Jak to jest, że tak wielu ludzi nie potrafi przepraszać?
Wydawało by się to takie proste, wystarczy wypowiedzieć jedno słowo. Tak samo
jednak moglibyśmy się zapytać: jak to się dzieje, że tak wielu ludzi umie
przepraszać? Bo przecież tak rzadko ktoś nas tego tak naprawdę uczy… Uczenie
dziecka przeprosin zazwyczaj przyjmuje formę: „idź i przeproś ciocię, że
stłukłeś jej wazon!”, „masz natychmiast pójść przeprosić kuzyna! I nie chcę
słyszeć, że to on zaczął!”. Przepraszanie w ten sposób staje się formą upokorzenia.
Zwłaszcza kiedy wiemy, że wazon tak naprawdę spadł nie z naszej winy, a kuzyn
specjalnie nas prowokował i nazywał nas w bardzo brzydki sposób, gdy nikt nie
słyszał… nikt nas jednak nie słucha, trzeba przeprosić i tyle. W ten sposób
przepraszanie kojarzy się z czymś narzuconym z zewnątrz, niesprawiedliwym,
odbierającym godność. Z czymś co robimy tylko wtedy gdy jesteśmy przyciśnięci do
muru, gdy ktoś stoi nad nami i nam coś karze, a my musimy. Gdy dorastamy i
coraz mniej ludzi może nam coś kazać przepraszania unikamy jak ognia. Takie
ukorzenie wydaje nam się w relacjach partnerskich wręcz nie na miejscu, co najwyżej
przed szefem możemy to zrobić, ale przed przyjacielem, partnerką? Lepiej już
iść w zaparte i upierać się, że mieliśmy pełne prawo postąpić tak jak
postąpiliśmy, niż wejść znowu w tą poniżającą rolę małego dziecka, które bąka pod
nosem przeprosiny całe czerwone z upokorzenia. Przepraszanie odbierane jest
więc jak wejście w rolę podległą względem kogoś, jak dziecko względem
dorosłego. Niesłusznie – niewiele rzeczy świadczy o naszej dojrzałości tak
dobrze, jak umiejętność przepraszania. Nie chodzi tu bowiem o poniżenie się,
symboliczne klęknięcie przed kimś, a o zejście z pozycji urażonego ego,
poczucia naszej wyższości i dumy do równego poziomu, gdzie oboje jesteśmy
ludźmi i możemy popełniać błędy.
Jakby to pięknie było gdyby rodzice na prawdę uczyli dzieci przepraszania, pokazując jak to się robi. „Przepraszam, że wczoraj na Ciebie nakrzyczałam, byłam zdenerwowana i zmęczona”, „Przepraszam, że nazwałem Cię pokraką, powiedziałem to w nerwach, ale tak naprawdę tak nie myślę. Wiem że się starasz i widzę, że coraz lepiej ci idzie.” Dziecko widziało by, że to co zostało popsute w relacji można naprawić, że wystarczy tylko trochę autorefleksji i to „magiczne” słowo, które sprawia, że nagle złość przechodzi i łatwiej jest wybaczyć. Że nie trzeba zawsze walczyć o
swoją rację i to by moje było na wierzchu, bo dużo przyjemniej jest gdy dwie osoby się wzajemnie przeproszą i pogodzą. Takie dziecko jak dorośnie będzie umiało naprawiać to co zepsuje w relacjach, zamiast je od razu wyrzucać do śmieci lub stawiać ultimatum w stylu „jak chcesz być ze mną to mi nie mów, że coś jest nie tak”.
Nie twierdzę, że przepraszanie zawsze jest magicznym środkiem
naprawy relacji, czasem bywa też manipulacją. Dzieje się tak, bo niektórzy z
nas nauczyli się jako dzieci lub tez później, że powtarzanie słowa „przepraszam”
może zmniejszyć lub nawet anulować karę, więc i jako dorośli nadużywają tego
słowa, gdy czują ryzyko, że zostaną odrzuceni lub ukarani. Jest to jednak
również przepraszanie z miejsca dziecka skierowane do karzącego rodzica, nawet
jeżeli przybiera formę mężczyzny z bukietem kwiatów, demonstracyjnie skruszoną
miną i błyskiem w oku… ;) Tutaj nie ma jednak autorefleksji, nie ma myślenia o
uczuciach drugiej osoby, nie ma przyznania się do błędu, jest natomiast dziecięca
próba zaczarowania rzeczywistości, a czasem również świadoma manipulacja. Jest „przepraszam”,
nie ma „ok, zrozumiałem, że to i to”. Ci z nas, którzy znają tylko takie „dziecięce”
przeprosiny mogą nie lubić przepraszania w ogóle, uważać, że jest nieszczere,
że nic nie wnosi. I znowu, wynika to z tego, że nikt nas nie uczył prawdziwego
przepraszania i że prawdopodobnie niewiele go w życiu doświadczaliśmy. Znamy
dziecięce błagania, nie znamy przeprosin, które wypłynęły ze zrozumienia
sytuacji i przyjęcia za nią odpowiedzialności.
Słowo „przepraszam” naprawdę ma w sobie magię. Kiedy oczyścimy je ze wszystkich powiązań z upokorzeniem, podległością czy manipulacją, kiedy używamy go nie jak dziecko do rodzica, ale jak dorosły do dorosłego, to słowo to ma moc rozpuszczania napięć, złości, łączenia na nowo tych, którzy się od siebie oddalili, otwierania uszu na tych, których już nie chcieliśmy słuchać. Łatwo tutaj odróżnić sytuację z manipulacją – "przepraszam" powiedziane nieszczerze, bez autorefleksji po prostu tak nie zadziała. Szczere „przepraszam” burzy mury i otwiera bramy, ale zawsze jest to tylko pierwszy krok do pojednania. Możemy na siebie spojrzeć, wziąć głęboki oddech i spróbować od nowa. "Przepraszam" – to jest ten oddech, to jest ta szansa na porozumienie, klucz do drugiego człowieka, bez którego pozostaje nam tylko walić głową w mur. Nawet jeśli drugiej stronie tak na nas zależy, że pogodzi się z nami bez usłyszenia tego słowa, to wszystkie te sytuacje, gdzie nie padło słowo przepraszam, a było ono potrzebne gromadzą się, nawarstwiają, tworząc kolejny – dużo grubszy i wyższy mur.
Tekst ten przyszedł do mnie, gdy zastanawiałam się jak to się stało, że ja całkiem nieźle radzę sobie z przepraszaniem, podczas gdy moi rodzice praktycznie nigdy nie używali tego słowa. Skąd mi się to wzięło, mimo, że mama zazwyczaj odrzucała moje przeprosiny, mówiąc „co mi po twoim przepraszam?” Nie miałam z pewnością z tego żadnych profitów, a i w późniejszych dorosłych relacjach raczej stawiało mnie to na słabszej pozycji, gdy dostrzegałam swoje błędy i przepraszałam tych co nie mieli gotowości do podobnej otwartości. Podkładałam się zwyczajnie, już było wiadomo co można mi wytknąć ;) A ja dalej z uporem maniaka to robiłam i robię… Może wystarczyło to, że nigdy nikt mnie do przepraszania nie zmuszał i nie mam tego skojarzenia z tym, że to upokarzające? Jeśli tak, to może to znaczy, że uczenie dzieci przepraszania może być całkiem łatwe… wystarczy im tego nie zohydzać… ;)
P.S. Inspiracją do napisania tego tekstu był też post znaleziony na wspaniałych Zapiskach Wiedźmy, który znajdziesz tutaj.
Zobacz także inne moje teksty:
- Dlaczego dawanie i przyjmowanie to to samo? - tekst o pułapkach w dawaniu i w braniu
- Pięć kroków do obfitości finansowej - czyli jak namierzyć to co nas zamyka na obfitość?
- Kobiece ciało - dlaczego bycie w ciele jest trudne? - tekst o tym co przeszkadza kobietom czuć swoje ciało