Strony

poniedziałek, 20 grudnia 2021

Retrogradacja Wenus w Koziorożcu: 19 grudnia 2021 - 29 stycznia 2022

 

Wenus w retrogradacji w Koziorożcu 2021 / 2022
photo: Ilya Kisaradow



Retrogradacja Wenus to zawsze szczególny czas, ok 40 dni, w czasie których Bogini Miłości przechodzi symboliczną transformację z Gwiazdy Wieczornej w Gwiazdę Poranną, w czasie której na ok dwa tygodnie „znika” ukrywając się w jasności Słońca. Jest to wenusowy odpowiednik księżycowego nowiu, kiedy to Księżyc również jest niewidoczny, bo zbyt zbliżył się do Słońca. Pod latarnią jest najciemniej, jak to mówią ;) Ten okres, gdy Wenus „znika” i alchemicznie się przeobraża jest jednocześnie czasem, kiedy znajduje się ona najbliżej Ziemi. Jej moc więc jest najsilniejsza, mimo, że działa według naszych norm i przyzwyczajeń wspak… przestaje bowiem skupiać się na tym co zewnętrzne, na innych ludziach, partnerach, pięknie, czy pieniądzach, a skupia się na tym co wewnętrzne, na naszej relacji ze samą/ym sobą, na miłości, która w swej istocie nie potrzebuje żadnych zewnętrznych obiektów, na tym co nas prawdziwie uszczęśliwia, co daje nam przyjemność i poczucie wypełnienia, niezależnie od tego co myślą o tym inni. Jest to czas kiedy światło miłości kieruje się ku temu co w nas, dzięki czemu możemy przejść wraz z Wenus naszą transformację i odkryć co jeszcze trudno nam w sobie pokochać, co nadal odrzucamy, gdzie trudno nam przyjmować dobro ze świata, gdzie trudno się dzielić z radością, gdzie od miłości oddzielają nas nasze oczekiwania, lęki, trudne historie.

Z perspektywy zewnętrznej mogą temu towarzyszyć trudne wydarzenia relacyjne, wypływanie jakichś schowanych pretensji, tematów, które myśleliśmy, że już są przeszłością, czasem powroty znaczących osób z przeszłości, czy to poprzez „przypadkowe” spotkanie, czy poprzez natarczywe myśli czy sny. Warto pamiętać jednak, że jeśli dzieje się coś takiego, to jest to przede wszystkim przypomnienie i wskazówka gdzie spojrzeć w głąb siebie, jakie potrzeby i pragnienia nie zostały zaspokojone, jakie więzi być wciąż nas gdzieś trzymają, jakie emocje nie zostały przeżyte, co domaga się dopowiedzenia, wybaczenia, puszczenia, odczarowania z oczekiwań i wyobrażeń, dopełnienia w nas zanim pójdziemy dalej.



Fakt, że czas retrogradacji Wenus trwa ok 40 dni raczej nieprzypadkowo łączy się z popularnym w religiach świata motywem 40-dniowego odosobnienia na drodze do oświecenia: Jezus na pustyni, Mojżesz na górze Synaj, Budda pod drzewem Bodhi nieznacznie dłużej. Pokazuje nam to, że czas retrogradacji Wenus to nie tylko okres takich czy innych trudności, ale przede wszystkim czas głębokiej wewnętrznej przemiany, która może mieć wymiar duchowy jeśli tylko otworzymy się na to. Patrząc na przywołane przykłady odosobnienie w tym czasie wydaje się być bardzo owocną strategią, niemniej nie dla każdego dostępną i z pewnością nie każdemu potrzebną. Nasza droga do wewnątrz i do głębszego połączenia z miłością często prowadzi poprzez relacje z innymi ludźmi, poprzez doświadczenia, które nam przypominają o tym, że nasze dążenie do bliskości i miłości nie może się spełnić jeśli nie uwzględniamy w tym siebie, jeśli nie traktujemy siebie z tą uważnością, miłością, oddaniem, czy troską jaką mamy dla innych. Tudzież jeśli zatrzymujemy się na oczekiwaniu od innych tego co sami nie dajemy sobie. Retrogradacja Wenus to czas, kiedy te nawykowe sposoby działania w relacjach przestają działać i nagle możemy odkrywać, że ktoś zareagował nieoczekiwanie, nie dostajemy tego co zazwyczaj dostawaliśmy lub że nagle przestało nam to wystarczać – mechanizmy przestają działać i dzięki temu możemy uświadomić sobie ich obecność i zobaczyć co tak naprawdę usiłowaliśmy załatać w sobie poprzez takie czy inne działania czy wybory.

Retrogradacja Wenus w znaku Koziorożca mocno podkreśla wątek konfrontacji ze społecznymi normami i oczekiwaniami dotyczącymi sposobu w jaki wyrażamy naszą kobiecość, tudzież tego z kim, jak i kiedy wchodzimy w związki. Wiele z tych norm mamy tak mocno wdrukowane w system, że wręcz nie zauważamy jak bardzo ograniczają naszą naturalną miłosną ekspresję. Stawiamy miłości i naszym potencjalnym parterom liczne warunki, stawiamy je też sobie – pojawia się dziwny koncept „zasługiwania” na miłość, bycia „nie dość” dobrym czy pięknym, bycia „wyżej” lub „niżej” niż nasz partner. Tak jakby miłość to jakkolwiek mogło interesować ;) Ten czas jest bardzo o tych wszystkich warunkach i ograniczeniach, ale też o naszych tendencjach do porównywania się z innymi, podchodzenia do spraw wenusowych jak do kolejnej konkurencji, w której są lepsi i gorsi, można mieć sukcesy lub porażki. Wenus ma związek również z naszym poczuciem własnej wartości więc będziemy przyglądać się temu od czego je uzależniamy i czy nie możemy być dla siebie nieco mniej wymagający. To czas kiedy szukamy tego co sprawia nam przyjemność, satysfakcję, co daje nam poczucie szczęścia – i jakoś tak często się dzieje, że to również dobrze robi na nasze poczucie własnej wartości, lepiej niż to wszystko co robimy w mozole i wbrew sobie.

Przekonania i koncepcje dotyczące miłości i naszej wartości z jednej strony mogą mieć swoje źródło w naszym otoczeniu społecznym, w kulturze, w tym co przekazali nam rodzice, rodzina czy rówieśnicy, a także wcześni partnerzy. Z drugiej to również nasze ochrony przed skrzywdzeniem i zbroja przeciwko odrzuceniu. Stawiamy warunki sobie i innym, takie których nikt nie jest w stanie spełnić, budujemy nierealne oczekiwania, krytykujemy innych zanim oni nas skrytykują i odrzucamy zanim odrzucą. Koziorożec też sugeruje, że ważnym wątkiem do uzdrawiania w naszych relacjach będzie kwestia przejmowania za innych odpowiedzialności i wchodzenia w rolę rodzica vs niebrania odpowiedzialności za nasze relacje i zrzucania odpowiedzialności za nasze działania na innych. Kluczem jest tu wspomniane poczucie bycia lepszym/gorszym, zakładanie, że wiemy lepiej czego inni potrzebują lub przeciwnie oddawanie pola partnerom czy „autorytetom”, gdy chodzi o nasze własne potrzeby. Te tematy oczywiście jednych dotyczą bardziej niż innych. Osoby znające swój horoskop urodzeniowy mogą sprawdzić, w którym domu znajduje się u nich Koziorożec (dokładniej 11-26 stopień tego znaku) – dom ten wskazuje on na sferę życia, w której często może pojawiać się pewien rodzaj napięcia, porównywania się, silnych ambicji, które czasem działają usztywniająco – ta właśnie sfera życia będzie teraz najsilniej rewidowana przez Wenus i właśnie w niej mamy szansę na uzdrawiającą transformację. Posiadacze Osobistego Astrokalendarza znajdą tam informację o aktywowanym domu i sferze życia wraz z dłuższym opisem. Co ciekawe sfera życia uruchamiana teraz przez retrogradującą Wenus to ta sama, która całkiem niedawno została dość mocno „przeorana” przez Saturna (2019-2020), a szczególnie przez koniunkcję Saturna i Plutona (początek 2020) i gdzie już dość długo dzieje się głębokie uwalnianie traum i niesłużących nam wzorców. Po tym nienajłatwiejszym okresie Wenus przychodzi jako ta Bogini Miłości, przypomnieć nam, że możemy się rozluźnić i znów pełniej cieszyć życiem, potrzebujemy tylko puścić te obrony, pancerze, przekonania i zatrzymane emocje, które oddzielają nas od siebie, od naszego ciała i od innych. I że możemy dać sobie miłość i czułą uwagę tam gdzie dotąd długo staraliśmy się być silni, twardzi, skupialiśmy się na zadaniach i ocenialiśmy siebie być może zbyt surowo.

Gdy już zdejmiemy ochronne warstwy i nawykowe przekonania retrogradacja Wenus będzie też sprzyjać temu by nowo przyjrzeć się temu co tak naprawdę lubimy, co nam sprawia przyjemność i czego chcemy mieć w naszym życiu więcej. Koziorożec to znak, który wspiera nas w stawianiu sobie celów i ich realizowaniu, więc ten czas będzie o tym jak możemy zacząć prioretyzować nasze potrzeby i pragnienia, zacząć robić więcej przestrzeni na to co naprawdę lubimy robić i wybierać taką ścieżkę kariery by jak najwięcej zawierała w sobie przyjemności :)

 



Podróż z retrogradującą Wenus to 40 dniowa podróż w głąb. Początek tej podróży zaczął się mocno, jako że Wenus weszła w retrogradację w uścisku z Plutonem. Pisałam o tym dużo w Moonset Newsletterze, tutaj więc tylko jednym zdaniem: ostatnie tygodnie to był czas kiedy sporo niespełnionych pragnień, lęków, stłumionych emocji, oraz przysłowiowych trupów z szafy mogło się wydostać na powierzchnię dając wstęp do zejścia głęboko w krainy Cienia wraz z Wenus. Jeśli znacie mit o Inannie – Isztar (dawniejszej odpowiedniczce Wenus) schodzącej do podziemi do swojej „mrocznej” siostry, to wiecie, że Bogini Miłości nie są obce mroki naszej psychiki, ani potrzeba głębokiej transformacji. Ta opowieść jest o odnalezieniu „wygnanych” części siebie, naszej kobiecości, miłości, na którą sobie nie dawaliśmy prawa, zranień, których nie chcieliśmy poczuć, o poddaniu się i odrodzeniu niczym Gwiazda Poranna. Wyjątkowość tej retrogradacji polega jednak nie tylko na tym, że wprowadza nas w nią mocarny pan Podziemi – Pluton, czy na tym, że mamy okazję rozluźnić i ukochać te części nas, które w ostatnich latach były w trybie walki i przetrwania. Wyjątkowe będzie również to co się wydarzy tuż po niej – aż półtoramiesięczne spotkanie Kochanków: Wenus i Marsa! Obietnica nowego, ekscytującego czasu dla każdej Wenus i każdego Marsa ;) Choć też niepozbawionego wyzwań, ale o tym wszystkim będę pisać w kolejnych tekstach w newsletterze.



Teksty przydatne na ten czas:

  • Wenusowy przewodnik relacyjny - co nasza Wenus mówi o tym jak okazujemy miłość i jak potrzebujemy by ją nam okazywano i dlaczego to takie ważne w relacjach - tutaj
  • O wywoływaniu i doświadczaniu poczucia winy - relacyjna gra bliska opisywanym wyżej wątkom - tutaj
  • O dawaniu i przyjmowaniu - kiedy jest radością Wenus, a kiedy nadużyciem - tutaj
  • O Osobistym Astrokalendarzu na 2022, gdzie czeka nas jeszcze parę istotnych retrogradacji ;) 

poniedziałek, 17 maja 2021

Jowisz w Rybach: 29 grudnia 2021- 20 grudnia 2022


 

Tytuł jest mylący - a dokładniej podane daty! :) Pomija dwa fakty: 1) Jowisz już był na krótko w Rybach w 2021 (od 14 maja do 28 lipca), co mogliśmy odczuć jako przejściowe odpuszczenie, rozluźnienie, przypływy emocji czy intuicji... to co się u Ciebie zadziało w tym czasie jest pewnym subtelnym zwiastunem tego jakie będą dla Ciebie najbliższe miesiące, oraz jakie tematy będą w tym czasie ważne. 2) Jowisz w 2022 roku zrobi podobnie, czyli na parę miesięcy wejdzie do Barana (11 maja - 28 października) dając nam zwiastun, po czym wróci znów do Ryb. Tak więc precyzyjny tytuł powinien brzmieć: Jowisz w Rybach: 14.05.21-28.07.21 + 29.12.21-11.05.22 + 28.10.22-20.12.22 :) Może to wyglądać na nieco skomplikowane, ale tak na prawdę oznacza tylko, że opisywany niżej proces ma trzy etapy, z czego pierwszy - preludium mamy już za sobą, przed nami etap główny i najważniejszy, zaś na jesieni dostaniemy jeszcze w bonusie dodatkowe dwa miesiące na skorzystanie z niezwykłych darów tego okresu :)

Jowisz w Rybach jest bardzo silny (jest jednym z dwóch władców tego znaku) i jednocześnie bardzo magiczny. Trudno pisać o tym układzie bez popadania w egzaltację, uduchowione zachwyty, romantyzm czy mistycyzm… ten czas jednak będzie właśnie tym przesycony aż do ekstremów. Najpiękniejsze duchowe wzloty, cudowne „zbiegi okoliczności”,  magiczne uzdrowienia, doświadczenia spoza tego świata, najgłębsze zrozumienie, nowe cudowne wizje śnione dla świata i manifestowane z łatwością – z jednej strony a z drugiej spore ryzyko odlecenia za daleko, uciekania od tego co trudne w używki, sekty, do obiecujących zbawienie szarlatanów. Labirynt iluzji, ale też szansa na zobaczenie drogi w tym labiryncie, na złapanie prawdziwej nici Ariadny i powrót z naszymi duchowymi skarbami na powierzchnię – do realnego świata. Tą nić każdy będzie musiał odnaleźć dla siebie, choć są pewne kierunki, w których warto poszukać :)

Jeśli nie wiesz gdzie szukać prawdy o tym co dla Ciebie dobre – posłuchaj swojego ciała i emocji. To jest nasz najlepszy kompas na wzburzonym morzu duchowych uniesień i wciągających w głąb iluzji. Oczywiście zdarza się, że nasze „kompasy” są nieco rozregulowane np. w wyniku przeżytych traum, czy przejmujących dowodzenie uzależnień. Wtedy potrzebujemy wsparcia terapeutycznego – i na to będzie teraz bardzo dobry okres. Ten czas sprzyja przeżyciu tego co kiedyś było zatrzymane, puszczeniu tam, odpuszczeniu, uwolnieniu od obciążeń z przeszłości, ale ważne jest byśmy mieli w tym solidne oparcie w kimś kompetentnym i jednocześnie nie zdradzającym oznak wszechwiedzy i nieomylności (w tym czasie szczególnie musimy uważać na różnych „guru” ;) ). Także poza kontekstem terapeutycznym warto pomyśleć o tym co jest dla mnie liną bezpieczeństwa podczas emocjonalnej burzy. Do kogo się zwrócę, jaką technikę mogę zawsze użyć, gdzie jest moje bezpieczne miejsce, czego potrzebuję by czuć się bezpiecznie. Czas kiedy Jowisz będzie w Rybach może nas otworzyć zarówno na dawanie innym wsparcia, jak i na proszenie o wsparcie dla nas – obie strony w tej wspaniałej fali powrotu do połączenia i współodczuwania na poziomie ogólnoludzkim są równie potrzebne <3

Bardzo ważnym tematem będzie obejmowanie naszej wrażliwości, przyjmowanie naszych emocji nawet jeśli ich nie rozumiemy. Jowisz w Rybach przydarza nam się w momencie, kiedy jest bardzo potrzebny. Za nami bardzo trudny czas, w którym doświadczaliśmy dużo niepewności i silnych emocji, ale dominujący intelektualny znak Wodnika nie bardzo pozwalał nam na kontakt z nimi. Dużo działo się w umyśle, w ideach i przekonaniach, w dyskusjach i walkach o racje, mało w czuciu i współodczuwaniu. Teraz będzie dobry okres na to by uwolnić wszystkie zatrzymane emocje, wypłakać to co mamy do wypłakania, pozwolić sobie na odreagowanie tego trudnego czasu, bez konieczności rozumienia, nazywania, tłumaczenia czegokolwiek. Wodnik sprzyjał zamrożeniu emocjonalnemu, teraz zaś będziemy powoli tajać i sporo łez może popłynąć, zasilając także naszą kreatywność i nowe sny i wizje. Jeśli więc pojawia się smutek, to przyjmij go z wdzięcznością – on jest pierwszą oznaką, że napięcie już puszcza i że powoli wracamy do równowagi, ze wsparciem żywiołu Wody ;)



Kolejną po przyjęciu naszej emocjonalności, poszukaniu bezpiecznej bazy i słuchaniu sygnałów z ciała nicią Ariadny w tym czasie będzie pielęgnowanie postawy współczucia do samego siebie, oraz do wypływającego z niego współczucia do innych istot. Pięknie o wartości współczucia do siebie (self-compassion) mówi Kristen Neff, mówiąc o tym, że w trudnych doświadczeniach możemy znaleźć doświadczenie wspólnoty, kiedy zobaczymy, że nie tylko my tego doświadczamy. I że ta wspólnota doświadczeń chociażby i trudnych, oraz możliwość dzielenia się ze sobą nimi jest tym co nas naprawdę do siebie zbliża, a nie np. nasze sukcesy i nasze radzenie sobie :)

Ryby to znak szukania połączenia – tego z naszym powołaniem, głosem naszej duszy, tego z całością żywych istot (i nie tylko), tego z boskością i tego z tym co w nas i w świecie wykluczane i pomijane. Często jednak z jakiegoś powodu wybieramy takie ścieżki do niego, które nas oddzielają od siebie i innych. Dobrym przykładem są używki: dla iluzji połączenia z innymi, z „fajniejszym sobą” i z wyższym duchowym stanem odcinamy się od tego co niewygodne w „tu-i-teraz”, od siebie takim jakim teraz jesteśmy, od emocji, wreszcie od tej części świata, która nie rozumie naszych wyborów… w końcu czasem nawet od życia. Wiele ścieżek duchowych również zbacza w stronę iluzji oddzielenia: tu nie patrz, tego nie słuchaj, to ignoruj, z tymi się nie zadawaj, bądź „ponad to”… Te pozornie duchowe ścieżki uzależnieniowo-sektowo-ucieczkowe za fasadą obietnicy połączenia oferują nam tylko coraz więcej iluzji i oddzielenia, czujemy się coraz mniej rozumiani, coraz bardziej odlegli od „zwykłego świata”, coraz dalej od tych kawałków siebie, które się w pięknej duchowej wizji nie mieszczą. Połączenie ze sobą, to przyjęcie siebie takim jaki teraz jestem, objęcie swoich emocji, stanów, trudności z czułością i współczuciem. Połączenie z innymi, to również współodczuwanie z nimi, gotowość do tego by być częścią wielkiego strumienia ludzkiej świadomości i miłości niezależnie od tego co przezeń aktualnie przepływa. Nić Ariadny jaka jest współczucie do siebie i do innych pozwala nam zachować kontakt z tym co jest zarówno w nas samych, jak i w świecie. Współczucie buduje prawdziwą wspólnotę doświadczeń, prawdziwe porozumienie, świat w którym owszem – jest cierpienie, ale też jest wzruszenie z bycia w nim usłyszanym, nadzieja, wzajemna troska, poruszenie, że jesteśmy prawdziwą wspólnotą, jednym żywym organizmem, który czuje. I że na każdego i każdą jest w tej wspólnocie miejsce, też na każdą emocję, na każdy stan, na cały wachlarz ludzkich doświadczeń, oraz na wszystkich, którzy z jakichś powodów czują się wykluczeni, słabi, w trudnym miejscu.

Kolejnymi nićmi Ariadny mogą też być:

 - sztuka – czyli wyrażanie poprzez jakąś twórczość tego co się z nami dzieje, co przez nas przepływa, bez rozkminiania :)

- medytacja jako taka :) im bardziej uziemiona w ciele, osadzona w tym co w nim doświadczam tym lepiej. Także praktyki takie jak joga mogą być bardzo pomocne.

- po prostu samotność, czas ze sobą, czas odpuszczenia sobie zadań i koncepcji

- wdzięczność, praktykowanie jej stałe :)

- odpuszczanie sobie, odpuszczanie innym, odpuszczanie planów i oczekiwań, otwieranie się na to co jest i na to do czego chce nas zaprosić Wszechświat

- to co akurat Ty czujesz że Cię prowadzi i pomaga Ci nawigować na falach Jowisza w Rybach :)

Warto złapać swoje nici Ariadny mocno zanim się zanurzymy w odmętach magicznych syrenich światów ;) I szczególnie uważać w tych miesiącach na używki i tendencje uzależnieniowe. Kiedy nie mamy zasobów do radzenia sobie z emocjami, które na Jowiszu w Rybach będą bardziej niż zwykle rozbujane możemy sięgać po to co łatwo dostępne, ale w efekcie destrukcyjne. To dotyczy także różnych „magicznych” sposobów na rozwiązanie wszystkich naszych problemów, które mogą wyglądać niewinnie a po czasie okażą się bardzo wikłające i uzależniające. Dlatego jest tak ważne byśmy byli w połączeniu z naszymi emocjami, dawali sobie czas na własną spontaniczną medytację, na bycie ze sobą, na samotność wreszcie.

Ten czas będzie bardzo sprzyjający dla sztuki, muzyki, fotografii, teatru czy kina… dla wszystkiego co dotyka tajemnicy, magicznych wymiarów, co kontaktuje nas z duchowym wymiarem naszego istnienia – zarówno tego indywidualnego jak i wspólnotowego. Sprzyjający dla tego co Olga Tokarczuk opisuje jako należące do Krainy Metaksy – świata pomiędzy tym co ludzkie i tym co boskie, gdzie te dwie rzeczywistości się przenikają, świata, gdzie na swój zwiewny sposób istnieją postaci z baśni, mitów, poetyckie metafory i archetypiczne treści naszej pod i nad-świadomości. W tych miesiącach zaglądanie tam będzie łatwiejsze i bardziej owocne, coś nas może prowadzić w krainy snu, wizji, stanu pomiędzy właśnie…  To może być więc też szczególnie dobry czas dla poezji, pisania bajek czy też tworzenia baśniowych filmów, fantastyki, bardziej emocjonalnej, a mniej „poukładanej” muzyki. Dla wszystkiego co dostarcza nam zbiorowego przeżywania katharsis, poczucia połączenia ze społecznością, z całą ludzkością, innymi istotami, a także z czymś większym od nas. Czas na śnienie nowego snu dla nas wszystkich, tak jak u Aborygenów bogowie wyśnili cały świat, który z tego snu się wyłaniał :) Jeśli coś z tych obszarów Cię szczególnie przyciąga, marzysz o zrobieniu czegoś artystyczno-magicznego, czy o nadaniu formie swoim snom i wizjom, to warto skorzystać z tego poszatkowanego na trzy części okresu cudów :)


Życzę Wam wspaniałego, twórczego i magicznego czasu płynięcia na fali i śnienia nowej rzeczywistości dla siebie i dla nas wszystkich <3




poniedziałek, 22 lutego 2021

Astrologia w krainach dosłowności

photo: Ceslovas Cesnakevicius


Czasem pojawiają się słowa, które otwierają nowe przestrzenie rozumienia i tak dla mnie było z tym co opowiada Olga Tokarczuk o trawiącej dyskurs publiczny chorobie dosłowności, która wyjaławia nasz publiczny język i sposób opisu świata. Dosłowność wkracza czołgiem w przestrzenie metafor, symboli, kontekstów i domaga się prostej odpowiedzi: co autor ma na myśli, jest za czy przeciw, z nami czy przeciw nam? Każe tłumaczyć się z wyboru słów, osądza niekonkretność, domaga się by słowo zawsze znaczyło to co ktoś uważa, że znaczy. 

Pamiętam jaką ulgą było dla mnie pisanie „wierszy” (cudzysłów z pokory :) ) zamiast artykułopodobnych tekstów. Uznawałam bowiem, że wiersz przez to, że z założenia nie aspiruje do bycia obiektywnym i całościowym opisem świata pozwala na większą wolność ekspresji. Ot kawałek świata moich wrażeń i refleksji, złapany w locie, ujęty w formę, taką czy inną, zabawa słowem i znaczeniami, czasem bardzo poważna, ale zawsze subiektywna i efemeryczna. Uważałam, że z wierszami się nie dyskutuje, lubi się je albo nie, ale jaki jest sens dyskutować z autorem? Ktoś napisał gdzieś: „wieczność deszczem spływa”, mi się może to zdanie podobać lub nie, może do mnie przemawiać lub mnie irytować, ale czy jest sens dyskutować, czy autor ma rację? Definiować pojęcie wieczności i analizować, czy może ona „spływać” tudzież uznawać, że „nie, to zdanie nie ma sensu…”. Myliłam się, dla chcącego nic niemożliwego – dyskutować z „twierdzeniami” poety zawsze można :) Można też traktować subiektywny obraz jakim jest wiersz, jako próbę obiektywnego opisu świata, która pewnie zawsze będzie nie dość dobra i nie będzie się skupiać na tych aspektach, które dla któregoś odbiorcy są ważne. Dosłowność, domaganie się uniwersalności i obiektywności w każdym zdaniu pozwalają każdemu być krytykiem, nawet osobom kompletnie nie znającym kontekstów wypowiedzi lecz uważającym, że każde słowo powinno znaczyć to co oni uważają, że znaczy. Może stąd właśnie popularność literalizmu? Popularność, która sprawia, że ton w dyskusji np. o sztuce nadają Ci, którzy tej sztuki nie rozumieją, próbując ją zaszufladkować w znanych sobie kategoriach, w świecie, w którym można być tylko "za" lub "przeciw". A do tego nie potrzeba przecież żadnych głębszych analiz znaczeń i kontekstów ;)

Dochodzi do tego, że debatujemy o tym, czy elfy mają prawo być czarne, czy poeta w swym wierszu „ma rację”, a Olga Tokarczuk jest pytana o to czy opisane przez nią historie są prawdziwe. Szczególnie ryzykowne jest pisanie opowieści, tekstów czy piosenek z perspektywy kogoś kim nie jesteś i kto być może myśli inaczej niż Ty. Zaraz ktoś uzna, że to jednak Twoje myśli, doświadczenia, albo chociaż skrywane fantazje… Tak jakbyśmy zostali wygnani ze świata dzieciństwa, gdzie ważną częścią były krainy „jak gdyby”, wyobrażanie sobie, że jestem kimś innym, odgrywanie ról i bawienie się konwencjami i trafili do „dorosłego” światu literalizmu, gdzie musimy się ograniczyć do tylko jednej życiowej roli zwanej publicznym wizerunkiem i traktować ją bardzo poważnie. Poważnie, czyli nie dopuszczać do żadnych niedomówień, ujawnienia jakichś niespójności, niepewności, czy zgoła sprzeczności. Mimo tego, że jako ludzie jesteśmy tych wewnętrznych sprzeczności pełni :) 

Na astrologii owo dążenie do dosłowności również wywarło swoje piętno, z tym że astrologowie z oczekiwaniem dosłownych proroctw ze strony klientów, ale też ze strony krytyków mierzą się od wieków. Tymczasem astrologia w swojej esencji jest złożonym systemem archetypów i symbolicznym językiem opisu świata, także tego, który bardzo mało przystaje do materialistycznej, dosłownej, zero-jedynkowej wizji świata. Z jednej strony mamy astrologię ukazującą złożony z kilkudziesięciu nakładających się na siebie symboli obraz, niepowtarzalną ich konfigurację, w której znaczenia i sensy się na siebie nakładają tworząc półtony i niuanse, z drugiej astrologa, który ten obraz stara się przełożyć na język naszych codziennych doświadczeń, wydarzeń historycznych, czy na możliwy do zrozumienia dla odbiorcy opis psychiki, a więc dokonuje interpretacji tego układu symboli. To nigdy nie powinno być dosłowne, bo symbole nie są dosłowne, można je interpretować na różne sposoby, nie zamykają się w jednostkowych wydarzeniach, raczej odnoszą się do całych grup znaczeniowych.  Każdy symbol ma cały zbiór możliwych manifestacji w świecie 3D, które łączy pewne podobieństwo na poziomie znaczeń, czasem łatwe do intuicyjnego wychwycenia, czasem „logiczne” tylko dla astrologów. Astrolog z tego zbioru możliwych manifestacji wybiera te, które ocenia jako bardziej prawdopodobne, zarówno w kontekście innych astrologicznych symboli, jak i w kontekście konkretnej sytuacji życiowej, społecznej, politycznej, ekonomicznej etc. Szacuje prawdopodobieństwa, obserwuje trendy, analizuje podobne sytuacje w przeszłości, ocenia sensowność dzielenia się swoimi przypuszczeniami, szuka różnych rozwiązań, poruszając się pomiędzy pomagającymi dotknąć głębszego poziomu znaczeń uogólnieniami a formułowaniem praktycznych wskazówek. Jest ograniczony przez własną wiedzę o świecie, swoje horyzonty myślowe, przez własne doświadczenia, oraz przez granice własnej wyobraźni – tak jak każdy, kto w oparciu o takie czy inne narzędzie waży się formułować jakieś prognozy. Dla spragnionych dosłowności te prognozy zazwyczaj nie mają sensu – zbyt ogólnikowe, wieloznaczne, a gdy czasem ktoś odważy się na jakąś precyzję, to ma spore szanse przestrzelić. Jak trafi zaś to i tak to pewnie przypadek. Z perspektywy dosłowności prognozowanie czegokolwiek jest praktycznie zawsze nie dość skuteczne (aczkolwiek także w przypadku astrologii można je badać metodami statystycznymi o czym pisałam tutaj). Krytycy astrologii mają w głowie obraz kogoś siedzącego przed szklaną kulą, czy patrzącego się w niebo, gdzie jakimś szalonym sposobem ma mu się wyświetlać przyszłość z wszystkimi szczegółami niby w magicznym telewizorze. Oczywiste jest, że ten obraz bawi i że budzi opór – nie chcemy wierzyć w takie „telewizory”, bo to oznaczałoby, że nasza przyszłość jest już w każdym szczególe zaplanowana. Rzecz w tym, że astrologowie, również w takie telewizory nie wierzą ;) Zaś droga pomiędzy światem symboli a ich materialnymi manifestacjami ma w sobie ogrom przestrzeni na naszą wolną wolę z jednej strony i na tajemnicę z drugiej, a także na moc zachwytów i olśnień, kiedy „przypadki” składają się w przedziwną lecz piękną pajęczynę znaczeń, a chaos odkrywa ukrytą harmonię i sens. 

Tekst jak łatwo się domyślić inspirowany książką Olgi Tokarczuk „Czuły narrator” i jej wykładami, a przede wszystkim tą rozmową z Tomaszem Stawiszyńskim, w której Olga ogniście broni astrologii a Tomasz dzieli się perspektywą dosłowności w kontekście astrologii :)  

Cytacik piękny: 

„ [Astrologia] jakie to jest wielkie osiągnięcie ludzkiego umysłu i ludzkiej intuicji a i jeszcze czegoś innego, dążenia do harmonii, do piękna, poruszania się w chaosie zjawisk (…)”

Podcast z Godziny Filozofów dostępny tutaj

Każdy ma w sobie cały zodiak, czyli o tym, że odrzucając jedne znaki odrzucamy część siebie

 


W skrócie: w tym tekście wyjaśnię, że nie istnieje coś takiego jak osoby-znaki, bo każdy z nas jest mieszanką różnych znaków. A jak się przyjrzeć dokładniej to mamy w sobie coś z każdego ze znaków, nawet z tych co wydają nam się obce ;) W efekcie proste opisy oparte tylko na znaku słonecznym (a więc gazetowe "horoskopy") są w najlepszym wypadku uproszczeniem, a czasem wręcz mogą spektakularnie chybiać, gdy inny znak w naszym horoskopie dominuje. Napiszę też jak to się ma do naszych relacji i dopasowania dwóch osób :) 


Istnieje coś takiego jak „zodiakizm” (czyli "zodiakalny nazizm" - nazwa moja własna ;) ) i przyjmuje on różne formy, od lekkich uprzedzeń typu „mój znak jest super, ale tego znaku to nie lubię”, poprzez „no przecież wiadomo było, że ze związku ze Skorpionem nic nie wyjdzie!”, czy <tonem wyrażającym głębokie rozczarowanie> „jesteś Bliźniakiem? Serio…..??”, aż do „jestem Wagą więc nie będę się spotykać z Koziorożcami, idź sobie lub przyprowadź kolegę Wodnika”. 

Oczywiście użyłam sformułowania „zodiakizm” żartobliwie, choć faktycznie w tym podejściu ujawnia się nasze myślenie plemienne, w stylu „my vs oni”, nasze dobre, ich złe. Zawsze jest to oparte na skrajnych uproszczeniach – a w tym przypadku chodzi o skrajne uproszczenie astrologii, która w rzeczywistości jest bardzo złożona i daleka od etykietowania ludzi. 

Zacznijmy od tej szokującej myśli, że nie istnieją osoby-znaki zodiaku. To astrologia gazetowa wymyśliła ten koncept, że ludzi da się podzielić na 12 typów i koniec. Jesteś jednym znakiem, to oznacza, że jesteś taki a taki (tu opis w 3 zdaniach), a pasują do Ciebie takie inne osobo-znaki a takie już nie. Astrologia gazetowa ma się do astrologii tak jak pornografia do prawdziwego udanego seksu. Niby o to samo chodzi, ale jednak zupełnie nie :)  Jest nawet gorzej, bo horoskopy gazetowe zazwyczaj są pisane przez ludzi, którzy o astrologii wiedzą tylko tyle ile wyczytali w innych horoskopach gazetowych, a na prawdziwy horoskop (układ planet w danym momencie na niebie) nigdy nie patrzyli. Czyli taka pornografia, gdzie wszyscy są w ubraniach i nikt tak naprawdę nie wie co robić, więc tylko głośno jęczą ;) 
 
Wracając do meritum po tych fantazyjnych wycieczkach: nie istnieją osoby-znaki, bo każdy z nas jest „składanką” wielu znaków. Nie ma osób będących w 100% jakimś znakiem. Nawet jeśli masz Słońce w jakimś znaku (to co gazety opisują słowami „jesteś tym znakiem”), to prawdopodobnie w jakimś innym masz Księżyc, Marsa, czy Jowisza. Każda planeta, planetoida i inne dziwne obiekty brane pod uwagę przez astrologów są w jakimś znaku i zazwyczaj jest to inny znak niż ten do którego przywykliśmy. Bardziej adekwatne byłoby więc określenie, że ktoś jest np. w 40% Rakiem, w 27% Baranem etc, choć takie wyliczenia też są uproszczające. 

Natomiast ogromnym uproszczeniem są informacje o tym, że jedne znaki do siebie pasują a inne nie. To znaczy ok, same znaki mogą być kompatybilne lub nie, ale żywe osoby już są nieco bardziej skomplikowane :) I tak Byk może „nie pasować” do Lwa, ale jeśli ja jestem Bykiem z Księżycem w Lwie, a partner jest Lwem z Ascendentem w Byku, to już jesteśmy do siebie całkiem podobni. Moje bycze Słońce może owszem nie lubić jego lwiego Słońca, ale już mój Księżyc go kocha! ;) Każdy jako pewna składanka znaków reaguje zupełnie niepowtarzalnie na inne składanki znaków, a do tego dochodzą jeszcze aspekty między naszymi horoskopami i inne meandry, które opisuje cała osobna dziedzina zwana astrologią porównawczą (do której mocno zniechęcam w tym tekście). 

Podsumowując, jeśli kierowani „zodiakizmem” osądzamy jakiś znak od czci i wiary (to ludzkie i pewnie każdemu interesującemu się astrologią się zdarzyło ;) ), to dobrze by było na początek sprawdzić czy aby sami go nie mamy aktywnego w horoskopie ;) A nawet, gdy nie mamy akurat w nim żadnych planet czy innych istotnych elementów horoskopu, to nadal nie możemy stwierdzić, że oto ten znak jest nam obcy. Horoskop urodzeniowy to takie kółeczko, gdzie dookoła wyrysowane są znaki zodiaku w kolejności. W niektórych coś się dzieje: mamy tam np. Słońce czy Marsa, w innych jest pusto i teoretycznie są nieaktywne, ale nadal odgrywają pewną rolę w naszym życiu chociażby poprzez dom w którym wypadają (wskazujący na sferę życia, w której ten „pusty” znak jednak się u nas ujawnia; plus wiele innych sposobów manifestacji każdego znaku, które znają osoby zaawansowane). Więc tak, gdzieś tam w naszym horoskopie urodzeniowym jest każdy ze znaków i słabiej lub mocniej wyraża się w nas. Czasem możemy go nie lubić i tłumić – wtedy szczególnie drażnią nas Ci, którzy nie tłumią tylko bezwstydnie pokazują nielubiane cechy światu ;). Czasem jeszcze nie odkryliśmy całej swojej fascynującej złożoności i wciąż staramy się wcisnąć w ramki jednego czy dwóch znaków. I wtedy Ci „inni” mogą nas uczyć czegoś o tych częściach siebie, których jeszcze nie znamy. Im głębiej jesteśmy w astrologii i we własnym horoskopie tym jest jaśniejsze, że…. Każdy ma w sobie CAŁY zodiak! I to jest w tym wszystkim najpiękniejsze :) Oznacza to bowiem, że zawsze jest przestrzeń do porozumienia, do zrozumienia siebie wzajemnie, do bycia kimś więcej, rozwijania nieznanych aspektów siebie, uczenia się od siebie wzajemnie i do tworzenia związków z każdym z kim akurat połączy nas miłość :) 


A jako przypominajkę zachęcam do sprawdzenia jaki jest nasz sposób wyrażania miłości i jak bardzo różni się to od sposobu w jaki wyrażają miłość nasi bliscy- czyli co oznacza pozycja Wenus w naszym horoskopie - tekst tutaj. (również pewne uproszczenie, ale bardzo przydatne. Uważam nawet, że to najprzydatniejszy tekst jaki dotąd opublikowałam ;) ) 


Tradycyjnie zachęcam też do zapisania się do cotygodniowego newslettera - głównie to tam się ostatnio udzielam prognostycznie :) Zapisy tutaj.

poniedziałek, 4 stycznia 2021

Rok 2021 - rozkład jazdy

 




Krótki (jak na mnie ;) ) rozkład jazdy na rok 2021

Tym razem nie będę się już rozpisywać, bo jakoś mi się zajawka na prognozy i bycie Kasandrą w tych ciekawych czasach wyczerpała ;) Napisałam już sporo o głównych procesach, które będą nam towarzyszyć w najbliższym i odleglejszym czasie: tutaj co w najbliższych dwóch latach (Saturn w Wodniku), tutaj co do 2025 (Uran w Byku), tu co w najbliższych dwóch stuleciach (Epoka Powietrza) a tu zaś co się działo w 2020. Z astrologią jest tak, że prognozowanie w skali jednego roku jest zazwyczaj zbyt dużym uproszczeniem, bo planetarne cykle rzadko są tak uprzejme by mieścić się w kalendarzowych ramach, a do tego większość z tych naprawdę ważnych trwa zdecydowanie dłużej niż rok (patrz powyższa wypiska). Wydarzenia obecne są częścią dłuższego procesu i próby spojrzenia na nie wyrywkowo tylko w kontekście jednego roku zawsze będą tylko uproszczeniem. Dlatego przede wszystkim polecam pierwsze trzy teksty powyżej (jak ktoś jeszcze ich nie czytał) by wiedzieć gdzie zmierzamy, a poniżej wrzucę parę najważniejszych wydarzeń tego roku, byśmy mieli jakiś drogowskaz (choć rok zapowiada się z tych, w których kierunki mogą się zmieniać dynamicznie i bardziej przyda nam się elastyczność niż trzymanie się jeden drogi ;) ).

2020 był rokiem nagromadzenia napięć, dociskania śruby przez rządzących i szerzej przez twardą rzeczywistość, spinania się w sobie by przetrwać i radzić sobie z trudnymi emocjami i wyzwaniami. 2021 będzie rokiem, kiedy zaczniemy te wszystkie napięcia rozładowywać po części poprzez działania i wprowadzanie zmian, po części bardziej chaotycznie ;) - i z jednej strony przyniesie nam to ulgę i powrót do lekkości, z drugiej jednak szczególnie na poziomie globalnym ludzie mogą rozładowywać te napięcia w niemądry sposób. Konflikty, które wisiały na włosku w 2020 , ale były rozgrywane możliwie najostrożniej, teraz mogą wybuchnąć nawet nie dlatego, że ktoś ma taką intencję, a przez jakąś nieuwagę czy czyjś egocentrym. Dlatego paradoksalnie mimo, że rok 2021 na niebie wydaje się bez porównania lżejszy niż poprzednik, to efekty tego rozładowywania napięć mogą nam dostarczyć dużo ciekawych wydarzeń globalnych i raczej nie pozwolą nam na spokój. Do tego nawet jeśli na niebie się rozjaśnia to koszty minionego roku będziemy dalej ponosić, to co było w nim trudne nie zniknie nagle magicznie ;) Co jednak ważne – nawet jeśli będzie burzliwie to zdecydowanie atmosfera będzie już lżejsza, bardziej optymistyczna i nastawiona na przyszłość. Wręcz możemy podchodzić do wyzwań tego roku zbyt lekko odreagowując ciężki rok 2020. Na polu indywidualnym też możemy tego doświadczyć, skończył się czas wymagający od nas dużej ostrożności i rozsądku zwłaszcza w tematach materii i możemy poczuć zew działania i robienia nowych rzeczy, warto jednak pozostać w kontakcie z realem i uważnie patrzeć na drogę, bo przed nami sporo ostrych zakrętów ;) 

Główne punkty roku:

  • W styczniu jeszcze wiele się dzieje, począwszy od nowiu 13 stycznia druga połowa miesiąca da nam poczuć rewolucyjne klimaty ;) Mars, który 6 stycznia wyjdzie z impulsywnego Barana po zasiedzeniu się w nim przez ostatnie pół roku i wejdzie do wydawałoby się dużo spokojniejszego Byka, co z pewnością dobrze (inaczej pewnie byśmy się już pozabijali ;) ) acz pierwsze dwa- trzy tygodnie będą nadal konfrontacyjno-buntownicze. Dopiero w ostatnim tygodniu stycznia chęć walki ze światem, rebelii czy burzenia po to by budować nowe po swojemu nam opadnie ;) 

  • Styczniowe „przygody” z Marsem mogą nas znów angażować osobiście, podobnie jak czas z retrogradacją Marsa w Baranie angażował wielu z nas w takie czy inne protesty i opowiadanie się po jakieś stronie i było to bardziej powiązane z osobistymi procesami doświadczania i wyrażania złości. Większość roku jednak Mars już nie będzie nas tak bardzo „niepokoił”, jedynie czerwiec i początek lipca, oraz listopad-grudzień będą przez niego „podkręcone” (to są też okresy kiedy bardziej prawdopodobne są konflikty zbrojne). Tymczasem najważniejsze wydarzenia roku, czyli kwadratura Saturna i Urana działać będzie głównie na poziomie globalnym, upadki jakichś rządów, czy gospodarek, takie tam drobiazgi ;) No i nadal bunty i protesty społeczne – to coś co będzie ważnym i powracającym wątkiem nie tylko tego roku. Kwadratury Saturna w Wodniku do Urana w Byku będą trzy, co oznacza, że proces rewolucji strukturalnych będzie rozłożony na etapy. Pierwszy z nich już w lutym – kulminacja 17.02., drugi w czerwcu z kulminacją 15.06, trzeci zaś w grudniu z kulminacją w samą wigilię 24.12. Być może będę coś o tym więcej pisać, generalnie jednak będą to okresy kiedy tematy poruszone w wspomnianych wyżej opisach obu tych planet będą generować największe napięcia, domagać się zmian lub rewolucji, walka starego z nowym, upadek symboli dotychczasowego porządku, ścieranie się postaw pokoleniowych etc. Dodatkowo okresy te sąsiadują za każdym razem z opisanymi wyżej okresami „marsowymi”, co może oznaczać dodatkowe podgrzewanie atmosfery i protesty. Jeśli wiesz, gdzie w Twoim horoskopie przebywać będzie w tym roku Saturn (choćby z Astrokalendarza ;) ), to tam właśnie możesz się spodziewać rozbijania starych struktur i budowania nowego.

  • Wspierać nasze wewnętrzne i zewnętrzne rewolucje w tym roku będzie Jowisz, przez większość część roku w znaku Wodnika. Wygląda na to, że przez wszystkie opisywane dotąd układy będę pewnie w tym roku w moich cotygodniowych prognozach odmieniać słowa „rewolucja”, „bunt”, „wolność”, „współdziałanie” i „nowe idee” przez wszystkie przypadki ;) Jowisz doda nam wiatru w żagle, natchnie w myśleniu o przyszłości, pomoże w odnajdowaniu wielkich idei, za którymi chcemy podążać i w tworzeniu nowej rzeczywistości z myślącymi podobnie. Wszędzie tam, gdzie Saturn w Wodniku daje wyzwania, Jowisz dodaje dodatkowe możliwości, więc w tym czasie (podobnie jak w poprzednim roku) często będzie tak, że zamknięcie jednych drzwi będzie połączone z otwarciem paru innych ;) (z tym, że w tym roku będzie w tym dużo więcej lekkości i świeżości, a mniej ciężaru i przymusu). Jowisz jest w Wodniku od 19 grudnia i pozostanie w nim do 14 maja, kiedy to przejdzie do Ryb, po czym jeszcze wróci do Wodnika 28 sierpnia i pozostanie tam już do końca roku (dokładniej do 29 grudnia).

  • Parę miesięcy z Jowiszem w Rybach (14.05 – 28.08.21) da nam lekką zmianę aury, coś jak romantyczna i uduchowiona wiosna w środku dziejącej się rewolucji i globalnych zmian ;) Ważniejsze stanie się to co duchowe, co poza słowami, co w czuciu, będzie to też czas rosnącego przejęcia losem słabszych, biedniejszych, tych którzy padają ofiarami dziejących się zmian, oraz zwierząt. Czas może nie tak płodny intelektualnie jak okres z Jowiszem w Wodniku i mniej nastawiony na działanie (poza tym co charytatywne, dla wykluczonych itp.), za to zdecydowanie wzbogacający wewnętrznie. Sprzyja tez sztuce, muzyce, oraz eksploracjom duchowym. Acz może też przynieść nadmiar żywiołu Wody, zarówno w sensie dosłownym jak i symbolicznym ;)

  • Na koniec: ze wszystkich branych przez astrologów pod uwagę spotkań dwóch planet najrzadsze i najbardziej rozwleczone w czasie są spotkania powolnego Plutona z jeszcze powolniejszą Eris. Od początku 2020 towarzyszą nam powtarzające się kwadratury tych dwóch tajemniczych postaci ;) Znaczenie tych spotkań jest trudniejsze do uchwycenia, także przez ich rozmycie w czasie, oraz przez to, że wciąż niewiele wiemy o Eris (a fascynujący to temat :) ). Jednak w moim odczuciu ma ona wiele wspólnego z dawną i odtrąconą Wielką Boginią – Matką Ziemią, ubraną w zdemonizowaną i złośliwą narrację patriarchatu (podobnie jak Lilith). Kwadratury z Plutonem, który ma moc wydobywania tego co ukryte, co stłumione i negowane, w moich obserwacjach mają wiele wspólnego z „buntem Ziemi”, towarzyszą jej zaś katastrofy naturalne, dziwne zjawiska pogodowe, nowe choroby i ogólny chaos - czyli przypomnienie, że nie wszystko możemy kontrolować ;) . Pierwsza kwadratura Plutona i Eris miała miejsce w styczniu/lutym 2020 (czyli w tym samym czasie co potężna koniunkcja Plutona z Saturnem), druga w czerwcu, trzecia w grudniu (każda z nich jednak mogła być odczuwalna także w miesiącach sąsiednich, ostatnia więc nadal jest mocno aktywna). Przed nami pozostała już ostatnia z tych kwadratur: w październiku 2021. To chyba dobry czas na to by pokłonić się przed Matką Ziemią i skończyć z ludzką pychą „władców Ziemi”, czyż nie? ;)

Niechaj ten rok przyniesie Wam zmiany, których pragniecie, lekkość, radość, świeże wizje, szerszą perspektywę i rozkwit tego co bliskie Waszemu sercu! :)