poniedziałek, 27 kwietnia 2015

O autodestrukcji, depresji i pragnieniu śmierci



Autodestrukcja różne przybiera formy, czasem są to działania przeciw naszemu zdrowiu, czasem przeciw naszej karierze, naszym życiowym celom i marzeniom, zadawanie sobie samemu cierpienia, wchodzenie w destrukcyjne relacje, agresja i autoagresja. To na pewno nie koniec listy, bo nasze umiejętności szkodzenia sobie są nieograniczone... tylko skąd to się bierze?

Autodestrukcyjne tendencje wypływają zazwyczaj z negatywnych emocji wobec samego siebie i z negatywnej postawy wobec życia. A głębiej -  z pragnienia śmierci, którego doświadczyliśmy w przeszłości i które nieuwolnione pozostaje w naszej nieświadomości. Brzmi mocno? Wydaje się nam zazwyczaj, że pragnienie śmierci świadczy o ostrej postaci depresji i wyraża się poprzez myśli, deklaracje i próby samobójcze. To jest jednak już stan ostateczny, kiedy o śmierci mówi i myśli się wprost, często jednak ta potrzeba czy nieświadome dążenie wyraża się pośrednio, właśnie przez zachowania autodestrukcyjne i sabotażowanie swojego szczęścia. Tylko znowu - skąd to się bierze???





Wielu z nas doświadczyło w dzieciństwie czy w okresie dorastania tak silnego bólu lub smutku, w których myśl o śmierci wydawała się przynosić ulgę. Czasem wyrażało się to także poprzez myśli o tym, że nie jestem wart życia, że na nie zasługuję, lub że życie jest zbyt ciężkie i bolesne by mu sprostać. To częste doświadczenie nastolatków, którzy czują, że nie odnajdują się w świecie. Takie myśli często przeradzają się w nieświadomie podjęte decyzje, których esencją jest rezygnacja z życia lub też pociąg do śmierci i tego co zagraża życiu. Trudno opisać jak wiele wewnętrznego mroku
generują takie myśli i jak silny jest ich wpływ na dalsze życie. Podjęta dawno decyzja, wysłana w świat intencja o śmierci i wiele innych podobnych wypowiadanym przez nas w czasie cierpienia, stworzyły pole, w którym żyjemy i które przyciąga to co nas zbliża do manifestacji naszych "życzeń". Pamiętacie dowcip o człowieku wymieniającym "żona czepliwa, szef idiota, sąsiedzi złośliwi..." oraz Aniele, który to wszystko notuje i się dziwi, ale no cóż życzenie to życzenie... Tak z grubsza działa takie pole, które stworzyła intencja samozniszczenia, depresyjne myśli oraz krytycyzm są tego przejawem.To pole towarzyszy nam nawet, gdy już „zapomnieliśmy”, o wydarzeniach z dzieciństwa i dorastania, które je stworzyły. Mówimy o naszych młodzieńczych emocjach z pewnym pobłażaniem… tacy byliśmy niedojrzali i impulsywni, no cóż całe szczęście to już za nami… Teraz jesteśmy już spokojni, zrównoważeni, dojrzali itp… A jednak część w nas dobrze pamięta podjętą wówczas decyzję, wybór śmierci lub destrukcji i nieuświadamiana skłania nas do depresyjnych myśli i zachowań, które na logikę są bezsensowne i niczemu nie służą. Czasem naprawdę nie można zrozumieć skąd biorą się tak niezrozumiałe autodestrukcyjne zachowania i dlaczego dana osoba „nic nie robi” by było jej lepiej, dopóki nie dotrzemy do fundamentalnej decyzji o rezygnacji z życia. Z tej perspektywy wszystko staje się jasne. Dlaczego niby ktoś miały się na serio angażować np. w terapię, swoje życie zawodowe, czy osobiste, skoro tak na prawdę kieruje nim/nią silna potrzeba śmierci? Decyzja o tym by wrócić do życia to jedyna droga do zmiany. Powrót do życia to również przyjęcie odpowiedzialności za siebie, ale to już kolejny, równie trudny krok. Trzecim – najtrudniejszym krokiem jest pokochanie siebie z całą słabością, z wszystkimi błędami i trudnymi emocjami. Ta droga może wyglądać na prawdziwy Mont Everest. Nie pisałabym jednak o tym, gdyby, sama jej nie pokonała. To jest możliwe!





Jak to zrobić? Nie dam gotowej recepty, każdy ma swoją wyjątkową drogę. Na pewno pierwszym krokiem jest uświadomienie sobie tego, że jest część mnie, która nie chce żyć. Tym samym uświadamiamy sobie, że jest również część nas, która chce tego życia – inaczej dawno by już nas tu nie było! Mamy więc w sobie niezwykłą moc, która sprawia, że przetrwaliśmy lata, dziesięciolecia, mimo tak silnego pola energetycznego zbudowanego przez życzenie śmierci.  Mamy więc te dwie części i musimy z nimi porozmawiać. Skontaktować się zarówno z tą częścią, która chce życia, jak i z tą która chce śmierci. Zazwyczaj bardzo ważne jest odkrycie kiedy i dlaczego postanowiliśmy wycofać się z życia, wrócenie do tej chwili i uzdrowienie jej. Tutaj bardzo może pomóc terapia, czasem ustawienia, czasem praca z ciałem, w którym są zaklęte ważne wydarzenia z przeszłości. Czasem okazuje się, że pod jedną przyczyną kryje się kolejna, i kolejna… Ważne jest by uzdrawiać je wszystkie, by obejmować siebie z przeszłości pełną i bezwarunkową miłością, wybaczyć sobie i sprawcom naszych cierpień, przyjąć siebie do serca. To trudne, ale możliwe. Dobrze mieć na tej drodze osoby wspierające, które znają tą drogę. Dobrze jest nauczyć się rozpoznawać głos tej "ciemnej" części, kołowrotek krytycznych myśli, negatywizmu, beznadziei... wtedy łatwiej będzie się zdystansować od treści tych myśli i zobaczyć czym są na prawdę - wołaniem o miłość! Ilekroć pojawia się ten ciąg myśli, trudne emocje, bezwład czy beznadzieja tylekroć jest to wzywanie tej części Ciebie o miłość. Zobacz tą siebie z przeszłości, która woła o miłość i obejmij ją z czułością. Powiedz do tej części - kocham Cię! A jeśli to trudne i pojawiają się oceny, to po prostu powiedz: pozwalam by miłość działała sama przeze mnie i obejmowała i tą część mnie, która domaga się teraz uwagi i tą część, która oporuje, krytykuje czy ocenia, a nawet tą część co nie wierzy w to wszystko. Kiedy to zrobisz mogą się pojawić emocje i to bardzo dobrze - niech płyną! :) To jest praktyka, którą możesz robić ilekroć "ciemna strona" domaga się uwagi. Z mojego doświadczenia: zauważyłam jak często i kompulsywnie pojawiało się w mojej głowie zdanie „nienawidzę siebie!” i zaczęłam je zatrzymywać, odczarowywać np. przez 5-krotne powtórzenie „kocham siebie!”, a na końcu doszłam do pełnej zamiany tych zdań. Dobrze też mówić sobie magiczne zdanie „wybieram życie”, np codziennie rano. Takie słowa zmieniają nasze pole, pewne rzeczy stają się coraz łatwiejsze. Każdy mały kroczek się liczy, każde zatrzymanie, gdy dokopujemy sobie w głowie i każdy raz kiedy sami siebie docenimy. Nawet jeżeli nie pojawi się od razu radykalna zmiana w naszym życiu, to zaczniemy w ten sposób wzmacniać naszą chęć życia i zaczniemy coraz wyraźniej widzieć to co w nas życia nie chce, a w pewnym momencie samo zacznie się dziać dalej, czasem poprzez decyzję o terapii, czasem innymi drogami, czasem z łatwością, której byśmy się nie spodziewali...  w końcu pojawi się zmiana, po której nic już nie będzie takie samo :) To od nas jednak zależy czy podejmiemy wyzwanie.



Powiązane teksty:



Inne moje teksty o emocjach i rozwoju poprzez obejmowanie wszystkich aspektów siebie znajdziesz tutaj.