piątek, 20 czerwca 2014
Letnie Przesilenie - 21 czerwca 2014
Jutro - 21 czerwca - najdłuższy dzień w roku, święto Słońca, Ognia i Wody - Letnie Przesilenie! Słońce w południe wspina się najwyżej jak tylko potrafi na naszej szerokości geograficznej, a warunki do świętowania momentu kulminacyjnego mamy wyjątkowe, bo u nas wypada on prawie w południe - o 12:51! Przyjmijmy od Słońca w darze jego moc, którą teraz hojnie wraz z promieniami rozdaje. Zasilmy akumulatory na nowy słoneczny cykl i celebrujmy! Czas letniego Przesilenia to w cyklu słonecznym odpowiednik księżycowej pełni. To co słoneczne: jasność, witalność, radość życia i świadomość wyrażają się teraz najpełniej. Zbieramy pierwsze owoce tego co zasialiśmy wiosną, przyglądamy się temu co udało nam się osiągnąć od poprzedniego przesilenia w czerwcu rok temu, kumulujemy energię i wysyłamy ją w intencji na kolejny cykl. A w nocy Sobótka / Kupalnocka, tańce, wianki, skakanie przez ogień, szukanie kwiatu paproci i miłosne ekscesy Wszystkiego najsłoneczniejszego Wam na ten czas życzę!
Maria Moonset
O depresji, czyli kiedy nieprzeżyte emocje stają się ciężarem
Artykuł z 2014 roku.
Zawsze miałam poczucie, że we
wspieraniu osób z depresją za dużo jest słów, a za mało
czucia. Także wtedy, kiedy sama na nią cierpiałam – omówienie tego
dlaczego, po co, czy mam rację czy nie w moim czarnym postrzeganiu
siebie i świata, wydawało się „pomagającym” ważniejsze niż
zrobienie mi miejsca na to, bym czuła to, co czuję. Tak długo, jak
społeczeństwo nie będzie robiło miejsca na odczuwanie i wyrażanie
tego co czujemy, tak długo będziemy „walczyć z depresją”.
***
W cyklu „Pochwała receptywności”
piszę dużo o znaczeniu odczuwania, które jest nie mniej ważnym
źródłem informacji niż analizujący fakty intelekt. Czucie, czyli
zarówno nasze emocje, jak informacje czuciowe pochodzące od
naszego ciała (receptywność) dają nam wgląd w to, czego umysł
nie widzi: w nasze wnętrze. Dzięki nim możemy się dowiedzieć
czego potrzebujemy, co jest dla nas dobre, a co nie, jak się czujemy
w danym otoczeniu i w kontakcie z konkretnym człowiekiem.
Uwzględnienie tych informacji jest kluczowe, jeżeli chcemy czuć się
dobrze i podejmować decyzje, które nie będą dla nas nadużyciem.
Intelekt zbierając informacje przez najczęściej używane zmysły,
czyli wzrok i słuch, i analizując je dodaje informacje ze świata,
również ważne, lecz często przeceniane przy podejmowaniu decyzji.
Potrzebujemy połączenia, równowagi pomiędzy czuciem a myśleniem,
uznania zarówno dla rzeczywistości zewnętrznej, jak i wewnętrznej.
Otworzenie się na pełne odczuwanie
oferuje jednak dużo więcej niż dostęp do informacji „z
wewnątrz” - daje głębokie poczucie sensu życia i szczęśliwości
tu i teraz. Nawet jeżeli po drodze musimy poczuć to co
nieprzyjemne, to tylko przeżycie tego co boli uwolni nas od traum i
pozwoli odzyskać radość odczuwania. Receptywność jest
niewyczerpanym źródłem inspiracji, pomysłów, wizji. Jeżeli
czujesz się wypalony/a, nie wiesz co robić w życiu, nie masz na
nic ochoty, nie widzisz głębszego sensu… to wszystko
najprawdopodobniej oznacza, że niewiele czasu poświęcasz na
odczuwanie.
***
Ok, piszę to wszystko, by wyjaśnić
moją perspektywę, ale jak to się ma do depresji?? Ci z was, którzy
znają osoby depresyjne, mogą pomyśleć, że to co piszę to
bzdura, bo te osoby „nic nie robią tylko przeżywają”. Jeżeli
sam/a masz doświadczenia depresyjne, również możesz pomyśleć,
że lepiej już nic nie czuć.
Łatwo jednak pomylić depresyjność z odczuwaniem. Istotą
depresyjności nie jest to, że czujesz np. smutek, ale to, że
zaczynasz sobie tłumaczyć to, co się z Tobą dzieje i że wpadasz w
pętlę negatywnych myśli: „Jestem beznadziejny, nic nie potrafię,
zawsze to samo, nigdy nic dobrego mnie nie spotka...” I tak dalej,
i tak dalej… Każdy pewnie nie raz doświadczył tego mechanizmu,
który zaczyna się od pozornie błahego lecz przykrego dla nas
wydarzenia. Pojawiają się związane z nim emocje i natychmiast
uruchamia się ciąg negatywnych myśli o sobie i życiu, które
skończyć się mogą nawet na pragnieniu śmierci. Osoby z depresją
doszły w tym tak daleko, że często już nie pamiętają, gdzie to
się zaczęło, poczucie niemocy ogarnia wszystko, nie ma już uczuć
a i myśli coraz mniej. To wszystko jednak wypływa z umysłu!
Zajmując się „dokopywaniem sobie” często uciekamy od emocji,
które się w nas pojawiły i zamiast je w pełni poczuć zatapiamy
się w czarną chmurę beznadziei, która tak naprawdę jest zasłoną
dymną. Im bardziej nas boli, tym więcej czarnej chmury beznadziei
potrzebujemy by nic nie czuć. I paradoksalnie cali jesteśmy w
czuciu beznadziei. Tyle, że ona – jak się jej głębiej przyjrzeć
– nie ma treści. Jest emocjonalnie pusta. A jednocześnie wciąga
jak ruchome piaski… Dlatego jedyne co można zrobić, by wyjść z
tego stanu, to zatrzymać umysł, a przynajmniej przestać się
koncentrować na tym, co z siebie wypluwa i wejść w czyste
odczuwanie ciała i emocji. Pełne przeżycie tego co nas zraniło
jest oczyszczające, łzy i krzyk są oczyszczeniem.
***
To co napisałam, pochodzi z moich
doświadczeń. Wiele lat temu przeszłam przez depresję i w ciągu
ostatnich lat niejednokrotnie łapałam się na wchodzeniu w
depresyjny wzorzec myślowy, który uruchamiał się przy pierwszym
lepszym niepowodzeniu, krytyce czy trudniejszych emocjach. Gdy
pojawia mi się to myślenie, przyglądam mu się, ale już w nie nie
wierzę. Traktuję je jak część siebie, która próbuje
przejąć kontrolę – moje pragnienie śmierci. Wiem, że
pragnienie śmierci jest tak naprawdę pragnieniem głębokiej
zmiany, które blokujemy tak, że możemy je zobaczyć tylko w
skrajnej formie. Czasem łatwiej nam wyobrazić sobie "rozwiązanie ostateczne" niż siebie mówiącego bliskim: nic więcej dla Was nie zrobię, chcę robić swoje! Szamani natomiast widzą w chorobach psychicznych proces
narodzin Uzdrowiciela. Nawet jeżeli dotyczy to bardziej tego, co
zachodnia kultura nazywa „psychozami”, to każda choroba jest
wezwaniem do samouzdrowienia, do przywrócenia równowagi w naszym
życiu. Kiedy nie przyjmujemy informacji jakie płyną z naszego
ciała, z serca, a czasem z czucia rozszerzonego na to co nas otacza
i na cały świat (zwanego czasem intuicją, współodczuwaniem,
czasem wizjami lub halucynacjami, czasem jeszcze inaczej) zamykamy
się na to, co jest naszym uzdrowieniem.
Mocny i wciągający przykład na to, jak odcięcie od uczuć i popadnięcie w depresję wygląda w życiu, znajdziesz w komiksowej formie tutaj. Poza grozą bycia osobą w depresji wśród „osób, które czują” pokazuje on drogę uzdrowienia poprzez uwolnienie emocji i zresetowanie umysłu, nawet jeżeli pozornie nie ma to żadnego sensu.
Na koniec - depresja, to stan zamrożenia, w którym zwyczajnie nie mamy dostępu do pełni naszych zasobów, szczególnie tych intelektualnych, do energii, motywacji etc. Dlatego poradzenie sobie z nią samodzielnie jest często zbyt trudne. Jeśli tak jest to szukanie rozwiązań na własną rękę, zwłaszcza alternatywnych, może okazać się zbyt ryzykowne - zwyczajnie trudno nam zauważyć kiedy nadużywamy siebie i kiedy ktoś inny nas nadużywa. Dlatego warto skorzystać ze wsparcia profesjonalistów: psychoterapeutów, psychiatrów, osób które mają wiedzę i doświadczenie w tym bardzo delikatnym temacie. Spotkanie z tym co ukrywa się pod "chmurą beznadziei" jest dużo łatwiejsze, gdy ktoś przy nas jest i nas wspiera, dlatego warto poszukać kogoś przy kim czujemy się bezpiecznie i kto nas przez tą drogę poprowadzi.
Tekst niemal antyczny dla mnie, choć myślę, że nadal wartościowy. Już prawie nie pamiętam jak to było doświadczać tych destrukcyjnych wzorców myślowych, tych pętli samokrytyki, tej nienawiści do siebie... Można z tego wyjść, można o tym zapomnieć, można obejmować siebie z czułością i zrozumieniem niezależnie od tego jak bardzo w czymś daliśmy ciała. Im częściej świadomie zmieniamy samo-odrzucenie we współczucie dla siebie, tym bardziej nam to wchodzi w krew i w pewnym momencie już nawet nie musimy o tym pamiętać. Tego życzę wszystkim co przez to przechodzą <3
O depresji i powiązanych tematach pisałam też:
- O autodestrukcji i pragnieniu śmierci - tutaj
- Co astrologia może zaoferować osobom w depresji? - tutaj
- wiersz o przechodzeniu przez Ciemność - tutaj
- O znaczeniu tego, w jaki sposób mówimy do samych siebie, czyli trochę o mojej ścieżce wychodzenia z dokopywania sobie, przeczytacie w tekście "Jak być pewnym siebie i nie zwariować?"
Inne moje teksty o emocjach i rozwoju poprzez obejmowanie wszystkich aspektów siebie znajdziesz tutaj.
poniedziałek, 16 czerwca 2014
Dlaczego nie robię astrologii partnerskiej?
Tekst ten jest odpowiedzią na często pojawiające się w mojej praktyce pytanie o horoskopy partnerskie. Może dzięki niemu uda mi się uniknąć ciągłego powtarzania się ;)
Z astrologią porównawczą, czyli
zajmującą się relacją między dwoma osobami, mam problem. Z
jednej strony jest to ciekawe wyzwanie intelektualne, parę poziomów
trudniejsze od analizy indywidualnego horoskopu. W rzeczywistości by
zrobić dobrą analizę porównawczą, trzeba najpierw przeanalizować
każdy z horoskopów urodzeniowych z osobna, dopiero potem można
przejść do sprawdzania jak mają się one do siebie i jak na siebie
wpływają, a na końcu creme de la creme: sprawdzanie jaką jakość
tworzą dwie osoby razem, czyli tzw. horoskop kontaktowy. I tu
pojawia się pierwszy, choć zdecydowanie najmniej istotny problem:
jak wycenić taki ogrom pracy?? Dalej pojawiają się problemy natury
etycznej. Najczęściej bowiem proszą mnie o taką analizę osoby,
które chcą się czegoś dowiedzieć o potencjalnym czy aktualnym
partnerze, za jego mniejszą lub większą świadomością. Mogłabym
co prawda założyć, że jeżeli ktoś daje komuś swoje dane
urodzeniowe, w szczególności godzinę, to wie co robi i co go może
w związku z tym czekać. Jednak mam dużą wątpliwość co do
działania „za plecami” zainteresowanego, bo takie analizy osoby
trzeciej kojarzą mi się po prostu z obgadywaniem i wydają po
prostu nieetyczne, nawet jeżeli ktoś wyraził na to zgodę. Jako psycholożka po prostu nie mogę w czymś takim uczestniczyć. Kiedy
przekazuję moją wiedzę bezpośrednio osobie, której ona dotyczy
wiem, że robię to z intencją pozytywnych zmian w jej życiu i mogę
zadbać o to by to co mówię było wspierające i poszerzające
świadomość. Gdy mówię coś o kimś do kogoś innego nie mam
najmniejszego wpływu na to jak te informacje zostaną wykorzystane.
I nie mówię tu o zakładaniu złej woli tego kto mnie słucha, a
jedynie o naturze ludzkiej, która interpretuje na swój sposób
wszystko co usłyszy i o tym, że osoby zaangażowane emocjonalnie są
zazwyczaj „najgorszymi” bo mocno subiektywnymi interpretatorami.
Co więcej sytuacja, w której jeden partner coś wie o drugim
stwarza sytuację nierówności między nimi, która najczęściej
wyraża się w relacji bardziej rodzicielskiej i wychowawczej niż
partnerskiej. Słowem cokolwiek nie powiem mogę w ten sposób
wpłynąć negatywnie na relację.
Ok, tak więc czegoś takiego nie
robię. Jedyne co wydaje mi się w tej materii etyczne to spotkanie z
dwójką partnerów jednocześnie na wspólnej sesji (kłania się
moja specjalizacja czyli terapia par i rodzin ;) ). Niemniej i tutaj
pojawiają się kolejne wątpliwości. Mam bowiem poczucie, że
astrologia astrologią, a to co ma największe znaczenie to co my,
jako para, robimy z tym naszym lepszym lub gorszym dopasowaniem.
Można na bazie trudnych lub dość słabych astrologicznych połączeń
zbudować dobrą i trwałą relację, można też pięknie „skopać”
relację z najlepszymi dopasowaniami! W przypadku astrologii
porównawczej czuję, że konfrontowana jestem z wielką tajemnicą,
która
Subskrybuj:
Posty (Atom)