Wyobraźmy sobie, że w szeroko
zakrojonym badaniu wychodzi związek między czynnikiem X a cechami
osobowości. Związek ten nie jest bardzo silny, ale jego istnienie
powtarza się w kolejnych badaniach, a także w metaanalizie. Dodajmy
do tego, że autorem pierwotnych badań jest bardzo znany psycholog,
autor jednej z najbardziej znanych typologii osobowości, więc
wydawałoby się, że jego odkrycia zostaną potraktowane poważnie i
że świat o nich usłyszy. Albo, że chociaż będą kontynuowane na
tyle intensywnie by w pełni zrozumieć na czym polega efekt czynnika X. Rzecz w tym, że prawdopodobnie nawet on sam ich nie
traktował do końca poważnie… czynnikiem X bowiem była astrologia.
Opisywane badanie miało miejsce w 1978
roku, czyli mija 40 lat. Nadal badań na ten temat jest bardzo
niewiele, a wyjaśnień tego zjawiska jeszcze mniej – właściwie
to tylko jedno, które łatwo obalić, co z przyjemnością uczynię
poniżej ;) Dyskusja ten temat była nieznaczna i nie wyszła poza
wąskie środowisko badaczy. Tak bardzo nie wyszła, że dziś mało
kto o tych badaniach wie i obecnie najczęściej w pytaniu o
astrologię zacni naukowcy odpowiadają z przekonaniem, że to
zabobon obalony triumfalnie przez naukę. W jaki sposób obalony?
Zazwyczaj tutaj nie ma odpowiedzi. Zdarzało mi się również
„dyskutować” z osobami twierdzącymi, że astrologia to wiara i
w związku z tym nie da się jej badać, nie słuchającymi moich
zapewnień, że owszem się da i że już to robiono. Nie, nie da
się.
Nauka tworzy swoje mity, podobnie jak
różne formy „pseudonauki”. Mniej jest to widoczne na poziomie
naukowych publikacji, gdzie autorzy zazwyczaj starają się możliwie
rzetelnie przedstawiać fakty, unikać nadinterpretacji i sprawdzać
informacje w źródłach. Natomiast już w artykułach
popularnonaukowych zdarza się wolnoamerykanka i przykładem jest tu
opis wspomnianych wyżej badań Eysencka. Jeśli zaufamy artykułom z
internetu, często podpisywanym przez osoby z tytułami naukowymi
historia ta jest następująca: Eysenck przeprowadził badania swoim
testem osobowości na 2000 osobach i wyniki wyszły zgodne z
oczekiwaniami astrologów, ale… badanymi byli studenci astrologii.
Potem powtórzono te badania na osobach nie znających astrologii i
istotnych związków już nie stwierdzono. Znaczy astrologia działa
tylko wtedy gdy się w nią uwierzy. Koniec opowieści, stos
uszczypliwości i złośliwy rechot.
W rzeczywistości ta historia wyglądała
trochę inaczej.
Najpierw były badania Michela
Gauquelina z lat 50-tych, psychologa i statystyka, który stwierdził,
że u osób które odniosły sukces w badanych przez siebie
dziedzinach niektóre planety mają wyraźną tendencję do
przebywania w określonych sektorach nieba w momencie urodzenia. W
związku z tym, że grupy badane były bardzo duże (od 866 do nawet
3647 osób w podgrupach, czyli w sumie ponad 16 tysięcy osób
badanych!), poziom istotności bardzo solidny (p<0,0001), a
procedura wykluczająca wpływ autosugestii, badań tych nie dało
się w żaden sposób podważyć. To te badania przyciągnęły uwagę
znakomitości w świecie psychologii jaką bezsprzecznie był
Eysenck. Wraz z Gauqulinem i jego żoną François zaangażował się w badania
nad związkiem między pozycjami planet a osobowością na podstawie
biografii osób znanych. Pozytywne wyniki tych badań zostały po
latach zakwestionowane, niemniej nie obalone: stwierdzono, że mógł
tu odgrywać rolę wybór kategorii przez badaczy sugerujących się
astrologicznymi typami. Do tych zarzutów nie odniosę się
poważniej, bo póki co do źródłowych analiz nie dotarłam, choć
zastanawia mnie dlaczego „astrologiczny” dobór kategorii miałby
przekreślać wyniki badań nad astrologią. Tym bardziej, że
niezależnie od tego co poddajemy badaniu – czy cechy osobowości
według Eysencka, czy też według swojego widzimisię, to powiązanie
ich z czynnikami astrologicznymi nadal jest interesującym wynikiem.
Gdybym projektowała tego typu badanie również pewnie tak
dobrałabym analizowane cechy osobowości by łatwo dawało się je
przełożyć na język astrologiczny i co za tym idzie, możliwie
łatwo sformułować konkretne hipotezy badawcze, zamiast brać
konstrukt teoretyczny, który do astrologii słabo pasuje i próbować
jakoś go przełożyć na mało przekonujące nawet dla mnie
hipotezy. Tym niemniej warto z tego zapamiętać fakt, że badania te
przyniosły kolejne pozytywne dla astrologii wyniki, choć pojawiły
się również głosy krytyczne. Warto również podkreślić, że
zarówno w imponujących skalą badaniach Gauquelinów, jak i w tych we
współpracy z Eysenckiem analizie poddawane były materiały
źródłowe a nie sami ludzie, co oznacza, że nie mogła tu odgrywać
żadnej roli kwestia autosugestii badanych czy sugestii ze strony
badacza.
Następnie z dwóch niezależnych
kierunków dotarły do Eysencka bardzo podobne doniesienia: astrolog
Jeff Mayo pokazał mu wyniki prowadzonych przez siebie badań nad
ekstrawersją, która zestawiona ze znakiem zodiaku Słońca u
badanych układała się w charakterystyczny wzór zygzaka, a więc
była wyższa w tzw. znakach męskich (ognistych i powietrznych) i
niższa tzw. znakach żeńskich (wodnych i ziemskich), które
występują w zodiaku naprzemiennie. Niezależnie w w zbliżonym
czasie podobny zygzag w wynikach dotyczących ekstrawersji uzyskał
na studentach swojej uczelni (Bradford University) socjolog Joe
Cooper. W efekcie Eysenck nawiązał współpracę badawczą z Mayo,
ten model badawczy był kilkunastokrotnie replikowany przez różnych
badaczy. Wyniki w większości przypadków były pozytywne, choć
związek między ekstrawersją a znakiem zodiaku Słońca zazwyczaj
wychodził dość słaby, a "zygzak" się rozmył i nie był już tak ewidentny jak u Mayo (choć np. najwyższa neurotyczność u Ryb się potwierdziła ;) ) . Było to jednym z zarzutów badaczy
twierdzących, że brak silnego związku świadczy przeciw
astrologii, która rzekomo postuluje silną, być może nawet
100-procentową zależność. Zarzuty te pokazywały jak niewiele
wypowiadający się naukowcy wiedzą o astrologii i że
prawdopodobnie mylą „astrologię gazetową”, z tą prawdziwą, w
której pozycja Słońca w znaku jest jednym z bardzo wielu
czynników, w tym jednym z wielu elementów horoskopu, które mogą
mieć wpływ na ekstrawersję, więc siłą rzeczy nie mogłaby
wyjaśniać 100% wariancji. Zbyt wysoki wynik byłby dla samych
astrologów zapewne dość niepokojący oznaczałby bowiem, że mogą
już zwinąć manatki, skoro do skutecznego opisu osobowości
człowieka wystarczą „horoskopy” gazetowe ;)
Możliwe wyjaśnienia – a właściwie
tylko jedno :)
Ciekawostką jest, że mimo
powtarzającego się wyniku oraz wcześniejszych dużo mocniejszych w
wymowie badań Gauquelina, naukowcy przeszli do porządku dziennego
nad pojawiającymi się wynikami opierając się na jednej tezie: te
wyniki to efekt autosugestii wynikającej z wiary w astrologię. Twierdzono również, że w badaniach Mayo głównie uczestniczyli jego studenci astrologii, czemu on sam zaprzeczał (no i w sumie mu wierzę, bo jeszcze nie słyszałam o szkołach astrologii skupiających tysiące uczniów, ale może nie znam realiów angielskich ;) ) Wytłumaczenie to długo pozostawało po prostu jedyną z możliwych interpretacji, w
latach 90-tych „potwierdził” ją jednak holenderski badacz
Rooij. Przeprowadził on badanie według tego samego schematu, z tą
różnicą, że przed badaniem zapytał uczestników o ich stosunek
do astrologii, po czym, zgodnie z odpowiedzią podzielił ich na dwie
grupy: tych nastawionych pozytywnie i tych negatywnie. No i co się
okazało? Zyzgzak, zwany też „efektem Mayo” wystąpił tylko u
tych pierwszych, natomiast u tych drugich ani śladu zygzaka!
Alleluja! Wiemy już wszystko – to tylko efekt wiary w horoskopy!
:)
Rozwiązanie to wydaje się badaczom
jedynym możliwym wyjaśnieniem tego efektu, innego nawet nie
próbowali formułować, więc pojedynczy wynik potwierdzający je
uznali za dowód koronny. Tymczasem jest to wyjaśnienie zakładające
bardzo poważny wpływ sugestii. Ludzie pod wpływem lektury
horoskopu gazetowego mieliby modyfikować swoją osobowość! Chyba,
że dopuszczamy opcję, że nie osobowość, a jedynie
samopostrzeganie, ale w takim razie kwestionariusz Eysencka mierzy
nie osobowość, a samopostrzeganie, które do tego jest tak
delikatnym konstruktem, że zmienia się pod wpływem lektury
rozrywkowych artykułów w prasie. Zważywszy na to, że od wielu lat
„horoskopy astrologiczne” nie mają monopolu na taką rozrywkę i
czytelnik może się również utożsamić z „horoskopem”
chińskim, majowskim, azteckim, indiańskim czy jakimkolwiek innym
płodem czyjejś wyobraźni, to aż strach sobie wyobrazić co za
chaos może to wprowadzać do badań kwestionariuszowych ;)
Zaproponuję tezę odwrotną, wydaje mi
się że logiczniejszą. Związek między wiarą w astrologię a siłą
opisywanego efektu może być efektem tego, że osoby, którym opis
astrologiczny się zgadza mają tendencję by w astrologię wierzyć,
a ci którym się nie zgadza by w nią nie wierzyć. A potem gdy
dochodzi do podziału na grupy przez Rooija, to tym pierwszym wychodzi związek między
osobowością a znakiem słonecznym, a tym drugim nie. Ot i cała
tajemnica :D
Wyjaśnię teraz dlaczego astrologa w
żaden sposób nie mierzi fakt, że jednym opis ich znaku się zgadza
a innym nie. Tak się bowiem składa, że traktują to oni jako pewną
oczywistość. Chodzi o to, że - jak już wspomniałam wyżej -
Słońce jest tylko jednym z wielu czynników wpływających według
astrologii na osobowość. Czynników tych jest naprawdę dużo, dla
uproszczenia posłużę się jednak przykładem osoby, która ma
Słońce w Baranie oraz Księżyc, Merkurego, Wenus i Marsa w Rybach.
Taka sytuacja zdarza się dość często zwłaszcza jeśli chodzi o
Merkurego i Wenus, które mogą być tylko w tym samym znaku co
Słońce lub w znakach sąsiednich. Taka osoba prawdopodobnie mało
będzie się utożsamiała z opisem Barana i gdyby przedstawić jej
opis Ryb prawdopodobnie znalazła by więcej cech wspólnych. Tak
naprawdę rzadko zdarzają się osoby, które byłby względnie
jednolite pod względem znaku, zazwyczaj mamy do czynienia ze
skomplikowanymi „mieszankami”, co pociąga za sobą bardzo różny
poziom utożsamienia z tym co ktoś napisał o „naszym znaku” w
gazecie.
Polskie badania wprowadzają zamęt, którego nikt nie zauważa ;)
Wracając do tezy o wpływie wiary w
astrologię na „sun-sign effect” zwany też efektem Mayo. Poza
moim zdroworozsądkowym wyjaśnieniem tego wpływu jest też inny
argument przeciwko takiemu wyjaśnieniu zależności między
osobowością a „czynnikami kosmicznymi”, a dostarczyli go nasi
rodzimi badacze! I to nawet tego nie zauważając. Bogdan Zawadzki
(profesor na wydziale Psychologii UW, na którego zajęcia swego
czasu uczęszczałam) w artykule w Charakterach pisze ze swadą,
o wyżej opisanym badaniu Rooij, które jego zdaniem wyjaśnia
mechanizm efektu Mayo. Jednocześnie parę akapitów wyżej opisując
niezwykle skrótowo wyniki własnych badań i odkrytych zależności
(niezwykła skromność u badacza!) podaje, że w badaniu
uwzględnione były pozycje zodiakalne nie tylko Słońca, ale też
Księżyca, Merkurego, Wenus, Marsa, Jowisza i Saturna, a istotne
zależności odkryto dla: Słońca, Saturna, Jowisza, Merkurego i
Księżyca. Jak silny by nie był efekt wiary w astrologię to raczej
pewnym jest, że niewiele osób w społeczeństwie jest świadoma
tego w jakim znaku ma Saturna i co to oznacza. Zazwyczaj ten Saturn
będzie w innym znaku niż Słońce więc może nawet zaprzeczać
cechom o którym dana osoba wyczyta w popularnych horoskopach i co
wtedy? Jak wyjaśnić taki związek? Interpretacja dotycząca wpływu
sugestii może być brana pod uwagę tylko przy związku znaku
słonecznego czyli popularnego „znaku zodiaku” z osobowością,
ale w przypadku innych astrologicznych czynników nie ma już sensu,
chyba żebyśmy badali jedynie społeczność astrologów (wtedy
też nie szczególnie ma sens, ale z tym już mniejsza).
Konkludując – wyniki polskich badań niechcący obaliły podstawową linię
interpretacji tzw. efektu Mayo. Szkoda tylko, że nikt tego nie
zauważył.... ;) A tak bardziej serio wiem, że mimo że zarówno
Bogdan Zawadzki, jak i jego uczelnia ma znaczącą renomę i
prawdopodobnie ich badania są solidne metodologicznie (liczba osób
badanych 1471 – też nie jakoś mało), to by potwierdzić
istnienie efektów Saturna, oraz innych planet potrzebne byłby
kolejne badania. I na nie czekam! :) A o badaniach Zawadzkiego nad
związkiem „czynników kosmicznych" i cech z kwestionariusza
Eysencka, czyli z neurotycznością, psychotycznością i
ekstrawersją być może jeszcze napiszę więcej, bo dla astrologa
są one bardzo ciekawe, choć niestety z dostępnych w artykule
danych i bardzo nieczytelnych wykresów niewiele można wyczytać, a
jeszcze mniej wywnioskować w sposób naukowo uzasadniony. Co
najwyżej mogę mówić, że kropeczka przy znaku Panny jest dużo
wyżej niż kropeczka przy znaku Raka co naukowo jest mało
wiarygodne. Szkoda, że badacze tak niewielką wagę przywiązali
do prezentacji swoich, jakby nie było istotnych statystycznie
wyników i że z ich publikacji możemy się dowiedzieć, że owszem
jest związek, ale konkretnie on wygląda to już nie.
Podsumowanie
Bardzo często, żeby nie powiedzieć,
że zazwyczaj, krytyka astrologii polega na obalaniu tez, których
ona wcale nie stawia. Mało to honorowe, a jeszcze mniej naukowe.
Przykładem niech będzie badanie o związku znaku zodiaku
(oczywiście tego słonecznego jak się domyślamy z opisu) z
częstością śmierci samobójczej. Nigdy jakoś nie spotkałam się
z tym by jakiś astrolog stawiał tezy na ten temat, raczej jak już
samobójstwa wiązano by z aspektami. Mimo, że jest to ciekawy temat
do analiz, to z pewnością nie ma tu jakiejś tezy powszechnie
podzielanej przez astrologów, ani tym bardziej wynikającej
bezpośrednio z wiedzy astrologicznej. Sprawdzić niby zawsze można,
ale nie traktujmy tego jak jakiś test astrologii. Podobnie rzecz się ma z ciekawymi skądinąd analizami horoskopów seryjnych morderców - dużo ciekawych zależności tutaj powychodziło, więc o "obalaniu" astrologii nikt nie mówi, ale no cóż... o samym badaniu również jakoś nikt nie mówi ;)
Poza dyskursem naukowym jest nie
lepiej, najczęściej wypowiadają się ludzie, którzy nie znają
nawet podstaw tematu. Szczególnie widać to w wykonaniu tych publicystów, czy zwykłych "mądrych wujków", którzy są przekonani, że astrologia polega
ona na wróżeniu z gwiazd i generalnie mylą wiedzę o korzeniach w starożytności, którą studiowali i/lub praktykowali Kepler, Kopernik czy Galileusz, z rozrywką z ostatnich stron magazynów kobiecych. W rzeczywistości gwiazdy mają w
astrologii marginalne znaczenie i można się spokojnie bez nich
obyć, ale by to widzieć trzeba by się choć minimalnie
zainteresować tematem zanim się nań wypowie. W
przypadku opisywanych wyżej badań autorzy o tyle się w temat
zgłębili, że chociaż nic nie mówią gwiazdach czy wróżeniu i
faktycznie biorą na warsztat czynniki mające w astrologii
znaczenie, czyli pozycję Słońca, Księżyca i planet w znakach. Do
tego się jednak ograniczają, co samo w sobie nie było by zarzutem,
bo trudno byłoby objąć badaniem wszystkie astrologiczne czynniki
(tym bardziej, że ich lista jeśli będziemy dodawać różne
wynalazki przeszłości i teraźniejszości rzadziej lub nawet
sporadycznie używane, może dążyć do nieskończoności ;) )
Fajnie kiedy wyjmujemy jakiś konkretny czynnik i badamy jego związek
z czymś z czym teoretycznie może mieć związek, tak jak w tym
przypadku z cechami osobowości wg Eysencka. Dodam tylko na
marginesie, że astrologia nie została stworzona do badania tych
konkretnie cech i nawet gdyby nie było żadnego związku między wziętymi pod uwagę czynnikami, a tym co mierzy ten kwestionariusz to
znaczyłoby tylko tyle, że astrologia (dokładniej te wybrane jej
elementy) nie nadaje się do diagnozy psychotyczności,
neurotyczności i ekstrawersji, a nie że nie nadaje się do niczego.
To tak jak porównywanie dwóch różnych testów mierzących różne
cechy – jeśli nie ma między nimi korelacji to jeszcze nie znaczy,
że któryś z nich jest do bani, po prostu mierzą różne rzeczy. W tym przypadku jednak zależności się wyraźnie pokazały, zarzut
natomiast jest inny – że są one zbyt słabe i że zdaniem autorów
astrologia postuluje silniejsze związki. Nie czytałam o tym
by „astrologia” jako dziedzina postulowała silniejsze związki którychś wybranych "czynników kosmicznych" z
psychopatycznością czy neurotycznością, co najwyżej niektórzy astrologowie mogą mieć na ten temat jakieś swoje pomysły, mogą się nawet one wydawać innym astrologom przekonujące, ale ich naukowe obalenie byłoby tylko obaleniem jakiejś tam hipotezy, a nie astrologii jako takiej.
Podsumowując – warto rzecz badać.
Warto szukać odpowiedzi na pojawiające się pytania i wyniki, nawet
jeśli wymagają one wyjścia poza dotychczasowe rozumienie świata.
Dla mnie jako astrologa też jest bardzo ciekawe, gdy niektóre
tezy ukute na bazie astrologii nie znajdują potwierdzenia. Dzięki
połączeniu sił z badaczami możemy odkrywać zupełnie nowe
mechanizmy rzeczywistości, a chociażby kwestionować te istniejące.
Czy może być coś bardziej fascynującego? :)
Nie specjalizuję się w statystyce,
miałam z nią trochę do czynienia na studiach, ale to było już
dawno temu, więc mogłam popełnić jakieś błędy. Jeśli mi
uprzejmie zwrócisz na nie uwagę będę wdzięczna :) Nie mam też
wiedzy by głębiej wgryźć się w tematykę tych badań, więc coś
mogłam pominąć lub nie zrozumieć. Dlatego jeśli znasz się na
tym i chcesz nawiązać ze mną współpracę chociażby nad pisaniem
bardziej fachowych artykułów, albo nawet nad planowaniem podobnych
badań - będę zachwycona! :)
Tych, którzy są interesowani tym co konkretnie powychodziło w tych badaniach na razie odsyłam do mojego krótkiego postu o tym, które znaki zodiaku okazały się być najbardziej neurotyczne, a które najmniej -
tutaj. W przyszłości mam nadzieję, że napiszę coś szerzej :)
Na koniec jeden cytat z Eysencka, który dla mnie stanowi wzór postawy naukowej, która szuka odpowiedzi niezależnie od własnych preferencji. Wypowiedź ta stanowi odpowiedź naukowca na sugestię dziennikarza, że interesuje się badawczo astrologią i parapsychologią, bo nieświadomie pragnie wzmacniać tego typu wierzenia.
„No, I don't think so. I'm really not attracted by this, you know, I'm rather repelled by
it and I wish it were untrue. I'd be much happier if there were no parapsychological
phenomena and if there was no Gauquelin effect, but I can't deny on the evidence
that they do exist. So we have to admit them, and it therefore behooves us to look at
them. But I'm certainly not attracted by them in any way. No, it rather upsets me."
Więcej o tym co w badaniach Eysencka i Zawadzkiego było interesującego dla astrologów opowiadam w tym wykładzie zaprezentowanym na zaproszenie Polskiego Towarzystwa Astrologicznego. Dużo wykresów oraz próba interpretacji tego jakie pozycje planet w znakach wedle dostępnych badaniach są powiązane z ekstrawertycznością, neurotycznością i psychotycznością. Rzecz dla koneserów ;)
Bibliografia:
Dean, G. A., Nias, D. K. B. i French,
C. C. - „Graphology, astrology, and parapsychology” w: Nybrg, H.
(red.), „The scentific study of human nature. Tribute to Hans J.
Eysenck (str. 511-542) London: Elsevier Science Ltd., 1997.
Gauquelin, M., - „Planety a osobowość
człowieka”, Wydawnictwo Warsztat Specjalny, Milanówek 1994.
Zawadzki, B., Sobolewska, E., Jameson,
J. - „Cechy osobowości PEN, a czynniki genetyczne i kosmiczne”
w: „Psychologia – Etologia – Genetyka” t.2., 2000.
Zawadzki, B., - „Spełnione proroctwo
astrologów”, w: Charaktery 6/2002.