photo: Ceslovas Cesnakevicius |
Czasem pojawiają się słowa, które otwierają nowe przestrzenie rozumienia i tak dla mnie było z tym co opowiada Olga Tokarczuk o trawiącej dyskurs publiczny chorobie dosłowności, która wyjaławia nasz publiczny język i sposób opisu świata. Dosłowność wkracza czołgiem w przestrzenie metafor, symboli, kontekstów i domaga się prostej odpowiedzi: co autor ma na myśli, jest za czy przeciw, z nami czy przeciw nam? Każe tłumaczyć się z wyboru słów, osądza niekonkretność, domaga się by słowo zawsze znaczyło to co ktoś uważa, że znaczy.
Pamiętam jaką ulgą było dla mnie pisanie „wierszy” (cudzysłów z pokory :) ) zamiast artykułopodobnych tekstów. Uznawałam bowiem, że wiersz przez to, że z założenia nie aspiruje do bycia obiektywnym i całościowym opisem świata pozwala na większą wolność ekspresji. Ot kawałek świata moich wrażeń i refleksji, złapany w locie, ujęty w formę, taką czy inną, zabawa słowem i znaczeniami, czasem bardzo poważna, ale zawsze subiektywna i efemeryczna. Uważałam, że z wierszami się nie dyskutuje, lubi się je albo nie, ale jaki jest sens dyskutować z autorem? Ktoś napisał gdzieś: „wieczność deszczem spływa”, mi się może to zdanie podobać lub nie, może do mnie przemawiać lub mnie irytować, ale czy jest sens dyskutować, czy autor ma rację? Definiować pojęcie wieczności i analizować, czy może ona „spływać” tudzież uznawać, że „nie, to zdanie nie ma sensu…”. Myliłam się, dla chcącego nic niemożliwego – dyskutować z „twierdzeniami” poety zawsze można :) Można też traktować subiektywny obraz jakim jest wiersz, jako próbę obiektywnego opisu świata, która pewnie zawsze będzie nie dość dobra i nie będzie się skupiać na tych aspektach, które dla któregoś odbiorcy są ważne. Dosłowność, domaganie się uniwersalności i obiektywności w każdym zdaniu pozwalają każdemu być krytykiem, nawet osobom kompletnie nie znającym kontekstów wypowiedzi lecz uważającym, że każde słowo powinno znaczyć to co oni uważają, że znaczy. Może stąd właśnie popularność literalizmu? Popularność, która sprawia, że ton w dyskusji np. o sztuce nadają Ci, którzy tej sztuki nie rozumieją, próbując ją zaszufladkować w znanych sobie kategoriach, w świecie, w którym można być tylko "za" lub "przeciw". A do tego nie potrzeba przecież żadnych głębszych analiz znaczeń i kontekstów ;)
Dochodzi do tego, że debatujemy o tym, czy elfy mają prawo być czarne, czy poeta w swym wierszu „ma rację”, a Olga Tokarczuk jest pytana o to czy opisane przez nią historie są prawdziwe. Szczególnie ryzykowne jest pisanie opowieści, tekstów czy piosenek z perspektywy kogoś kim nie jesteś i kto być może myśli inaczej niż Ty. Zaraz ktoś uzna, że to jednak Twoje myśli, doświadczenia, albo chociaż skrywane fantazje… Tak jakbyśmy zostali wygnani ze świata dzieciństwa, gdzie ważną częścią były krainy „jak gdyby”, wyobrażanie sobie, że jestem kimś innym, odgrywanie ról i bawienie się konwencjami i trafili do „dorosłego” światu literalizmu, gdzie musimy się ograniczyć do tylko jednej życiowej roli zwanej publicznym wizerunkiem i traktować ją bardzo poważnie. Poważnie, czyli nie dopuszczać do żadnych niedomówień, ujawnienia jakichś niespójności, niepewności, czy zgoła sprzeczności. Mimo tego, że jako ludzie jesteśmy tych wewnętrznych sprzeczności pełni :)
Na astrologii owo dążenie do dosłowności również wywarło swoje piętno, z tym że astrologowie z oczekiwaniem dosłownych proroctw ze strony klientów, ale też ze strony krytyków mierzą się od wieków. Tymczasem astrologia w swojej esencji jest złożonym systemem archetypów i symbolicznym językiem opisu świata, także tego, który bardzo mało przystaje do materialistycznej, dosłownej, zero-jedynkowej wizji świata. Z jednej strony mamy astrologię ukazującą złożony z kilkudziesięciu nakładających się na siebie symboli obraz, niepowtarzalną ich konfigurację, w której znaczenia i sensy się na siebie nakładają tworząc półtony i niuanse, z drugiej astrologa, który ten obraz stara się przełożyć na język naszych codziennych doświadczeń, wydarzeń historycznych, czy na możliwy do zrozumienia dla odbiorcy opis psychiki, a więc dokonuje interpretacji tego układu symboli. To nigdy nie powinno być dosłowne, bo symbole nie są dosłowne, można je interpretować na różne sposoby, nie zamykają się w jednostkowych wydarzeniach, raczej odnoszą się do całych grup znaczeniowych. Każdy symbol ma cały zbiór możliwych manifestacji w świecie 3D, które łączy pewne podobieństwo na poziomie znaczeń, czasem łatwe do intuicyjnego wychwycenia, czasem „logiczne” tylko dla astrologów. Astrolog z tego zbioru możliwych manifestacji wybiera te, które ocenia jako bardziej prawdopodobne, zarówno w kontekście innych astrologicznych symboli, jak i w kontekście konkretnej sytuacji życiowej, społecznej, politycznej, ekonomicznej etc. Szacuje prawdopodobieństwa, obserwuje trendy, analizuje podobne sytuacje w przeszłości, ocenia sensowność dzielenia się swoimi przypuszczeniami, szuka różnych rozwiązań, poruszając się pomiędzy pomagającymi dotknąć głębszego poziomu znaczeń uogólnieniami a formułowaniem praktycznych wskazówek. Jest ograniczony przez własną wiedzę o świecie, swoje horyzonty myślowe, przez własne doświadczenia, oraz przez granice własnej wyobraźni – tak jak każdy, kto w oparciu o takie czy inne narzędzie waży się formułować jakieś prognozy. Dla spragnionych dosłowności te prognozy zazwyczaj nie mają sensu – zbyt ogólnikowe, wieloznaczne, a gdy czasem ktoś odważy się na jakąś precyzję, to ma spore szanse przestrzelić. Jak trafi zaś to i tak to pewnie przypadek. Z perspektywy dosłowności prognozowanie czegokolwiek jest praktycznie zawsze nie dość skuteczne (aczkolwiek także w przypadku astrologii można je badać metodami statystycznymi o czym pisałam tutaj). Krytycy astrologii mają w głowie obraz kogoś siedzącego przed szklaną kulą, czy patrzącego się w niebo, gdzie jakimś szalonym sposobem ma mu się wyświetlać przyszłość z wszystkimi szczegółami niby w magicznym telewizorze. Oczywiste jest, że ten obraz bawi i że budzi opór – nie chcemy wierzyć w takie „telewizory”, bo to oznaczałoby, że nasza przyszłość jest już w każdym szczególe zaplanowana. Rzecz w tym, że astrologowie, również w takie telewizory nie wierzą ;) Zaś droga pomiędzy światem symboli a ich materialnymi manifestacjami ma w sobie ogrom przestrzeni na naszą wolną wolę z jednej strony i na tajemnicę z drugiej, a także na moc zachwytów i olśnień, kiedy „przypadki” składają się w przedziwną lecz piękną pajęczynę znaczeń, a chaos odkrywa ukrytą harmonię i sens.
Tekst jak łatwo się domyślić inspirowany książką Olgi Tokarczuk „Czuły narrator” i jej wykładami, a przede wszystkim tą rozmową z Tomaszem Stawiszyńskim, w której Olga ogniście broni astrologii a Tomasz dzieli się perspektywą dosłowności w kontekście astrologii :)
Cytacik piękny:
„ [Astrologia] jakie to jest wielkie osiągnięcie ludzkiego umysłu i ludzkiej intuicji a i jeszcze czegoś innego, dążenia do harmonii, do piękna, poruszania się w chaosie zjawisk (…)”
Podcast z Godziny Filozofów dostępny tutaj