 października 2018

Swoje NIE to Ty szanuj! ;)




Kiedy coś od siebie odpycham nie mogę w tym samym czasie czegoś innego przyjmować. Przyjmowanie nie może być wybiórcze, tak samo jak czucie. Gdy jestem w ruchu odpychania, w reakcji na NIE, obejmuje to różne sfery, także te, których intencjonalnie „nie mamy na myśli”. Bycie na NIE rozlewa nam się po wszystkim i jesteśmy jak zmęczone małe dziecko, które staje się marudne. Nic nas nie cieszy, drażnią nas drobiazgi, nic się nie chce…. Czasem to tak samo jak u dzieci reakcja na zmęczenie i wystarczy kopsnąć się do łóżka by świat odzyskał barwy ;) Odpuścić sobie na chwilę i poczekać aż siły nam „same” się zregenerują. Inaczej nasze NIE rośnie, pęcznieje i nadyma się… :) Czasem odpoczynek nie wystarczy lub nie jest możliwy w takim wymiarze jak potrzebujemy. Czasem chodzi o coś innego – nasze NIE pojawiło się w reakcji na konkretną sytuację, zachowanie jakiejś osoby, nasze własne decyzje, koncepcje czy obowiązki. Co wtedy?

Po pierwsze przyjąć to, że to NIE w nas jest. Odłożyć na bok wszystkie przekonania, że tego NIE z jakiegoś powodu nie powinno tu być. Wszystkie pokusy by je jakąś magiczną techniką zamienić na TAK. Odpuścić sobie całe to siłowanie się z naszym NIE, bo kiedy próbujemy NIE zamienić na TAK to tym samym sami naruszamy własne granice i zapraszamy również innych do tego. Chodzi tylko o to by mieć świadomość tego co się w nas dzieje, by pozwolić sobie to poczuć i zobaczyć skąd to NIE wypływa.

Kiedy ostatnio byłeś ze swoim NIE? Kiedy przyjęłaś je w pełni? Pozwoliłeś je sobie czuć? Pozwoliłaś sobie być „Tą na NIE”? Na NIE w sprawie pracy, obowiązków, spotkania z lubianą lub mniej lubianą osobą? Oczywiście, często bywamy na NIE, ale jak często pozwalamy sobie to poczuć w ciele? Zazwyczaj albo z tym walczymy próbując nie zamienić na TAK, albo tkwimy w ocenianiu siebie z tego powodu i myśleniu o tym jak być powinno...w odrzucaniu siebie za to NIE…. Czasem natomiast wykrzykujemy to NIE światu, szybko stawiamy granicę i odchodzimy w swoją stronę… nadal czując NIE w ciele, ale uciekając przed nim, wciąż tak naprawdę nie przyjmując go do końca. I nadal się złościmy: nas tych coby chcieli byśmy byli na TAK, na to jak jak ten świat wygląda, jacy są ludzie i na siebie, że znów się znaleźliśmy w takiej sytuacji i że może nie zareagowaliśmy do końca tak jakbyśmy chcieli…

To co pomaga to zatrzymanie się na chwilę i pobycie z tymi uczuciami, z odczuciami w ciele, które towarzyszą temu naszemu NIE, może z krzykiem, a może z tupnięciem, ale potem znów w ciszy swego serca, w odczuwaniu co tak naprawdę się dzieje, o czym nam mówi nasze ciało, co tak naprawdę nas zatrzymuje czy odpycha…. Słuchamy spokojnie i bez ocen, jak opowieści dziecka, które czegoś przykrego doświadczyło na podwórku, ale trudno mu to nam przekazać… słuchamy, jesteśmy z nim w tym z akceptacją. Decyzję podejmiemy później, na razie czas na to by wysłuchać naszego własnego NIE i przyjąć informacje, które z tego dla nas płyną. Wysłuchiwane NIE przystaje się tak rozlewać po wszystkim i powoli odkrywamy, że to może nie jest tak, że mamy dość absolutnie wszystkiego ;) Zaczynamy łapać co wywołuje naszą reakcję, zwłaszcza jeśli uczymy się obserwować siebie i widzieć kiedy mamy w sobie otwartość, a kiedy się zamykamy czy wycofujemy. Gdy godzimy się na własne NIE, łatwiej nam je wypowiedzieć w przytomny sposób światu, łatwiej też nam przyjąć czyjeś NIE na nasze NIE ;) A na koniec łatwiej nam poczuć z powrotem TAK na świat i życie… kiedy mamy TAK także na swoje NIE :) 


Inne moje teksty o emocjach i rozwoju poprzez obejmowanie wszystkich aspektów siebie znajdziesz tutaj.

środa, 15 sierpnia 2018

Patriarchat w świetle Słońca i Księżyca :)




Zacznę od mojej prywatnej definicji – z pewnością nie ukazującej całej złożoności problemu, ale przydatnej jako punkt wyjścia do tych rozważań. Pomińmy na chwilę więc całą złożoność tematów związanych z władzą, przemocą i strukturą społeczną i skupmy się tylko na relacji między dwoma płciami. W tym obszarze patriarchat opiera się na jednym kluczowym założeniu: między kobietami a mężczyznami są zasadnicze różnice, które sprawiają, że jesteśmy bardziej jak dwa różne gatunki o zupełnie innych możliwościach, potrzebach i zachowaniach, niż jak dwie płcie jednego gatunku. Czyli bardziej jak np. niedźwiedź i łabędź niż jak niedźwiedź i niedźwiedzica lub łabędź i łabędzica ;) Opowieść o tym, że mężczyźni są z Marsa a kobiety z Wenus pięknie uwypukla to zakrzywienie poznawcze robiąc nas wzajemnie sobie obcymi kosmitami ;) Z tego wynikają różne zakazy i nakazy dla każdej z płci, role społeczne, a dopiero w ich konsekwencji może się pojawić przekonanie, że któraś z płci jest lepsza lub że ma „naturalne” predyspozycje by rządzić nad drugą. (To nie działa tylko w kierunku kontrolowania kobiet, mężczyźni też bywają dyskryminowani, gdy wkraczają w przestrzeń „kobiecą” jak opieka nad dzieckiem, czy poruszanie się w kuchni, a nawet gdy mówimy o empatii i umiejętnościach relacyjnych. )



Zagadnienie to bardzo ciekawie wygląda z „kosmicznej” perspektywy i na przykładzie rozwoju astrologii możemy prześledzić jak działało na nas patriarchalne myślenie oraz jaka jest dla niego alternatywa.

Jeszcze jakiś wiek temu astrologia była całkowicie patriarchalna. Planety „męskie” w horoskopie kobiety oznaczały jedynie jej partnerów i męża, a „kobiece” u mężczyzny były symbolami kobiet w jego życiu. Stało za tym przekonanie, że np. kobieta nie może sama korzystać z mocy swojego Słońca (aspekt „męski” związany z wyrażaniem siebie w świecie), więc potrzebny jest jej mąż, który tą jakość będzie za nią realizował i odwrotnie mężczyzna nie może sam realizować swojego Księżyca (aspekt „kobiecy” odpowiedzialny za emocje, dbanie o bliskich, gniazdo rodzinne i o relacje) więc potrzebuje żony, która tą sferę obsadzi. Żyliśmy więc w dwóch różnych światach poodcinani od tych kawałków siebie, które w ramach obowiązującego paradygmatu nam nie przystoją. Potem kobiety zaczęły się emancypować, czyli wyrażać swoje jakości słoneczne (i marsowe również). Okazało się, że jak najbardziej mogą robić karierę, być aktywne publicznie i kreatywne. Przestały potrzeby swojego Słońca projektować na mężów, co zdjęło z nich poczucie frustracji, a z mężczyzn odium oczekiwań by działali w świecie za dwoje ;) Trudniej to szło w drugą stronę, ale wcale nie dlatego, że mężczyźni byli mniej pojętni. Po prostu w patriarchacie jakości „męskie” były wysoko cenione w przeciwieństwie do „kobiecych”, więc kobiety miały motywację by sięgać po „męskie” laury, podczas gdy dla mężczyzn zgłębianie „kobiecych” światów emocji, zarządzania domem, czy dbania o relacje nie wiązało się z żadnymi widocznymi profitami, a wręcz przeciwnie.






Dziś jednak coraz częściej mężczyźni odkrywają swój Księżyc i już czas by mogli w pełni skorzytsać z jago potencjałów. By nauczyli się jak czerpać ze świata swoich emocji i odczuć, jak być w rezonansie ze światem, jak korzystać ze swojej intuicji i jak budować satysfakcjonujące emocjonalnie relacje. Wielu już to robi często nie zdając sobie sprawy, że rozwijają swą księżycową stronę. Coraz więcej mówi się o ojcostwie, o wyrażaniu emocji przez mężczyzn, o autentyczności zamiast maski rycerza bez skazy. Księżycowa strona oznacza zgodę na własną zmienność. Na to, że nasza energia i motywacja poruszają się w cyklach i czasem po prostu musimy zregenerować siły. Na to, że możemy nie być „konsekwentni” i silić się na utrzymanie „spójnego wizerunku”, ale że możemy czasem być bardziej tacy, a czasem tacy… i to jest ok. Że nie musimy brnąć w podtrzymywanie chybionej decyzji, czy za wszelką cenę bronić swojej racji, bo przyznawanie się do własnych błędów i wycofywanie z nich jest częścią rozwoju, tak jak czas gdy Księżyc maleje jest częścią jego cyklu niezbędną by znów nastąpił wzrost.

Księżyc dla każdego człowieka, niezależnie od płci jest nauczycielem drogi odczuwania, receptywności, bycia w rezonansie ze światem. Mało się o tych jakościach mówi, bo przez wieki były pomijane jako nieistotne, ale dziś wydają się być jeszcze bardziej potrzebne niż kiedykolwiek, bo mają bezpośredni związek z naszym poczuciem szczęścia w życiu, lub jak to określił Campbell – z poczuciem bycia żywym. Zdolność do pełnego odczuwania i doświadczania naszego połączenia ze światem stanowi odpowiedź na coraz powszechniejsze doświadczenie pustki, odcięcia od życia, świata i samego siebie, oraz na to co nazywamy depresją. Wbrew potocznym przekonaniom to nie jest tak, że jedni to potrafią a inni po prostu nie – można się tego uczyć, rozwijać te umiejętności, otwierać się na nowe sposoby doświadczenia świata i siebie. Każdy z nas ma może odkrywać swój własny sposób doświadczania świata i dzięki temu odkrywać, że życie jest dużo bardziej pełne różnych smaków, barw, ekscytujących wrażeń i poruszających momentów niż dotąd sądziliśmy. Otwierając się na odczuwanie odkrywamy, że doświadczenie intensywności życia nie jest uzależnione od stymulujących aktywności, czy używek, ale jest dostępne zawsze.






Z tej perspektywy wszelkie koncepcje patriarchalne, czy inne zakładające naszą niepełność po prostu odcinają nas od kawałków samych siebie. Tak jak w pojęciu „drugiej połówki” musimy znaleźć kogoś kto zrealizuję tą część nas, do której nie dajemy sobie prawa. Powiedziano nam, że by być kobietą/mężczyzną musimy być jacyś, zachowywać się jakoś, wyglądać odpowiednio… a to oznacza przycinanie siebie do jakiegoś mniej lub bardziej zdefiniowanego wzorca. Tak jakby był jakiś jeden wzorzec, a nie tysiące, miliony przykładów realizacji męskości i kobiecości w kulturach świata, z których możemy (jeśli chcemy) korzystać odkrywając nasz własny jedyny i niepowtarzalny styl :) Powiedziano nam, że na bycie „prawdziwym mężczyzną” trzeba sobie zasłużyć, a by być „prawdziwą kobietą” trzeba odpowiednio wyglądać i się zachowywać. To nieprawda! Rodzimy się jako osoby określonej płci i nic tu nie ma do udowadniania! (pomijam kwestię osób transpłciowych, choć mam nadzieje, że i one będą wkrótce żyły w świecie, w którym nic nie muszą nikomu udowadniać). Dopiero dając sobie prawo do bycia w pełni sobą, oraz dając do tego samego prawo innym wychodzimy z wzorców patriarchatu (a przy okazji wszystkich innych wzorców narzucających nam jacy mamy być) i dokładamy swoją cegiełkę do nowej rzeczywistości. 




Żyję w przekonaniu, że nie trzeba spełniać żadnych warunków by być kobietą czy mężczyzną, innymi słowy, że każda kobieta jest prawdziwą kobieta, a każdy mężczyzna jest prawdziwym mężczyzną. Zdanie to wypowiedziane żartem kiedyś spotkało się z żarcikami, że to taki banał i oczywistość… a jednak wnioski z niego wypływające mogą dla odmiany wydać się wręcz kontrowersyjne. Wniosek bowiem jest taki: wszystkie cechy posiadane przez dana kobietę, są manifestacjami jej kobiecości, nawet jeśli w czyimś systemie ocen są „męskie” i wszystkie cechy posiadane przez danego mężczyznę są wyrazami jego męskości, nawet jeśli przez otoczenie zostaną uznane za „kobiece” (czy „niemęskie”). Kobieta nie może zrobić czegoś co nie byłoby kobiece, a mężczyzna nie może zrobić czegoś co nie byłoby męskie. Jeśli którychś z zachowań nie obejmują nasze kategorie „męskości” czy „kobiecości”, to znaczy tyle, że te kategorie są do poszerzenia, a nie że czyjaś ekspresja jest do zawężenia.

Astrologia pokazuje to dobitnie często tworząc "paradoksy" w stylu "kobieca" planeta  w "męskim" znaku lub odwrotnie. Jeśli ktoś ma np. Słońce w Byku, a Księżyc w Baranie, to kwestia tego, gdzie jest jego "męskość" a gdzie "kobiecość" robi się dość zawiła ;) I nie są to jakieś szalone wyjątki. Mars - nasz wewnętrzny Wojownik, mówiący o tym w jaki sposób podbijmy świat może być w każdym z 12 znaków i statystycznie rzadko trafia akurat tam, gdzie wyraża się jako typowy maczo. Okazuje się, że ile znaków tyle rodzajów wojowników, a to dopiero zajawka całej złożoności tego tematu. Podobnie z kobiecością: to co kultura hołubi jako "kobiece" to Wenus zaledwie w paru znakach: w Byku, Lwie (zmysłowa lub ognista kochanka), w Raku (opiekuńcza i czuła matka), czy Waga ewentualnie Panna (dobra, wspierająca żona), reszta czasem się pojawia na pograniczach, albo jako karykatury. Astrologia uczy, że nie ma jednej ścieżki wyrażania naszej kobiecości i męskości, a nasza indywidualność może być bardzo daleko od społecznych oczekiwań. Trochę o tym jak się różnimy i dlaczego to ma wielkie znaczenie pisałam w tym tekście o Wenus w znakach. 

sobota, 21 lipca 2018

Równość kobiet i mężczyzn pod Księżycem



Księżyc jest symbolem „kobiecym”, powiązany z tym co postrzegamy w naszej kulturze jako kobiece: z płodnością, cyklicznością, emocjonalnością, cielesnością… etc. Przeciwstawiany jest „męskiemu” symbolowi jakim jest Słońce, za swoją stałością, jasnością, blaskiem. Księżyc stał się magnesem przyciągającym kobiece ruchy, kręgi, symbolem kobiecej mocy, cykliczności, natury. Warto jednak pamiętać, że gdy mówimy o fazach Księżyca, nie mówimy jedynie o tym co „kobiece”, fazy Księżyca to nie tylko Luna, ale też i jej świetlisty partner Słońce! Pełnia to nie po prostu czas kiedy Księżyc jest najpełniejszy – to czas kiedy światło Słońca najbardziej go rozświetla, ustawiając się po przeciwnej stronie Ziemi. Nów to nie tyle czas, kiedy Księżyc „znika”, on znika w świetle Słońca, kiedy się z nim łączy na niebie. Fazy Księżyca to taniec męskiego i kobiecego na niebie (więcej o tym mistycznym tańcu pisałam tutaj) Widzialnym dla nas tego przejawem jest światło słoneczne odbijające się na ciele Księżyca. Te dwa aspekty zawsze są połączone, nigdy nie możemy więc ignorować jednego z nich – co najlepiej widać w czasie zaćmień, kiedy to „nieistotny, bo tylko odbijający światło Słońca” Księżyc potrafi je całkiem przysłonić, lub też Księżyc schowany przed Słońcem w cieniu Ziemi nagle traci swój blask i staje się czerwony.

Z perspektywy astrologicznej każdy człowiek niezależnie od płci ma w swoim horoskopie urodzeniowym zarówno Słońce jak i Księżyc, co oznacza, że ma dostęp do jakości, które one reprezentują. Więcej: te dwie jakości tworzą rdzeń naszej tożsamości przy czym Słońce jest zazwyczaj bardziej związane z tym z czym się utożsamiamy, natomiast Księżyc z tym co się nam przydarza: z reakcjami, które są szybsze niż myśl, z emocjami, snami, potrzebami, głosem ciała czy intuicji. Dopiero połączenie tych dwóch jakości tworzy naszą wewnętrzną pełnię. 

W każdej chwili wybieramy z którego z tych dwóch aspektów chcemy teraz korzystać. Kiedy

poniedziałek, 9 lipca 2018

Zgromadzenie Księżycowe: 26-31 lipca 2018



Idea Zgromadzenia Księżycowego powróciła w przed-ostatnią pełnię - tą w Strzelcu i od tego czasu rozwinęła się zachwycająco :) Główne informacje o tym wydarzeniu publikowałam dotąd na facebooku i w newsletterze, postanowiłam jednak zrobić i tutaj zbiorczy post, w którym będą wszystkie informacje.

Idea Zgromadzenia


Przede wszystkim Zgromadzenie Księżycowe to pierwsze spotkanie na żywo osób medytujących księżycowo, oraz w inny sposób podążających za księżycowymi cyklami! 

Spotykamy się by się poznać, porozmawiać, dzielić się doświadczeniami, porobić razem coś fajnego i oczywiście razem medytować w kręgu w tą niezwykłą pełnię :)

Będzie to też przestrzeń na to by zgromadzić i zaprezentować różne inicjatywy „księżycowe”, czy to związane ze sztuką, muzyką, czy z wiedzą i księżycowymi kręgami. Wszystko to co jest inspirowane Księżycem będzie tu mile widziane :)

Będzie to również przestrzeń na to by eksplorować tematy związane z Księżycem, a jest ich trochę :) W przyszłych zgromadzeniach będę chciała dać odpowiednią ilość przestrzeni na każdy z tych obszarów, w tym postaramy się każdy z nich jakoś zaznaczyć. Mnogość wątków, którym patronuje - czy może lepiej matronuje ;) - Luna wykrystalizowała mi się w 7 głównych obszarów:


I Ciało – Emocje - Receptywność

II Wewnętrzne Dziecko – Wewnętrzna Matka – Miłość do siebie

III Rodzina – Korzenie – Połączenie

IV Matka Ziemia

V Kobiecość – Menstruacja – Macierzyństwo

VI Cykliczność – Zmienność – Bycie w przepływie

VII Śnienie – Intuicja – Pod(nad)świadomość


Zgromadzenie ma formułę non profit, dzielimy się naszymi darami nieodpłatnie, choć możliwe jest proponowanie sesji indywidualnych w formie płatnej lub barterowej. Inwestycja to przede wszystkim koszty pobytu i wyżywienia oraz opłata za koszty organizacyjne.

Czas Zgromadzenia


Czas został wybrany nieprzypadkowo. Od kiedy idea Zgromadzenia Księżycowego po raz pierwszy we mnie zakwitła (będzie ze trzy lata temu ;) ) myślałam o tym, że idealny byłby czas pełni w Wodniku. Jest to znak patronujący wszystkim działaniom wspólnotowym, temu co robimy dla wyższej idei, działaniom prowadzącym do Nowej Ziemi :) W tym roku jednak pełnia w Wodniku będzie na prawdę szczególna! W jej czasie będziemy mieli najdłuższe w XXI wieku zaćmienie Księżyca w tym znaku - będzie on czerwony przez prawie 3 godziny. Do tego dokładnie tego samego dnia będziemy mieli kulminację tak zwanej wielkiej opozycji Marsa, co łączyć się będzie z tym, że będzie on bardzo blisko Ziemi (najbliższej od 2003 roku). Co najważniejsze jednak te dw czerwone ciała będą w tym czasie tuż obok siebie! Symbol kobiecości Księżyc ramie w ramię z symbolem męskości Marsem będzie przechodził przez cień Ziemi... niezwykle symboliczny moment, o którym więcej piszę tutaj oraz mówiłam w livie, którego nagranie znajdziesz tutaj.

A w czasie kulminacji usiądziemy w kręgu i będziemy razem medytować w intencji Nowej Ziemi, na której to co męskie i to co kobiece spotyka się w równowadze, miłości i szacunku! :)

Poniżej symulacja tego co będzie się w tym czasie działo na niebie: 




Plan Zgromadzenia



Plan Zgromadzenia jeszcze się krystalizuje i chcemy by pozostał elastyczny, tak by można było go na bieżąco modyfikować w zgodzie z tym co się wydarza :)





Wstępny harmonogram:

Czwartek (26.07): Otwarcie

🌼 Krąg powitalny. Przedstawienie Idei i szczegółowego planu Zgromadzenia.
🌼 Medytacja połączenia ze Źródłem – Jowita Łukaszewska
🌼 Przywitanie z Ziemią

Piątek (27.07): Ciało i emocje

🌼 "Alchemia czucia" – warsztat Piotra Jör Grabowskiego
🌼 Krąg Zgromadzenia: dzielenie się ideami i darami. Jakimi pomysłami i marzeniami chcemy się podzielić ze światem? Jakiego wsparcia potrzebujemy? Co sami możemy zaoferować innym? Przestrzeń nawiązywania kontaktów.
🌼 Muzykowanie, taniec, celebrowanie pełni.
🌼 Obserwacja zaćmienia Księżyca, połączonego z wyjątkowo jasnym Marsem. Otwarcie się na to co nam w tym czasie popłynie
🌼 Medytacja Księżycowa (22:20 kulminacja)

Sobota (28.07): Korzenie

🌼 "Każdy czyimś dzieckiem" - warsztat Anny Choińskiej
🌼 "Wewnętrzny Krajobraz" – medytacja Magdy Hałoń
🌼 Krąg matek na drodze serca / Krąg ojców na drodze serca
🌼 Ceremonia Oddechu i Dźwięku – Kasia Gilgenast i Joanna Karen Ejtmanowicz

Niedziela (29.07): Kobieta - Mężczyzna

🌼 Panel o różnych obliczach kobiecości: przestrzeń na prezentacje i praktyki
🌼 Krąg Kobiet Księżycowych / Krąg Mężczyzn Księżycowych
🌼 Połączenie kręgów – przestrzeń spotkania i wspólnych celebracji

Poniedziałek (30.07): Dziecko

🌼 "Osadzenie w miłości" – warsztat Piotra Jör Grabowskiego i Marii Moonset.
🌼 Panel śnienia.
🌼 Krąg snów.
🌼 Ceremonia Dźwięku i Wody – Joanna Karen Ejtmanowicz

Wtorek (31.07): Zamknięcie

🌼 Krąg przyszłości – dalsze inicjatywy księżycowe
🌼 Krąg zamykający Zgromadzenie.

Codziennie wieczorami:

🌼 Przestrzeń sztuki. Ognisko: wspólne granie , śpiewanie i tańczenie.


Będzie też przestrzeń na sesje indywidualne na zasadzie odpłatnej lub barterowej.

Dostępne będą masaże z Agnieszką Garsztką i Magdą Hałoń,  sesje oddechowe z Kasią Gilgenast, oraz sesje terapeutyczne z Piotrem Jor Grabowskim. Piotr zaoferuje również innowacyjne narzędzia Virtual Reality, zarówno jako element sesji terapeutycznej, jak i radosnej eksploracji nowych światów :) Więcej o tym przeczytasz tutaj



Organizatorzy i prowadzący zajęcia

Ta część będzie na bieżąco uzupełniana :)


 



Pisząca te słowa Maria Moonset Matuszewska - główna ideowa przedsięwzięcia ;) 


Na Zgromadzeniu będę prowadzić wprowadzenie do każdego dnia, dużo opowiadać o Księżycu i nie tylko ;) Będę prowadzić kręgi, oraz wraz z Piotrem Jör Grabowskim warsztat "Osadzenie w miłości". 

Jak ktoś mnie nie zna, to jestem autorką tego bloga ;)  oraz stron na fb: Astrologia Pełni i Moonsetstory Blog rozwojowy, prowadzę też od prawie 5 lat Medytacje Księżycowe. Więcej o mnie znajdziesz tutaj.



Piotrem Jör Grabowski - człowiek poza definicjami :) Pełen ciepła i poczucia humoru terapeuta (w nurcie POP). Twórca bezpiecznych przestrzeni do odkrywania siebie, swojej cielesności i seksualności na warsztatach i sesjach. Nauczyciel, którego mądrość wypływa z własnych eksploracji i głębi postrzegania. Niekonwencjonalny do granic, a jednocześnie najpełniej ludzki i autentyczny. Twórca działań takich jak: Essential Being i Dovry Terapeuta. Więcej o Piotrze przeczytasz tutaj.

Na Zgromadzeniu poprowadzi warsztat "Alchemia czucia", krąg księżycowych mężczyzn, krąg ojców, oraz wraz ze mną (Marią Moonset :) ) warsztat "Osadzenie w miłości". Będzie można również zapisać się do Piotra na sesje indywidualne :)




Joanna Karen Ejtmanowicz - Kobieta Mocy i wielu talentów. Prowadząca kręgi, Ceremonie Dźwięku, oferuje też wsparcie psychologiczne na sesjach indywidualnych. Jej droga – autorska metoda Adeshken - obejmuje ścieżkę szamańską, tantryczną, oraz pracę z dźwiękiem. Jeździ po Polsce z Ceremoniami Dźwięku, w ramach idei aktywizowania potencjałów kraju. Przez półtora roku prowadziła miejsce spotkań Pod Smoczym Skrzydłem w Giżycku. Teraz znów jest w Drodze. Więcej o Karen przeczytasz tutaj.

Na Zgromadzeniu będzie prowadzić: krąg Matek na Drodze Serca, Ceremonię Dźwięku i Wody, oraz wraz z Kasią Gilgenast Ceremonię Oddechu i Dźwięku




Jowita Łukaszewska z charakterystycznym dla siebie rozwibrowanym entuzjazmem podjęła się organizacyjnej strony wydarzenia i będzie dbała o to by niczego nam nie zabrakło <3 Podzieli się również z nami swoją medytacją połączenia ze Źródłem i być może innymi swoimi pięknymi darami :) O sobie i o swojej drodze pięknie pisze tutaj






Katarzyna Gilgenast - Coach Oddechu, praktyk integracji oddechem, arterapeutka. Realizuje autorski projekt Tańce Turlańce- labolatorium ruchu, dla dzieci i rodziców z dziećmi, oparty na kontakcie i relacji. W swojej pracy łączy m.in ruch (taniec spontaniczny i kontakt improwizację), pracę z ciałem (masaż, body work), naukę zarządzania emocjami i sztuki plastyczne. 

Na Zgromadzeniu poprowadzi wraz z Joanną Karen Ejtmanowicz Ceremonię Oddechu i Dźwięku. Będzie można również skorzystać z indywidualnych Sesji Integracji Oddechem.




Anna Choińska – mądra i empatyczna przewodniczka po labiryntach naszych relacji z rodzicami i przodkami. Łącząca jasność widzenia i czucia z delikatnością i pokorą wobec procesu. Dzieląca się swoją wrażliwością, refleksjami, pięknem w służbie Miłości. Jest współtwórczynią Hellinger Team Polska i Instytutu na rzecz Pojednania w Rodzinie. Więcej o Ani i o jej bogatej działalności przeczytasz tutaj.

Ania poprowadzi dla nas warsztat "Każdy czymś dzieckiem"





Magda Hałoń - łączy pracę z ciałem, szczególnie ścieżkę tańca Butoh, z masażem Lomi Lomi oraz refleksjologią. Więcej o Magdzie tutaj.

Poprowadzi dla nas medytację "Wewnętrzny Krajobraz", w którym poczujemy połączenie między naszą cielesnością a Matką Ziemią.





Agnieszka Garsztka - niezwykłego ciepła i mocy masażystka i nauczycielka Lomi Lomi Nui. Prywatnie partnerka Macieja - gospodarza pięknego miejsca, w którym się spotkamy i nasza przewodniczka po tej przestrzeni. Więcej o Agnieszce przeczytasz tutaj.

Na Zgromadzeniu Agnieszka będzie oferować sesje masażu Lomi Lomi Nui :)


Ciąg dalszy nastąpi... :)


Informacje organizacyjne


Data: 26-31 lipca 2018
Zaczynamy w czwartek po południu, kończymy we wtorek po obiedzie. Zgromadzenie jest 5-dniową całością, w której każdy dzień ma znaczenie, chociaż możliwe jest też przyjechanie tylko na weekend. Ze względu na Medytację Księżycową najpóźniej przyjechać można w piątek do godziny 18:00.

Miejsce: Jaworowy Dom w Dolinie Baryczy.


Nasze spotkania odbywać się będą w zależności od pogody: w naturze, w dużym namiocie lub budynku. Do dyspozycji mamy wspaniałe przestrzenie na obszarze 5 hektarów. Tuż przy budynku głównym pali się ogień 24 godziny na dobę.


Dojazd:
PKP/ BUS - do Krotoszyna
BUS - do Milicza
Z obu powyższych lokalizacji będziemy organizować dojazd busem lub samochodem do Ośrodka. W zależności od ilości osób i pojazdu - ceny pomiędzy 5 a 20 pln od osoby.
Własny transport.

Noclegi:
25 miejsc w pokojach 2,4,5,6 osobowych. W każdym pokoju łazienka.
55 miejsc w 6 osobowych komfortowych namiotach wojskowych z łóżkami polowymi lub w 100 metrowym namiocie z drewnianą podłogą.
W namiotach wojskowych potrzebne są własne śpiwory, a w dużym namiocie śpiwór i karimata. Ponieważ w dużym namiocie, w ciągu dnia będą odbywać się wydarzenia, wówczas koniecznym będzie przeniesienie rzeczy osobistych do specjalnie przygotowanego namiotu wojskowego pełniącego funkcję przechowalni. Toalety zewnętrzne plus w budynku. Prysznice w budynku.

Wyżywienie:
Kuchnia wegetariańska i wegańska. Na wspólne jedzenie będziemy się spotykać 3 razy dziennie w dużej jadalni przy drewnianych stołach. Osoby z nietolerancją na alergeny spożywcze prosimy o informację mailową przy zgłoszeniu. Będziemy w miarę możliwości planować posiłki uwzględniające ograniczenia pokarmowe. Panie kucharki zawsze dbają aby wszyscy byli zadowoleni i najedzeni. Przez cały dzień będziemy mieli dostęp do serwisu kawowo- herbacianego w holu głównym wśród miękkich kanap i innych siedzisk.

Opłaty:

Zakwaterowanie z całodziennym wyżywieniem i serwisem kawowo- herbacianym:
Minimum 3 doby.

Pokój 2 os - 150 pln/osoba/doba - już niedostępne
Pokoje wieloosobowe (4-6os.) - 130 pln/osoba/doba
Namiot wojskowy - 95 pln/osoba/doba
Namiot własny (opcjonalnie) - 85 pln/osoba/doba

Plus koszty organizacyjne: 200zł od osoby

Pierwszeństwo w zakwaterowaniu w pokojach mają osoby, które zdecydują się na udział w całości Zgromadzenia czyli od czwartku do wtorku - 5 dni.

Uwaga! Liczba miejsc ograniczona, szczególnie dotyczy to miejsc w pokojach. Obowiązuje kolejność zgłoszeń, oraz zaliczka rezerwująca miejsce.

Rezerwacja i wszystkie pytania: Jowita Łukaszewska , mail: zgromadzenieksiezycowe@gmail.com, tel: 505403818