Przejście Marsa do Bliźniąt przyniesie ożywienie, nowy
impuls do działania i wiele nowych
poniedziałek, 11 maja 2015
poniedziałek, 4 maja 2015
Kobiece ciało - czemu bycie w ciele jest trudne?
Dlaczego "bycie w ciele" często jest dla nas trudne? Po pierwsze dlatego, że to wydaje się być banał – przecież jestem w ciele, bo niby gdzie??? Działanie może być trudne, czucie to coś oczywistego. Umiejętność odczuwania swego ciała wydaje się nam czymś tak prostym jak oddychanie (również zwodnicza prostota ;) ). A wystarczy prosta medytacja z prowadzeniem uwagi czuciowej wzdłuż kręgosłupa i z czuciem kolejnym części ciała po kolei, a odkrywamy że to wcale nie takie łatwe. Że łatwiej nam sobie coś wyobrazić niż poczuć, a jak mamy trudność z wyobrażeniem, to nagle czucie tam nie sięga. Że często „czujemy” oczami i głową, zamiast ciałem.
Ten mechanizm jest jednak częścią dużo poważniejszego
zjawiska, które na własny użytek nazwałam zewnętrzną perspektywą wobec własnego
ciała. Jesteśmy obserwatorami wobec samych siebie i to obserwatorami mocno
oceniającymi. U mężczyzn w dużym stopniu zawęża się to do patrzenia na swoje
ciało jak na przedmiot, który ma dobrze działać i nie przejawiać żadnych wad i
słabości (typu uczucia). Ta postawa jest zresztą drugim ważnym powodem dla
którego trudno nam być w ciele, bo traktujemy ciało jak mechanizm i nauczyliśmy
się, że emocje to nic dobrego, a od bólu najlepiej uciec w leki lub wizualizacje i udawać, że
go nie ma. To dotyczy tak samo kobiet,
jak i mężczyzn, choć wiadomo wciąż gdzieniegdzie pokutuje hasło, że „chłopaki
nie płaczą”, a kobiety jednak bardziej „mogą” sobie na to pozwolić. U kobiet
pojawia się jednak inna głęboko destrukcyjna postawa, która jest tak
powszechna, że aż kompletnie niedostrzegana. Patrzenie na swoje ciało z
zewnątrz jako na coś co nie tyle ma być sprawne, co dobrze wyglądać. Wiem, dużo
się mówi o ograniczających wzorcach kobiecego piękna, o chorobach takich jak
anoreksja czy bulimia, o kompleksach, operacjach plastycznych, kulcie młodego i
perfekcyjnego ciała…. Zawsze jednak jest to tylko dyskusja o tym, według jakich
kryteriów oceniać nasze ciało i próby uznania piękna także poza sztywnymi
kanonami. Ciągle jednak patrzymy z zewnątrz. Skupiamy się na tym by dobrze
wyglądać, a nie by się dobrze czuć. Dbamy o ciało traktując je z zewnątrz
różnymi preparatami i zabiegami, często całkowicie ignorując to co ono do nas
mówi. Skąd to się bierze? Dlaczego traktujemy swoje ciało, jakby było ono czymś
od nas odrębnym? To proste – nauczyliśmy się tego. Młoda kobieta dowiaduje
się zazwyczaj dość szybko co to znaczy „ładnie siedzieć” i że to na pewno nie
oznacza „siedzieć wygodnie”. Dowiaduje się, że jej ciało, sposób poruszania,
mimika, zachowania są oceniane wg kryteriów estetycznych i uczy się sama tak
oceniać siebie. Dochodzi do tego, że różne fizyczne „braki” lub „nadmiary”
stają się przyczyną wielkich dramatów. Uwaga skupia się na tym jak moje ciało
odbierają inni, a nie na tym jak ja sama je odbieram – czyli jak je czuję.
Mocnym przykładem tego do czego to prowadzi, była opowieść
jednej z instruktorek edukacji
seksualnej o nastolatce, która zadzwoniła do młodzieżowego telefonu zaufania z pytaniem o to jaka pozycję przyjąć podczas pierwszego razu, tak by nie były widoczne jej fałdy na brzuchu. Nic innego nie było ważne, tylko ta konkretna informacja. Ciało widziane z zewnątrz, przez partnera, ważniejsze niż własne odczucia podczas seksu, czy emocje związane z tym ważnym wydarzeniem. Brzuch jako fałdy, a nie jako przestrzeń gdzie rodzi się pożądanie, przyjemność, a czasem lęk lub ból....
seksualnej o nastolatce, która zadzwoniła do młodzieżowego telefonu zaufania z pytaniem o to jaka pozycję przyjąć podczas pierwszego razu, tak by nie były widoczne jej fałdy na brzuchu. Nic innego nie było ważne, tylko ta konkretna informacja. Ciało widziane z zewnątrz, przez partnera, ważniejsze niż własne odczucia podczas seksu, czy emocje związane z tym ważnym wydarzeniem. Brzuch jako fałdy, a nie jako przestrzeń gdzie rodzi się pożądanie, przyjemność, a czasem lęk lub ból....
Czym jest ta perspektywa zewnętrzna dowiedziałam się i
poczułam wyraźnie podczas pewnych warsztatów tantrycznych. To co się często
wydarza na takich zajęciach to powrót do ciała i uczenie się podążania za jego
impulsami. Ziewamy kiedy mamy ochotę, wzdychamy, płaczemy, wyjemy, skaczemy,
zwijamy się… ciało zostaje uwolnione od nakazów i zakazów, które w tzw.
„normalnym świecie” je krępują. Nie – to nie oznacza orgii seksualnej,
osaczania innych swoją ekspresją! Wręcz przeciwnie: okazuje się, że ciało jest
niewinne i często bardziej spragnione czułego dotyku niż dzikich orgii, a
warunki gdzie wszyscy mogą być autentyczni pozwalają nam na uczenie się stawiania
granic. Tak więc właśnie było – weszłam w mocny kontakt z moim ciałem,
poruszałam nim w zgodzie z tym co czuję, pozwalałam sobie na bycie w pełni
autentyczną i spontaniczną… aż do momentu kiedy jeden z mężczyzn opacznie
zinterpretował moje radosne przeciągnięcie się i złapał mnie za talię. Ten pozornie drobny gest dla mnie w tamtym momencie
był szokującym przekroczeniem moich granic, ale też bolesną konfrontacją.
Uderzyła mnie nagle świadomość, że moje zachowanie może być interpretowane
jako: prowokowanie, uwodzenie, mizdrzenie się, kokietowanie… i jeszcze parę
brutalniejszych określeń do wyboru. Z miejsca pełnego bycia w ciele i robienia
tylko tego na co ono ma ochotę, nagłe przerzucenie do perspektywy zewnętrznej,
kiedy patrzę na siebie oczami jakiegoś mężczyzny, było niezwykle raniące. A
więc to to robimy sobie my kobiety! Rezygnujemy z czucia ciała i z
autentyczności na rzecz tego co wyobrażamy sobie, że widzą inni! I z tej
perspektywy każdy gest jest po coś. Poprawiam włosy, bo uwodzę, siadam tak a
tak by wydać się taka a nie inna, przyjmuję odpowiedni wyraz twarzy, a gdy boję
się molestowania rezygnuję ze wszystkiego co mogłoby być odebrane jako
„prowokacja”. Jeżeli macham nogą to nie robię tego dla własnej przyjemności, ale po to by zwrócić na
siebie uwagę. Jeżeli westchnę to nie po to by uwolnić nagromadzone napięcia,
ale po to by pobudzić czyjąś wyobraźnię erotyczną. Jeżeli się przeciągnę, to na pewno nie dla
tego, że mam na to ochotę, ale po to by zaprezentować światu swoje ciało i
zachęcić jakiegoś macho do złapania mnie za talię!
Tak, łatwo tutaj zrzucić winę na mężczyzn. To oni oceniają
nasze ciała, gesty i miny, a też niejednokrotnie mają skłonność do ich
nadinterpretowania projektując na nas własne pożądanie. Pokutuje tu patriarchalny mit myśliwego goniącego piękną łanię. Myśliwego nie
interesują intymne przeżycia zwierzyny, a jedynie to czy ucieknie, czy też da
się złapać. Prawda jest jednak taka, że często to my same – kobiety – widzimy
swoje ciało jako przedmiot i patrzymy na nie z perspektywy owego „łowcy”. A to jest to co możemy zmienić i co jest konieczne byśmy nie wchodziły w nadużywające sytuacje - a bycie "łanią" upolowaną przez mężczyznę, nawet jeśli pociągające jest też otwartą drogą do zostania potraktowaną przedmiotowo. A tym co nas informuje, że właśnie może dojść czy doszło do takiego czy innego nadużycia jest właśnie ciało i słuchanie go (a nie tylko prezentowanie światu) jest kluczowe w odkrywaniu tego czego na prawdę chcę, a czego nie. Nasze ciało wie czy coś jest dla
nas dobre czy nie, czy przy kimś się czujemy bezpiecznie, czy mamy ochotę na
bycie w kontakcie czy nie. Informacjami są: napięcie w ciele, podwyższony głos,
tendencja do rozglądania się na boki, czy do odsuwania się od partnera.
Gdybyśmy słuchali tych sygnałów, jak tylko zaczynają się pojawiać
oszczędziłybyśmy sobie wielu przykrych sytuacji. Ale niestety częściej skupiamy
się na tym jakie wrażenie robimy i jak „powinnyśmy” się zachowywać, tak jakby
to miało większe znaczenie niż nasze dobro.
Oczywiście nie ma niczego złego w chęci podobania się, w
dbaniu o wygląd czy w uwodzicielskich ruchach. To cudownie, gdy kobieta czuje
się w swoim ciele dobrze i kobieco, ciesząc się każdym ruchem i tym jakie
wrażenie robi na innych. Problem zaczyna się wtedy gdy perspektywa zewnętrzna
jest jedyną nam dostępną, gdy to jak wyglądam jest ważniejsze od tego co czuję,
a fałdy na brzuchu istotniejsze niż doświadczanie przyjemności. Żeby poczuć
czym jest nasze ciało, czego potrzebuje, jak pragnie się poruszać potrzebujemy
zmienić perspektywę i wejść w odczuwanie ciała zamiast bycia jedynie widzem. Tańczyć,
jakby nikt nie patrzył, poruszać się tak by nam samym to sprawiało przyjemność,
wyrażać swoją zmysłową naturę nie dla kogoś, ale dla własnej przyjemności…
Praca z ciałem i z seksualnością tak naprawdę do tego celu prowadzi – byśmy odzyskały
nasze ciała, prawo do czucia się w nich jak w domu, do czucia przyjemności bez
poczucia winy i wstydu, byśmy słuchały co nasze ciała mają nam do powiedzenia i
szanowały je.
Jako inspirację polecam piękne video „Why I Dance” i towarzyszący mu przekaz: ""Because the expression of my sexuality does not negate my integrity ,intelligence or autonomy "
P.S. W tym tekście skupiłam się na kulturowych i społecznych przyczynach odcięcia od czucia ciała. Pominęłam natomiast przyczyny indywidualne, traumy, doświadczenie przekroczenia granic, bólu, molestowania, trudne uczucia, które wiążą się z czuciem i które uaktywniają się np. przy dotyku... To temat na osobny artykuł, choć częściowo poruszyłam go już w tym artykule.
Subskrybuj:
Posty (Atom)