poniedziałek, 25 listopada 2019

Kopciuszek i gałązka leszczyny, czyli jak przejść przez Ciemność





W poprzednich dwóch częściach mojej opowieści o Kopciuszku dotknęłam dwóch głównych symboli tej baśni: popiołu i pantofelka. W tej części chciałabym się przyjrzeć kolejnemu niezwykłemu symbolowi, pominiętemu w filmowych wersjach baśni – gałązce leszczyny.

Gdy przyglądam się baśniom największą uwagę przykładam do tego co najbardziej niezrozumiałe, bo często to właśnie tam jest coś do odkrycia. Niezrozumiały był popiół (po co zagrzebywać się w popiele? Jak zimno to chyba lepiej rozpalić nowy ogień i przy nim się położyć, a mało prawdopodobne by w domu, w którym nosi się drogie klejnoty nie było drewna na opał…), dziwaczny był szklany pantofelek i fakt, że książę szukał ukochanej po rozmiarze stopy zamiast po twarzy, zaskakująca jest też gałązka leszczyny o którą poprosiła bohaterka ojca zamiast sukien i klejnotów. Wreszcie dziwna jest sama postawa ojca dziewczyny, jego nieokreślony stosunek do niej i rola w jej poniżeniu i transformacji. Tutaj również wiele zależy od wersji opowieści, są takie, gdzie ojciec również umiera, dzięki czemu sytuacja staje się bardziej zrozumiała: dziewczyna stała się sierotą zależną od właściwie obcych kobiet, łatwo więc zrozumieć jej degradację. Ciekawe są jednak te wersje, gdzie ojciec dziewczyny żyje i nie reaguje na poniżanie swej córki.

U Grimmów Kopciuszek nazywana jest sierotką mimo że ma ojca, który jednak w żaden sposób nie reaguje na to jak jego córka jest traktowana, akceptuje to, że chodzi ona w łachmanach, zapracowuje się, nie ma własnego łóżka, a nawet sam zwraca się do niej pogardliwym mianem Kopciuszka. W tej wersji wręcz zaprzecza, że ma jeszcze jedną córkę mówiąc do sługi księcia: „został tylko jeszcze mały, zabiedzony Kopciuszek, córka mojej żony nieboszczki”. Zdanie to można odczytywać wprost jako wyparcie się swojej córki, ale też jest ono spójne z interpretacjami tej baśni w duchu obrzędów przejścia, kiedy to osoba przechodząca inicjację zostaje pozbawiona wszystkich objawów swojego dawnego statusu, swoich ubrań i innych własności, a nawet swojego imienia (prawdziwe imię bohaterki jest nam nieznane), a będąc w fazie przejścia, czyli nie należąc do żadnego ze stanów traktowana jest trochę tak jak nieistniejąca. Patrzenie na baśń jako na opis rytuału przejścia (rites de passage), dość rozwleczonego w czasie procesu przechodzenia z roli dziewczynki, do roli kobiety dużo może wyjaśniać, zwłaszcza pewną niewidoczność bohaterki, jej wykluczenie, a nawet nierozpoznawanie jej przez księcia. Wyjaśniać też może jej oddzielenie od własnego ojca, który jest reprezentantem jej najbliższej rodziny i zdanie na łaskę i nie łaskę praktycznie obcych sobie kobiet. Opis baśni jako procesu inicjacji jest bardzo atrakcyjną, choć już wielokrotnie eksplorowaną perspektywą, choć wydaje się, że tego typu ciężkie i rozbudowane rytuały jako inicjacja w kobiecość pojawiały się sporadycznie i raczej miały formę parodniową i bardziej symboliczną – chociażby dlatego, że nie były potrzebne dodatkowe próby, kiedy o wejściu dziewczynki w kobiecość dobitnie świadczyła pierwsza menstruacja do której w tej baśni nie ma bezpośrednich odniesień (jak np. w Czerwonym Kapturku - tekst o nim już wkrótce! :) ) skąd moja wątpliwość co do tej interpretacji. Opis ciężkiej próby jakiej została poddana bohaterka bardziej niż z procesem wchodzenia w kobiecość kojarzy mi się z procesem przechodzenia przez żałobę, traumę, czy przez depresję. W tym sensie faktycznie można traktować tą baśń jako przewodnik oraz jako rytuał przejścia, do czego jeszcze niżej wrócę :)



Wracając jednak do ojca i przyjmując, że to nie jakieś rytualne wymogi nakazały mu takie a nie inne traktowanie córki, warto spojrzeć na to co faktycznie wiemy o jego stosunku do niej. Trudno wnioskować, że ojciec przestał ją kochać, tak naprawdę nic o tym nie wiemy, to co jednak jasne to to, że dawał on swojej córce bardzo mało uwagi i troski. Poza bardzo ważną historią z gałązką leszczyny, do której zaraz wrócę, ojciec wydaje się być dla swojej córki nieobecny, nie angażować się w jej los i to jak jest ona traktowana przez innych domowników. Jest on więc baśniowym odpowiednikiem znanego nam dobrze z psychologii syndromu nieobecnego ojca, którego nieobecność dotyczy właśnie przede wszystkim uwagi i troski, co musi wywierać wpływ na naszą bohaterkę, choć nie ma informacji, by akurat na to się ona uskarżała. Brak uwagi ze strony ojca może mieć również wpływ na jej brak zainteresowania strojami i względnie późniejsze dojrzewanie jako kobieta. Kopciuszek jest zwrócony do wewnątrz, zakopany w popiołach przeszłości i brak wspierającego, czy chociaż dostrzegającego jej przeżycia ojca, jest ważnym elementem jej odcięcia od świata. Można powiedzieć, że gdyby ojciec wspierał córkę, to nie została by ona Kopciuszkiem i nie przeszła tej całej drogi przemiany, którą każdy musi przejść w samotności. Jeśli potraktujemy sytuację domową Kopciuszka mniej dosłownie, a bardziej metaforycznie i uznamy, że obdarte ubrania czy brak łóżka to symbole trudności, z którymi mierzyła się bohaterka wewnątrz swojej psychiki, bardziej wyraz jej poczucia odrzucenia, dyskryminacji, czy poniżania przez macochę i siostry, niż obiektywne doświadczenie, to nieobecność ojca sprowadzała by się do niedostrzegania przez niego depresji córki, czy też innych trudności przez które ona przechodziła zarówno w związku z żałobą po matce, jak i z trudnymi relacjami z kobietami, oraz z tematem porównywania się czy czucia się tą gorszą.


 

Jakkolwiek źle byśmy nie myśleli o ojcu bohaterki scena z pytaniem wszystkich dziewcząt o to co chcą by im przywiózł z targu pokazuje, że ojciec wcale jakoś szczególnie nie dyskryminował swojej córki. Znamienne jest to, że pyta o jej potrzeby na końcu, ale prawdopodobnie nie odmówiłby jej, gdyby podobnie jak siostry zażyczyła sobie wykwintnych darów. To ona sama rezygnuje z podobnych roszczeń i wypowiada życzenie tak zaskakujące: „Ułam mi, ojczulku, pierwszą gałązkę, która cię trąci w kapelusz, kiedy będziesz powracać”. Gałązka ta zasadzona na grobie matki i podlewana hojnie kopciuszkowymi łzami szybko wyrasta na magiczne drzewo, które potem odgrywa kluczową rolę w transformacji kocmołucha w księżniczkę. Paradoksalnie więc to ten „nieobecny” ojciec stał się bramą do późniejszej przemiany bohaterki, dał jej zarówno jej samotność w mierzeniu się z trudnym losem, ale też nasienie, z którego wykiełkowała jej moc. W jakimś sensie w tym magicznym drzewie wyrosłym na grobie matki obecni są jednocześnie oboje jej tak czy inaczej nieobecni rodzice. Połączenie z naturą, jest tutaj jednocześnie połączeniem z rodzicami, z tym co od nich najlepsze. Być może prośba Kopciuszka do ojca, który z tego co wiemy sam nie chodził na grób żony, była też podszyta chęcią by w jakiś sposób ich ponownie połączyć. Myśląc jednak o tym bardziej symbolicznie, dar od ojca zasadzony na grobie matki, to powtórzenie aktu zapłodnienia, z którego powstała nasza bohaterka, ma więc w sobie symbolikę ponownych narodzin, czy też odrodzenia. Tej perspektywy magiczne drzewo jest więc alter ego Kopciuszka.

Drzewo to, leszczyna wspomagana przez przynależnego do niej niejako białego ptaszka ma moc spełniania życzeń Kopciuszka, podobnie jak przedtem ojciec mógł spełnić jej życzenie. Gdy odłożymy na bok perspektywę dosłowną, która jest jednocześnie perspektywą magiczną, tzn. z drzewa spadają gotowe suknie i trzewiki, a skupimy się na psychologicznej to możemy uznać, że w kontakcie z leszczyną dziewczyna „magicznie” się zmienia z tej niegodnej, na tą która może zostać królową balu, czyli mówiąc banalnie odnajduje wiarę w siebie ;) Łachmany rozumiane bardziej metaforycznie, to poczucie braku własnej wartości, bycia nie dość dobrą, gorszą od sióstr. Magiczne drzewko pomaga więc Kopciuszkowi zrzucić łachmany żałoby czy depresji i odkryć wewnętrzny blask. Dla wszystkich, którzy w tym miejscu prychają, że jest to bardzo naiwny pomysł na leczenie człowieka z depresji, coś w stylu „ubierz się jak królowa”, „uwierz w siebie”, „stań się najlepszą wersją siebie” i inne tego typu rady mało pomocne przy prawdziwej chorobie, przypomnę, że to drzewko wyrosło dzięki prawdziwym morzom łez wylewanym przez bohaterkę trzy razy dziennie w pełnych rozpaczy wizytach – żadna tam lekka i słodka magia ;) Można by nawet doszukiwać się w tym metafory regularnych wizyt u terapeuty ;) Nawet jednak jeśli trudno sobie wyobrazić by bajkopisarze mieli tu na myśli psychoanalizę, to z pewnością jest w tym zawarte zalecenie przeżywania smutku w pełni, poddawania mu się i dawania przestrzeni na oczyszczające łzy, tak długo jak to potrzebne by wyrosło nasze nowe ja, obdarzone mocą jakiej byśmy nawet nie przeczuwali. 



Tutaj możemy wrócić do interpretacji, że Kopciuszek opisuje rytuał przejścia bohaterki. Rytuały przejścia są opisywane jako składające się z trzech etapów: faza wyłączenia, w której tracimy to co mieliśmy, faza marginalna, w której przechodzimy przez próby i jesteśmy niejako „poza światem”, oraz fazę włączenia, kiedy otrzymujemy nowy status. Schemat ten powstał na podstawie obserwacji zwyczajów różnych kultur, ale można go też przełożyć na perspektywę psychologiczną, pokazuje bowiem coś bardzo wartościowego: że pomiędzy końcem starego a początkiem nowego musi upłynąć czas! W przypadku Kopciuszka między beztroskim dzieciństwem u boku matki, a „żyli długo i szczęśliwie” u boku księcia ma miejsce najważniejszy etap baśni: czas prób i żałoby. Kopciuszek utracił matkę, świat w którym czuł się bezpiecznie, swoją pozycję, a nawet imię, nie otrzymując nic w zamian. Doświadczył straty, po której potrzebny jest czas żałoby i baśń pokazuje nam jak można przez ten czas przejść i nie utknąć w nim. Można wręcz na przykładzie Kopciuszka pokazać kilka pułapek, które trzeba na tej drodze ominąć by dojść do takiego czy innego happy endu ;) Kluczowym elementem jak już wyżej napisałam jest to, że bohaterka pozwala łzom płynąć i poddaje się doświadczaniu smutku i żalu. Unika w ten sposób zamrożenia emocji i zatrzymywania ich w ten sposób w sobie. Jak zauważyła Ania Rogowska (patrz nasza rozmowa poniżej) jej serce pozostaje otwarte mimo bólu i cierpienia. To pewnie najważniejsza lekcja jaką możemy przyjąć od Kopciuszka. I jest to też klucz do serca księcia, bo dzięki temu, że pozwalała sobie czuć, mogła też doświadczyć miłości i odpowiedzieć na nią. Ważne jest też to, że w ten sposób uniknęła innych pułapek, które stoją na drodze ludzi przechodzących przez własny „czas popiołu”: nie stała się sfrustrowana, nie znienawidziła sióstr, które miały lepiej, nie zazdrościła, ani nie szukała winnych swej sytuacji. Otwarte serce pozostało otwarte także dla jej „prześladowców”, co brzmi jak chrześcijańskie moralizowanie o „drugim policzku”, ale ma też ogromne znaczenie w toku tej opowieści, bo dzięki temu nie stała się sama taka jak siostry. Jej otwarte serce było tym co w rzeczywistości ją wyróżniało na tle innych, stanowiło o jej wyjątkowym pięknie, a studiując baśń możemy odkryć, że nie tyle była to cnota jej z góry dana, ale efekt tego, że nie zatrzymywała swoich łez i pozwoliła sobie zakopać się w popiele i zanurzyć w swoim smutku tak dalece, że nie pozostało już nic niewyrażonego, co mogłoby się przerodzić we frustrację czy nienawiść. 



Kolejna przeszkodą, którą omija bohaterka jest pułapka wstydu. To ważny wątek w tej opowieści, w której kobiety są porównywane i zawstydzane. Kopciuszek jest notorycznie ośmieszana, traktowana jak brzydka i niewarta tego by pójść na wielki bal. Podobnie osoby doświadczające depresji, czy borykające się z traumą, często są zawstydzane, że czują się tak jak się czują, zamiast „wziąć się w garść”. Wstyd jest potężnym czynnikiem zatrzymującym ludzi na drodze do transformacji, odrzucanie samych siebie za to jak się czujemy, czego nie robimy, jak wyglądamy, jak wolno następują zmiany czy że czasem wydaje się, że się cofamy… Wstyd mógłby skuteczniej powstrzymać Kopciuszka przed pójściem na bal niż złośliwe siostry czy despotyczna macocha. A jednak na niego idzie. Gdzieś znajduje w sobie tą siłę i pewność siebie potrzebną do tego by zatańczyć na balu z samym księciem. Będę strzelać: czyżby w tym swoim popiele? ;) Popiół jest nie tylko symbolem zanurzenia się w smutku, ale też przede wszystkim zanurzeniem się w sobie. Kopciuszek dużo czasu spędza sama ze sobą, w kontakcie ze swoimi emocjami, zwrócona do wnętrza. Być może dzięki temu jest mniej wrażliwa na oceny płynące z zewnątrz, gdyż poznała siebie i wie kim jest? Można by to nazwać pochwałą introwertyzmu, choć myślę, że to coś więcej: w tym popiele jest zarówno gotowość do spotkania z własnym cieniem, zgoda na przepływ emocji, a nawet cicha lecz głęboka medytacja i spotkanie z wewnętrznym ogniem (patrz odcinek o Kopciuszku jako Hestii).

Ostatnią przeszkodą, którą Kopciuszek z wdziękiem omija jest rezygnacja. Niezwykle ważnym elementem jej drogi jest przyjęcie tego co jest, akceptacja swojej sytuacji życiowej, zgoda na ten popiół, na tą żałobę, na emocje i na poniżenie – nie twierdzę że to postawa towarzysząca jej od początku, w różnych wersjach opowieści jest różnie, ale generalnie podkreśla się, że dziewczyna przyjmowała swoją sytuację z pokorą i nie złorzeczyła na swój los. Kopciuszek więc godzi się z tym co jest, ale jednocześnie korzysta z okazji kiedy tylko się ona pojawia! Jak wiele znamy osób postępujących zupełnie odwrotnie? Narzekających gęsto na swoje życie, ale nie podejmujących żadnych prób zmiany lub odrzucających pojawiające się okazje, bo „przecież to nie ma sensu”? Tak długo jak jesteśmy zanurzeni w naszym popiele faktycznie nie mamy siły na zmiany, ale gdy proces się dopełnia, wszystkie łzy już wylane i magiczne drzewko pięknie na nich urosło, czas na schwytanie okazji gdy tylko się pojawia! Przekonanie, że skoro tak wygląda moje życie i nic mi się dotąd nie udało, to nie warto nawet próbować równie skutecznie mogło by zatrzymać naszą bohaterkę w domu, co wstyd. A jednak ona walczyła jak lwica, podejmowała się niemożliwych do wykonania zadań, a w końcu wymodliła sobie cud. I znów czuję, że to jest ta moc, która płynie z głębokiego spotkania ze sobą, ze swoim cieniem, z najtrudniejszymi nawet emocjami, z tego zanurzenia się w popiele po końcówki włosów… to tam w tej mrocznej krainie rodzi się prawdziwa siła, nie na wykładach mówców motywacyjnych! ;) Myślę, że najważniejszą nauką płynącą z tej opowieści jest to, że kiedy przemierzmy nasza własną fazę marginalną, nie przynależymy już ani do przeszłości, ani do przyszłości, spotykamy się z cierpieniem, żałobą, traumą czy depresją to dajmy sobie na to tyle czasu ile potrzeba, zanurzmy się w tym popiele z odwagą jak Kopciuszek, opłaczmy nasze groby podlewając nasze magiczne drzewka, wierząc że im głębiej się zanurzymy tym większe cuda czekają nas po drugiej stronie :)



Na koniec jeszcze trochę o samej gałązce leszczyny, która była dla mnie inspiracją do tego tekstu jako brama do magii i przewodniczka przez krainę mroku i popiołu. Leszczyna była dla wielu kultur magiczną rośliną, do dziś zachował się zwyczaj robienia z niej magicznych różdżek i różdżek stosowanych w radiestezji. U Słowian miała ona chronić przed piorunami i była rośliną stosowaną do ochrony domu. Co jednak szczególnie mnie zaciekawiło to informacja jakoby "zgodnie z ludowymi wierzeniami, za pomocą leszczyny rozpalono pierwszy ogień na świecie. Jako taka służyła również do rozpalania nowego, oczyszczającego ognia." (za: Encyklopedia Fantastyki). 



W ten sposób piękną klamrą wracam do wątku poruszonego w pierwszej części opowieści o Kopciuszku, w której pisałam o niej jako o strażniczce wygasłego ognia dawnych wierzeń i tej która strzeże mocy wewnętrznego ognia dla nas. Połączenie popiołu z leszczyną w jednej niezwykle transformującej opowieści, to jak ukazanie pełnej drogi życia - śmierci - odrodzenia, a Kopciuszek jako Kapłanka jako wierna swemu wewnętrznemu ogniowi i wierna Matce jest tą, która może rozpalić nowy ogień w tym przedwiecznym palenisku. Alchemiczne połączenie tego co od Matki i tego co od Ojca poza sensem uzdrawiania duszy i docierania do swojej mocy może więc mieć też głęboko duchowy przekaz o tym jak ten ogień na nowo rozpalić? I jak go strzec by znów nam się nie wymknął spod kontroli? Nie przypadkowo różdżki z leszczyny prowadzą nas również do równoważącej żywioł ognia wody :)

Niech więc tytułowa leszczyna będzie nam przewodnikiem przez czasy popiołu, przez krainy emocji i prowadzi nas do źródła w nas i do nowego ognia! :) 



Więcej o tych i innych wątkach w mojej rozmowie z Anią Rogowską o Kopciuszku właśnie – zapraszam do posłuchania o tym jak nasze perspektywy się wzajemnie inspirowały i co z tego wynikło ;)


Zachęcam też do przeczytania dwóch pierwszych części moich podróży po świecie Kopciuszka:

środa, 20 listopada 2019

Mars w Skorpionie: 19 listopada 2019 - 3 stycznia 2020



Wczoraj Mars wyszedł z niezdecydowanej Wagi i wkroczył do skoncentrowanego Skorpiona. Czas Marsa w Wadze nie był zbyt dobry do działania, często oznaczał borykanie się z tematami relacji, kompromisów, układów i układzików... był dobry dla sztuki, ale słaby do wszystkiego co wymaga zdecydowania i siły przebicia. Do tego przez sporą część czasu towarzyszył mu Merkury w retrogradacji, co nie sprzyjało postępom i mogło dodać sporo komplikacji ;) Teraz sytuacja się odwraca Merkury właśnie wyszedł z retrogradacji, a Mars w Skorpionie jest bardzo silny! To budzący się Wojownik, który nie cofnie się przed niczym by postawić na swoim. Oznacza to także pokusę by nadużywać swojej pozycji, manipulować innymi dla własnej korzyści czy działać skrycie. Jeżeli jednak unikniemy typowo skorpionich pokus (które mają to do siebie, że odwracają się szybko przeciwko nam) to możemy bardzo dużo spraw pchnąć do przodu, pokonać trudności i zwycięsko przejść przez wyzwania. To dobry czas na to by zmierzyć się ze swoim Cieniem - tak, wiem: znowu to samo ;) Skorpion lubi dotykać tematów Cienia, mogliśmy więc tego sporo doświadczyć już w mijającym miesiącu, kiedy Słońce było w tym znaku, a szczególnie w okresie retrogradacji Merkurego również tamże… teraz pałeczkę przejmuje Mars, więc mniej temat będzie dotyczył naszej tożsamości i głębokich intelektualnych analiz, a bardziej tego w jaki sposób działamy w świecie i osiągamy nasze cele, jak wyrażamy złość, zdamy o nasze granice, oraz czy zdarza nam się przekraczać granice innych i manipulować by osiągnąć cele. Czas Marsa w Skorpionie to również dobry moment na to by wglądy ostatniego miesiąca przekuć na działania, pójść na tematyczne warsztaty, zapisać się na terapię, czy na sesję uzdrawiania naszych traum, a także by odważnie skonfrontować się z tym co dotąd nas zatrzymywało, spotkać z lękami, bólem, zazdrością, potrzebą kontroli itp. Dobry okres też na pracę uzdrowicielską i terapeutyczną z innymi. Czas sprzyja również poruszaniu tematów tabu, wydobywanie na wierzch wątków związanych z seksem, śmiercią, chorobą, wiedzą tajemną i innymi "nieczystymi" wątkami. Rozkwitać mogą teorie spiskowe, dlatego warto byśmy pamiętali, że Cień który widzimy w świecie jest odbiciem Cienia w nas, informacją o tym czego w sobie nie akceptujemy i zamiast wdawać się w walkę z mrokami na zewnątrz, ukochali mroki wewnątrz nas :) Odkrywając swój cień i przeżywając związane z nim emocje docieramy do źródeł własnej mocy, która tak długo jak oskarżamy innych o to, że jest źle, pozostaje ukryta. Kontaktując się ze swoją mocą, a także z własną energią seksualną, która jest z tą mocą ściśle powiązana i może stanowić teraz szczególną siłę napędową do działania, możemy dokonać wielkich rzeczy! Udanej podróży przez krainę Skorpiona Wam życzę!