Strony

poniedziałek, 16 grudnia 2019

Zimowe Przesilenie - 22 grudnia 2019





Przesilenia są jak ogry – mają wiele warstw ;)

W sumie to wszystko jest jak ogry, a Zimowe Przesilenia, czyli czas najintensywniejszej ciemności, to moment kiedy te najgłębiej ukryte warstwy w nas i w świecie się odsłaniają. Zamykamy oczy zwracając się do wnętrza, zaczynamy głębiej czuć, wyczuwać delikatne prądy w rzeczywistości, bolesne miejsca w nas samych, skarby ukryte w kokonie Cienia. Zdejmujemy warstwę po warstwie, schodzimy głębiej i głębiej, wtedy kiedy zaufamy ciemności i pozwolimy jej się otoczyć, nakarmić, odrodzić w niej. Do tego jednak potrzebna jest duża odwaga i uczciwość wobec samych siebie, bo w ciemności ukryliśmy wiele takich naszych warstw, których nie chcemy oglądać. Zanim więc zanurzymy się w ciemności, zostawmy na brzegu wszystkie nasze oceny, zwłaszcza wobec siebie i tego co i jak przeżywamy. To głównie one powodują cierpienie, nie nasz Cień sam w sobie. Weźmy ze sobą tylko gotowość do objęcia miłością wszystkiego co tam napotkamy. Miłością, zrozumieniem, zgodą na to, że Cień jest jaki jest. Wkroczmy w krainę Ciemności niosąc pokój a nie wojnę, a ona nas przyjmie z otwartymi i czułymi ramionami i obdaruje nas pięknymi darami :)

Wracając jednak do przesileń, które mają warstwy… :)

Najprościej ujmując jest to czas najdłuższej nocy w roku i najkrótszego dnia. Do tego dnia światła jest coraz mniej, ciemności coraz więcej, po przesileniu nadal ciemno, ale ten trend się odwraca i z dnia na dzień dnia jest odrobinę więcej.

Jednocześnie jest to moment początku astronomicznej zimy. To bardzo ciekawe, że w naszych wyobrażeniach kulturowych zima jest owszem zimniejszą, ale jednocześnie jaśniejszą porą roku niż jesień. Sprzyja temu nie tylko coraz dłuższy dzień, ale również śnieg niegdyś obowiązkowo towarzyszący każdej zimie, który odbija światło i rozjaśnia nam dni.

Przesilenie jest to więc zwrotny czas w cyklu słonecznym, który połączony jest nierozerwalnie z cyklem ziemskiej wegetacji i naszym naturalnym cyklem życia. To czas kiedy natura nam mówi zwolnij, uczy nas jak umierać i odradzać się wraz ze Słońcem. Więcej piszę o tym w tym tekście (jednym z najbardziej lubianych moich tekstów na blogu :) )

Astrologicznie jest to czas, kiedy Słońce wchodzi do znaku Koziorożca. Wchodzimy w miesiąc podsumowań, planowania i wytyczania nowych celów. To okres kiedy wytyczamy kierunek na nowy rok, podejmujemy ważne decyzje dotyczące tego dokąd zmierzamy i co jest dla nas najważniejsze, określamy nasze miejsce w świecie i odkrywamy do jakiego miejsca chcemy dążyć. Słowem zaczyna się miesiąc zasiewania intencji na nowy rok i podejmowania bardzo konkretnych działań w celu ich zamanifestowania.

Do tego jest to czas, kiedy Słońce przechodzi przez punkt na niebie, w którym jak ustalono znajduje się Centrum naszej Galaktyki! O tym jak to się dzieje i dlaczego taka sytuacja jest absolutnie wyjątkowym okresem w dziejach życia na Ziemi piszę tutaj. Jeśli zastanawiasz się jak się łączy Centrum Galaktyki i temat Ciemności, to przypominam, że najprawdopodobniej w tymże Centrum znajduje się supermasywna Czarna Dziura… Ciemność wokół której to wszystko się obraca mówi do nas w tym czasie poprzez moc Słońca, która jest mocą świadomości.

Na te wszystkie warstwy nakłada się również ta najbardziej „zewnętrzna” czyli związana z aktualnym układem planet na niebie nadającym każdemu przesileniu nieco inny charakter.

W tym roku (2019) Przesilenie Zimowe, którego moment kulminacyjny będzie miał miejsce w niedzielę o 5:20 rano, będzie wręcz hiper-typowe, bo jego podstawowe znaczenia zostaną wzmocnione przez rozmiłowany w tematach Cienia Księżyc w Skorpionie. Do tego symbolikę związaną ze znakiem Koziorożca wzmacnia grupa wolno poruszających się planet, która „zaplanowała sobie” w tym roku spotkać się w tym znaku, co będzie bardzo rzadkim i ważnym wydarzeniem na skalę globalną o czym pisałam chociażby tutaj. Zaczynający się w tym dniu miesiąc Koziorożca będzie więc naprawdę mocnym czasem, a to co się dzieje w momencie jego inicjacji, czyli w czasie Przesilenia, wyznaczy kierunki zmian, które będą się działy. To dobry moment by poprosić o wizje na ten czas, o wskazówki jak najlepiej skorzystać z jego transformacyjnej mocy i jak na mocy potężnych układów planetarnych pchnąć energię w realizację naszych marzeń i celów. Do tego cztery dni po Przesileniu Słońce spotka się z Jowiszem niemal dokładnie w czasie nowiu w Koziorożcu, co będzie kolejną odsłoną naszej podróży i drugą już w ciągu paru dni kulminacją spotkania z Ciemnością – tym razem w cyklu księżycowym – ale o tym już w kolejnym tekście :)




Tych, którzy chcieliby razem z nami wejść głębiej w tematy wypływające z ciemności zapraszamy serdecznie do przesileniowego kręgu inicjującego nowy cykl zajęć "Spotkania z Cieniem", gdzie będziemy eksplorować czułe obejmowanie w sobie tego co przynosi ciemność <3

Fragment opisu wydarzenia:

Krąg i przestrzeń na dzielenie się będą dopełniane przez praktyki integrowania tego co się z naszych spotkań wyłoni. Będzie więc bezpieczna przestrzeń na spotkanie z emocjami, z tym co się pojawia w naszym ciele i na przyjęcie siebie wraz z tą „ciemną” stroną, ukochanie siebie w tym czego doświadczamy i rozpuszczanie napięć, które mogą się pojawić. Nasze spotkanie z Cieniem nie ma być walką czy przekraczaniem siebie, przeciwnie – cenimy sobie pracę w dużym rozluźnieniu, w poczucie bezpieczeństwa, w otwartości na przyjemność, która może się pojawiać nawet przy najtrudniejszych tematach, w wykraczaniu poza znane z ciekawością i ekscytacją. Chcemy Cię zaprosić do spotkań z Cieniem, które będą namiętne i czułe. Do ekstazy, która towarzyszy uwalnianiu napięcia, kiedy puszczamy coś co trzymaliśmy zbyt długo. Do inspirującego przeglądaniu się w sobie nawzajem i odkrywania jak różne mogą być perspektywy na do to jest a co nie jest Cieniem. Do robienia w sobie miejsca na tak różne doświadczenia i drogi i patrzenia jak to otwieranie na innych otwiera nas na samych siebie. Oraz do odkrywania jak bycie wysłuchanym i przyjętym pomaga przyjąć samego siebie i uwolnić się od ciężaru tajemnicy, który nieśliśmy. Obejmując nasz Cień stajemy się pełniejsi, a tworząc krąg osób obejmujących wzajemnie swoje Cienie tworzymy nową jakość współbycia i budujemy nową rzeczywistość.
Więcej informacji na stronie wydarzenia - tutaj


Chcesz dostawać informację o wszystkich astro-wydarzeniach? Zapisz się do darmowego cotygodniowego newslettera!


Zapisy na tej stronie

niedziela, 8 grudnia 2019

Jowisz w Koziorożcu: 2 grudnia 2019 - 19 grudnia 2020


W poniedziałek Jowisz zakończył swój w przybliżeniu roczny pobyt w znaku Strzelca i wkroczył do Koziorożca. Jowisz jest planetą wyznaczającą społeczne trendy, nowe narracje, nowe idee, a na poziomie indywidualnym pokazuje nam nowe obszary do rozwoju, do poszerzania naszych horyzontów i nowe ideały, z którymi chcemy podążać. Zanim jednak skupię się na tym co nam przyniesie czas Jowisza w Koziorożcu, omówię krótko to co na przyniósł rok z Jowiszem w Strzelcu - na płaszczyźnie globalnej i społecznej, bo jeśli chodzi o zmiany na poziomie indywidualnym to każdy może sobie odpowiedzieć sam ;) (tekst o tym czemu ten rok sprzyjał znajdziesz tutaj). 



Podsumowanie roku z Jowiszem w Strzelcu (fragment dłuższego opisu z facebooka).

"Był to rok ognisty! Ciekawe, że temat ognia już kolejny jowiszowy rok tak mocno się wybija, poprzedni z Jowiszem w Skorpionie zaczął się samospaleniem i symbolicznie zakończył się (tym razem filmowym) samospaleniem. W upływającym roku żywioł ognia hulał już w dużo większym wymiarze. Jowisz to planeta, która wyolbrzymia to czego dotknie, a Strzelec to znak żywiołu ognia, więc feniksowa iskra rozpalona w poprzednim roku rozpaliła wielkie ognisko. Zaczęło się od Notre Dame. Potem rozpaliło się oburzenie jednych na to co porusza innych ;) Dla mnie to wydarzenie było głęboko symboliczne, a to przeczucie potwierdziły dalsze wydarzenia, w których ogień w sposób bezprecedensowy palił lasy na całym świecie. Notre Dame to Nasza Pani, nawiązuje do wcześniejszej Bogini Matki, którą utożsamiamy również z Matką Ziemią. Najpierw spłonął symbol, potem płonęły lasy. A jednocześnie te płomienie obudziły nas z letargu, poruszyły serca i były częścią zmiany, która wydarza się w naszej globalnej świadomości. 20 sierpnia 2018 wielkie pożary w Szwecji były impulsem dla młodziutkiej Grety Thunberg by rozpocząć początkowo samotne protesty dla klimatu. To co zainicjowała jedna dziewczynka, rozniosło się po świecie niczym wielki pożar i dziś wszyscy już słyszeliśmy o Strajkach dla Klimatu, w których biorą udział młodzi ludzie (i nie tylko) na całym świecie. Jowisz w Strzelcu to czas nowych idei i nowych wielkich zrywów i to co się zadziało wokół tematu kryzysu klimatycznego i czego liderką stała się Greta to niezwykły przykład tego jak potężna to siła. Jowisz reprezentuje zmiany w naszej świadomości, a przechodząc przez znak Strzelca, który jest jego znakiem, uruchomił nowy 12-letni cykl rozwoju globalnej świadomości i po tym roku już wiemy jakie będą jego główne tematy."

Co natomiast przyniesie nam rok z Jowiszem w Koziorożcu? Ogień ideałów zostanie mocno „uziemiony”, to co działa w „realu”, jest praktyczne i efektowne to będzie kontynuowane, a to wszystko co było tylko rozdętą wizją bez przełożenia na praktykę zostanie odrzucone. Konkret będzie rządził, choć jednocześnie mogą nam się pojawiać bardzo ambitne cele i plany. Można powiedzieć, że grozi nam przerost ambicji zwłaszcza w tematach kariery, ale to wszystko mogą być bardzo konkretne pomysły, których nierealistyczność będzie wynikać bardziej z tego, że nie da się robić na raz wszystkiego lub że zbyt mocno teraz chcemy zostać „kimś”, a to często koniec końców okazuje się nam szkodzić. Nasze ambicje mogą nas z jednej strony zasilać, motywując do działania, z drugiej jednak blokować, bo jeśli od razu oczekujemy od siebie zbyt dużo i już mamy w głowie nasze planowane mistrzostwo, to ciężej jest wrócić do tego co jest i pogodzić się z tym, że jeszcze niewiele zrobiliśmy lub niewiele umiemy. Saturn w tym samym znaku będzie jednocześnie tłumił nasz hurraoptymizm, co może się realizować jak zmaganie między tą częścią nas, która dąży do wielkich celów („thinking BIG!”), a tą która jest mocno krytyczna, realistyczna i rozliczająca nas z dotychczasowych działań. Tak czy inaczej temat kariery, sprawy materii oraz wszystko to co powiązane z organizacją, różnymi trwałymi strukturami w życiu, czy z władzą będą teraz na planie pierwszym.

Jowisz w Koziorożcu daje konkret, chęć rozwoju zawodowego, oraz społecznego, w rozumieniu stawania się znaczącą osobą w naszej społeczności, zdobywania społecznego uznania za to co robimy, wypracowywania sobie pozycji, autorytetu, czy możliwości wpływania na rzeczywistość wokół nas. Sporo osób może się zaangażować w politykę, czy w inną formę aktywności społecznej, w ruchy działające na rzecz jakichś zmian lub przeciwstawiające się nim. To już było odczuwalne w poprzednim roku z Jowiszem w Strzelcu, wtedy jednak były to ruchy motywowane czysto ideologiczne i często mające charakter słomianego zapału, teraz zaś przyjdzie czas na konkrety, zaangażowanie się w różnych strukturach, przyjęcie na siebie konkretnych zobowiązań.

Generalnie jest to dobry rok na podejmowanie się ambitnych lecz realistycznych zadań, rozwijanie naszego biznesu, poprawianie sytuacji zawodowej, wyznaczanie nowych celów. Jednak w związku z tym, że w Koziorożcu poza Jowiszem przebywają już Saturn i Pluton, które dodają wyzwań w opisywanych tematach, warto zwrócić szczególną uwagę na umacnianie tego co już zbudowaliśmy, wprowadzanie poprawek, zabezpieczanie się przed ryzykiem, „uziemianie” naszej działalności i budowanie rozwiązań typu „plan b”. Jest więc to czas na rozwój, ale bardziej na umacnianie naszych korzeni i pnia, niż na wypuszczanie nowych gałązek, jeśli nasza podstawa nie jest wystarczająco mocna. Wszystkie te nowe plany których się więc w tym roku możemy podjąć warto rozważyć bardzo realistycznie, ugruntować i wystrzegać się działań na zasadzie „jakoś to będzie ;)”

Budujemy teraz stabilną konstrukcję naszego przyszłego rozwoju zawodowego, system który nie musi być już teraz efektowny, ale to na nim będą się opierać nasz przyszłe sukcesy.

To będzie też rok dużego testu dla naszej konkretności, zaradności, wymagając od nas zdecydowania i konsekwencji. Ci co zdecydują się podjąć jakiegoś wyzwania i wytrwają w tym postanowieniu mogą zdobyć bardzo wiele, ale ci którzy będą co rusz zmieniać cele i wycofywać się z podjętych zobowiązań mogą sporo stracić. Będziemy uczeni i jednocześnie rozliczani z naszej odpowiedzialności, siły charakteru, uziemienia. A jednocześnie to właśnie podejmowanie się zadań rozwijających w nas te cechy to najlepszy sposób by w pełni wykorzystać korzyści jakie niesie ten czas. Jasne, nie każdy odnajdzie w sobie takie typowe dla Koziorożców flow, nie każdy poczuje przypływ ambicji i być może będą też tacy co uznają, że są „ponad to” (co zazwyczaj łączy się z ambicją bycia ponad to ;) ), może się to jednak wyrażać na bardziej subtelne sposoby. Po prostu jest to czas kiedy bardziej pragniemy się rozwijać, stawać coraz lepsi, zdobywać konkretne umiejętności i zaliczać nowe bazy w grze zwanym naszą karierą – cokolwiek nią jest ;) Czasem też może się pojawiać temat porównywania się, aspirowania do pozycji, której realnie nie mamy, chęci wynoszenia się ponad innych lub nadmierna chęć kontroli naszej rzeczywistości. Jeśli takie wątki się pojawiają to sygnał, że nie realizujemy zbytnio naszych potrzeb rozwoju i budzi w nas to szczególne frustracje. Dlatego bardzo ważne jest by w tym czasie planować bardzo konkretne i realne zadania i realizować je jedno po drugim, co da nam poczucie satysfakcji i dobrze wykorzystanego czasu. Na rebelie zaś przyjdzie lepszy czas już w kolejnym roku jowiszowym, czyli w roku Wodnika ;)

Jak już wspomniałam wyżej w Koziorożcu poza Jowiszem przebywają już od pewnego czasu Saturn i Pluton, a przed nami seria ważnych spotkań na szczycie pomiędzy tymi trzeba planetami, o której już pisałam w tym artykule. Tak silne zaznaczenie znaku Koziorożca przez wolniejsze planety poza wymienionymi wyżej wątkami, może przynieść wielu osobom wstrząsy w życiu zawodowym i w budowanych przez nas dotąd strukturach. To jest zdecydowanie czas zmian w tym obszarze, czasem zmian wybranych przez nas, czas narzuconych przez okoliczności, o czym więcej pisałam we wspomnianym tekście. Z drugiej strony silna koncentracja na tematach związanych ze znakiem Koziorożca może się odbić negatywnie na obszarach związanych z ustawionym po przeciwnej stronie Rakiem, czyli na naszych emocjach, czy życiu rodzinnym jeśli zbyt mocno będziemy parli do przodu odcinając się od naszych potrzeb emocjonalnych, od tego co czujemy i zaniedbując życie rodzinne. Pamiętajmy więc o równowadze, o tym by czasem sobie odpuścić, zadbać o siebie i najbliższych i w ten sposób regenerować nasze zasoby energii.

Na poziomie społecznym, politycznym i globalnych będzie to również czas dużego przetasowania w strukturach władzy, w procedurach funkcjonowania i organizacji społeczeństw, czas mierzenia się wyzwaniami takimi jak globalne ocieplenie, czy postępująca automatyzacja zawodów poprzez mozolne wypracowywanie konkretnych rozwiązań prawnych i organizacyjnych. Dziedziny szczególnie w tym roku podatne na owe przetasowania, ale też wypływające z nich szanse rozwoju to poza polityką i administracją, budownictwo, materiałoznawstwo, księgowość, stomatologia i wszystko co związane z kośćmi i kręgosłupem, zarządzanie. Wydaje się, że zmiany bardziej będą dotyczyć korpo-świata, bankowości, czy rynku mieszkaniowego, oraz generalnie wielkich inwestycji, ale to są obszary, które jak wiemy razem z polityką i administracją mają większy lub mniejszy wpływ na nas wszystkich. Tutaj napiszę coś czego wolałabym nie pisać, ale niestety czasem astrolog musi też dźwigać rolę Kasandry ;) Spotkanie trzech planet w Koziorożcu może oznaczać różne wydarzenia, które wymuszą na naszych rządzących zmiany, a także i nas zmotywują do zmian stylu życia, większej ostrożności i oszczędności. Tutaj szczególnie możliwy wydaje mi się kryzys finansowy, który wróży na ten rok również część ekonomistów. Dlatego tym bardziej warto być realistą, działać w sposób przemyślany i bezpieczny, brać pod uwagę różne scenariusze i myślę też bardziej zachowawczo inwestować pieniądze. Jeśli żaden kryzys nie nastąpi to i tak zyskacie na tej strategii, bo układy na niebie w tym roku zdecydowanie wspierają tych co twardo chodzą po ziemi, ostrożnie analizują możliwe ryzyko i nie próbują chodzić na skróty ;)

Wracając jednak tego co dla każdego z nas osobiście może oznaczać nadchodząca konfiguracja, warto ją analizować przez pryzmat naszego horoskopu urodzeniowego. Jak to ze wszystkimi ogólnymi trendami w astrologii, to na ile jakaś konstelacja wpłynie na nas osobiści zależy od tego, czy aktywuje jakieś ważne punkty w naszym horoskopie, a to jakiego obszaru życia będzie dotyczyć to ważne kosmiczne przetasowanie i gdzie spodziewać się zmian dowiemy się z pozycji wspomnianych planet w domu naszego horoskopu. Najkrócej mówiąc, domy horoskopowe odzwierciedlają konkretne obszary w naszych życiu a planety przemieszczając się przez nie po kolei je aktywizując wnosząc charakterystyczne dla siebie możliwości i wyzwania. O tych cyklach traktuje mój Osobisty Astrokalendarz :) Wyzwaniem tego czasu jakie stało przede mną przy robieniu aktualnych Astrokalendarzy jest to, że teraz w jednym obszarze życia spotyka się zarówno obdarowujący nowymi możliwościami i pomagające wzrastać Jowisz, jak i egzaminujący i domagający się racjonalnego samoograniczenia Saturn. Ich działanie z zasady jest przeciwstawne, choć obie planet na swój sposób służą naszemu rozwojowi społecznemu i określaniu naszych celów. W Astrokalendarzu opisałam tą sytuację tak:

"Jowisz i Saturn działają nieco przeciwstawnie, ten pierwszy daje szanse, możliwości, pomaga nam wzrastać, podczas, gdy ten drugi redukuje to co nam nie służy, każde wybierać, weryfikuje. W uproszczeniu można powiedzieć, że Jowisz daje nam w danym obszarze więcej, a Saturn nam zabiera to co już nam nie służy. No i teraz przed nami taki czas, kiedy oba te procesy będą dotyczyły jednocześnie tego samego obszaru! Z jednej strony może to być tak, że ich działanie trochę się będzie „znosić”, czyli ani „dary” od Jowisza nie będą takie „wow”, ani saturnowe wyzwania nie będą tak ciężkie, skoro nas dodatkowo w nich wspiera Jowisz. Z drugiej, myślę, że istotniejszej: oznacza to, że zmiana będzie silniejsza, że jednocześnie będą się zamykać stare i otwierać nowe możliwości, że doświadczymy dużego przetasowania objętych tym procesem obszarów życia, które będą łączyć zarówno to co opisałam w tekście o Saturnie, jak i to co jest w tekście o Jowiszu."

Jeśli chcesz wiedzieć, jakie to obszary życia będą w Twoim przypadku, dowiesz się tego zamawiając Osobisty Astrokalendarz 2020.

Jeśli natomiast masz odpowiednią wiedzę astrologiczną by samemu sprawdzić jakie miejsca Twojego horoskopu będą uruchomione przez te aspekty, to zwróć szczególną uwagę na 22–25 stopień Koziorożca, które będą aktywizowane zarówno przez koniunkcję Saturna z Plutonem 20 stycznia 2020, która prawdopodobnie będzie najmocniejszym akordem tej planetarnej symfonii, jak i przez trzy koniunkcje Jowisza i Plutona, (w kwietniu, w czerwcu i w listopadzie), oraz na 0-1 stopień Wodnika, w którym nastąpi koniunkcja Jowisza i Saturna w grudniu 2020 roku.

Dla osób niezaznajomionych z astrologią: to nie jest tak, że jeśli jesteś Koziorożcem, czy Rakiem to musisz jakoś szczególnie mocno odczuć wpływ zmian jakie niesie ta potrójna koniunkcja, choć to możliwe, zwłaszcza u osób z końcówki znaku. Z drugiej strony z pewnością w którymś momencie tego Jowiszowego roku doświadczysz osobistych dobrodziejstw ze strony Jowisza, czasem trwających ledwie parę tygodni, czasem parę miesięcy – znów w zależności od horoskopu urodzeniowego. Wiatr zmian jednych z nas muśnie, innych mocniej popchnie, innych całkiem przewieje, ale to od nas zależy na ile będziemy potrafili ustawić tak żagle by podążać za zmianą, która chce się wydarzyć, zamiast walczyć o status quo. Wtedy, obierając po koziorożcowemu konkretny kurs możemy dopłynąć naprawdę daleko i osiągnąć to co dziś wydaje się poza naszym horyzontem :)

I tego na ten czas Wam życzę! :)

poniedziałek, 25 listopada 2019

Kopciuszek i gałązka leszczyny, czyli jak przejść przez Ciemność





W poprzednich dwóch częściach mojej opowieści o Kopciuszku dotknęłam dwóch głównych symboli tej baśni: popiołu i pantofelka. W tej części chciałabym się przyjrzeć kolejnemu niezwykłemu symbolowi, pominiętemu w filmowych wersjach baśni – gałązce leszczyny.

Gdy przyglądam się baśniom największą uwagę przykładam do tego co najbardziej niezrozumiałe, bo często to właśnie tam jest coś do odkrycia. Niezrozumiały był popiół (po co zagrzebywać się w popiele? Jak zimno to chyba lepiej rozpalić nowy ogień i przy nim się położyć, a mało prawdopodobne by w domu, w którym nosi się drogie klejnoty nie było drewna na opał…), dziwaczny był szklany pantofelek i fakt, że książę szukał ukochanej po rozmiarze stopy zamiast po twarzy, zaskakująca jest też gałązka leszczyny o którą poprosiła bohaterka ojca zamiast sukien i klejnotów. Wreszcie dziwna jest sama postawa ojca dziewczyny, jego nieokreślony stosunek do niej i rola w jej poniżeniu i transformacji. Tutaj również wiele zależy od wersji opowieści, są takie, gdzie ojciec również umiera, dzięki czemu sytuacja staje się bardziej zrozumiała: dziewczyna stała się sierotą zależną od właściwie obcych kobiet, łatwo więc zrozumieć jej degradację. Ciekawe są jednak te wersje, gdzie ojciec dziewczyny żyje i nie reaguje na poniżanie swej córki.

U Grimmów Kopciuszek nazywana jest sierotką mimo że ma ojca, który jednak w żaden sposób nie reaguje na to jak jego córka jest traktowana, akceptuje to, że chodzi ona w łachmanach, zapracowuje się, nie ma własnego łóżka, a nawet sam zwraca się do niej pogardliwym mianem Kopciuszka. W tej wersji wręcz zaprzecza, że ma jeszcze jedną córkę mówiąc do sługi księcia: „został tylko jeszcze mały, zabiedzony Kopciuszek, córka mojej żony nieboszczki”. Zdanie to można odczytywać wprost jako wyparcie się swojej córki, ale też jest ono spójne z interpretacjami tej baśni w duchu obrzędów przejścia, kiedy to osoba przechodząca inicjację zostaje pozbawiona wszystkich objawów swojego dawnego statusu, swoich ubrań i innych własności, a nawet swojego imienia (prawdziwe imię bohaterki jest nam nieznane), a będąc w fazie przejścia, czyli nie należąc do żadnego ze stanów traktowana jest trochę tak jak nieistniejąca. Patrzenie na baśń jako na opis rytuału przejścia (rites de passage), dość rozwleczonego w czasie procesu przechodzenia z roli dziewczynki, do roli kobiety dużo może wyjaśniać, zwłaszcza pewną niewidoczność bohaterki, jej wykluczenie, a nawet nierozpoznawanie jej przez księcia. Wyjaśniać też może jej oddzielenie od własnego ojca, który jest reprezentantem jej najbliższej rodziny i zdanie na łaskę i nie łaskę praktycznie obcych sobie kobiet. Opis baśni jako procesu inicjacji jest bardzo atrakcyjną, choć już wielokrotnie eksplorowaną perspektywą, choć wydaje się, że tego typu ciężkie i rozbudowane rytuały jako inicjacja w kobiecość pojawiały się sporadycznie i raczej miały formę parodniową i bardziej symboliczną – chociażby dlatego, że nie były potrzebne dodatkowe próby, kiedy o wejściu dziewczynki w kobiecość dobitnie świadczyła pierwsza menstruacja do której w tej baśni nie ma bezpośrednich odniesień (jak np. w Czerwonym Kapturku - tekst o nim już wkrótce! :) ) skąd moja wątpliwość co do tej interpretacji. Opis ciężkiej próby jakiej została poddana bohaterka bardziej niż z procesem wchodzenia w kobiecość kojarzy mi się z procesem przechodzenia przez żałobę, traumę, czy przez depresję. W tym sensie faktycznie można traktować tą baśń jako przewodnik oraz jako rytuał przejścia, do czego jeszcze niżej wrócę :)



Wracając jednak do ojca i przyjmując, że to nie jakieś rytualne wymogi nakazały mu takie a nie inne traktowanie córki, warto spojrzeć na to co faktycznie wiemy o jego stosunku do niej. Trudno wnioskować, że ojciec przestał ją kochać, tak naprawdę nic o tym nie wiemy, to co jednak jasne to to, że dawał on swojej córce bardzo mało uwagi i troski. Poza bardzo ważną historią z gałązką leszczyny, do której zaraz wrócę, ojciec wydaje się być dla swojej córki nieobecny, nie angażować się w jej los i to jak jest ona traktowana przez innych domowników. Jest on więc baśniowym odpowiednikiem znanego nam dobrze z psychologii syndromu nieobecnego ojca, którego nieobecność dotyczy właśnie przede wszystkim uwagi i troski, co musi wywierać wpływ na naszą bohaterkę, choć nie ma informacji, by akurat na to się ona uskarżała. Brak uwagi ze strony ojca może mieć również wpływ na jej brak zainteresowania strojami i względnie późniejsze dojrzewanie jako kobieta. Kopciuszek jest zwrócony do wewnątrz, zakopany w popiołach przeszłości i brak wspierającego, czy chociaż dostrzegającego jej przeżycia ojca, jest ważnym elementem jej odcięcia od świata. Można powiedzieć, że gdyby ojciec wspierał córkę, to nie została by ona Kopciuszkiem i nie przeszła tej całej drogi przemiany, którą każdy musi przejść w samotności. Jeśli potraktujemy sytuację domową Kopciuszka mniej dosłownie, a bardziej metaforycznie i uznamy, że obdarte ubrania czy brak łóżka to symbole trudności, z którymi mierzyła się bohaterka wewnątrz swojej psychiki, bardziej wyraz jej poczucia odrzucenia, dyskryminacji, czy poniżania przez macochę i siostry, niż obiektywne doświadczenie, to nieobecność ojca sprowadzała by się do niedostrzegania przez niego depresji córki, czy też innych trudności przez które ona przechodziła zarówno w związku z żałobą po matce, jak i z trudnymi relacjami z kobietami, oraz z tematem porównywania się czy czucia się tą gorszą.


 

Jakkolwiek źle byśmy nie myśleli o ojcu bohaterki scena z pytaniem wszystkich dziewcząt o to co chcą by im przywiózł z targu pokazuje, że ojciec wcale jakoś szczególnie nie dyskryminował swojej córki. Znamienne jest to, że pyta o jej potrzeby na końcu, ale prawdopodobnie nie odmówiłby jej, gdyby podobnie jak siostry zażyczyła sobie wykwintnych darów. To ona sama rezygnuje z podobnych roszczeń i wypowiada życzenie tak zaskakujące: „Ułam mi, ojczulku, pierwszą gałązkę, która cię trąci w kapelusz, kiedy będziesz powracać”. Gałązka ta zasadzona na grobie matki i podlewana hojnie kopciuszkowymi łzami szybko wyrasta na magiczne drzewo, które potem odgrywa kluczową rolę w transformacji kocmołucha w księżniczkę. Paradoksalnie więc to ten „nieobecny” ojciec stał się bramą do późniejszej przemiany bohaterki, dał jej zarówno jej samotność w mierzeniu się z trudnym losem, ale też nasienie, z którego wykiełkowała jej moc. W jakimś sensie w tym magicznym drzewie wyrosłym na grobie matki obecni są jednocześnie oboje jej tak czy inaczej nieobecni rodzice. Połączenie z naturą, jest tutaj jednocześnie połączeniem z rodzicami, z tym co od nich najlepsze. Być może prośba Kopciuszka do ojca, który z tego co wiemy sam nie chodził na grób żony, była też podszyta chęcią by w jakiś sposób ich ponownie połączyć. Myśląc jednak o tym bardziej symbolicznie, dar od ojca zasadzony na grobie matki, to powtórzenie aktu zapłodnienia, z którego powstała nasza bohaterka, ma więc w sobie symbolikę ponownych narodzin, czy też odrodzenia. Tej perspektywy magiczne drzewo jest więc alter ego Kopciuszka.

Drzewo to, leszczyna wspomagana przez przynależnego do niej niejako białego ptaszka ma moc spełniania życzeń Kopciuszka, podobnie jak przedtem ojciec mógł spełnić jej życzenie. Gdy odłożymy na bok perspektywę dosłowną, która jest jednocześnie perspektywą magiczną, tzn. z drzewa spadają gotowe suknie i trzewiki, a skupimy się na psychologicznej to możemy uznać, że w kontakcie z leszczyną dziewczyna „magicznie” się zmienia z tej niegodnej, na tą która może zostać królową balu, czyli mówiąc banalnie odnajduje wiarę w siebie ;) Łachmany rozumiane bardziej metaforycznie, to poczucie braku własnej wartości, bycia nie dość dobrą, gorszą od sióstr. Magiczne drzewko pomaga więc Kopciuszkowi zrzucić łachmany żałoby czy depresji i odkryć wewnętrzny blask. Dla wszystkich, którzy w tym miejscu prychają, że jest to bardzo naiwny pomysł na leczenie człowieka z depresji, coś w stylu „ubierz się jak królowa”, „uwierz w siebie”, „stań się najlepszą wersją siebie” i inne tego typu rady mało pomocne przy prawdziwej chorobie, przypomnę, że to drzewko wyrosło dzięki prawdziwym morzom łez wylewanym przez bohaterkę trzy razy dziennie w pełnych rozpaczy wizytach – żadna tam lekka i słodka magia ;) Można by nawet doszukiwać się w tym metafory regularnych wizyt u terapeuty ;) Nawet jednak jeśli trudno sobie wyobrazić by bajkopisarze mieli tu na myśli psychoanalizę, to z pewnością jest w tym zawarte zalecenie przeżywania smutku w pełni, poddawania mu się i dawania przestrzeni na oczyszczające łzy, tak długo jak to potrzebne by wyrosło nasze nowe ja, obdarzone mocą jakiej byśmy nawet nie przeczuwali. 



Tutaj możemy wrócić do interpretacji, że Kopciuszek opisuje rytuał przejścia bohaterki. Rytuały przejścia są opisywane jako składające się z trzech etapów: faza wyłączenia, w której tracimy to co mieliśmy, faza marginalna, w której przechodzimy przez próby i jesteśmy niejako „poza światem”, oraz fazę włączenia, kiedy otrzymujemy nowy status. Schemat ten powstał na podstawie obserwacji zwyczajów różnych kultur, ale można go też przełożyć na perspektywę psychologiczną, pokazuje bowiem coś bardzo wartościowego: że pomiędzy końcem starego a początkiem nowego musi upłynąć czas! W przypadku Kopciuszka między beztroskim dzieciństwem u boku matki, a „żyli długo i szczęśliwie” u boku księcia ma miejsce najważniejszy etap baśni: czas prób i żałoby. Kopciuszek utracił matkę, świat w którym czuł się bezpiecznie, swoją pozycję, a nawet imię, nie otrzymując nic w zamian. Doświadczył straty, po której potrzebny jest czas żałoby i baśń pokazuje nam jak można przez ten czas przejść i nie utknąć w nim. Można wręcz na przykładzie Kopciuszka pokazać kilka pułapek, które trzeba na tej drodze ominąć by dojść do takiego czy innego happy endu ;) Kluczowym elementem jak już wyżej napisałam jest to, że bohaterka pozwala łzom płynąć i poddaje się doświadczaniu smutku i żalu. Unika w ten sposób zamrożenia emocji i zatrzymywania ich w ten sposób w sobie. Jak zauważyła Ania Rogowska (patrz nasza rozmowa poniżej) jej serce pozostaje otwarte mimo bólu i cierpienia. To pewnie najważniejsza lekcja jaką możemy przyjąć od Kopciuszka. I jest to też klucz do serca księcia, bo dzięki temu, że pozwalała sobie czuć, mogła też doświadczyć miłości i odpowiedzieć na nią. Ważne jest też to, że w ten sposób uniknęła innych pułapek, które stoją na drodze ludzi przechodzących przez własny „czas popiołu”: nie stała się sfrustrowana, nie znienawidziła sióstr, które miały lepiej, nie zazdrościła, ani nie szukała winnych swej sytuacji. Otwarte serce pozostało otwarte także dla jej „prześladowców”, co brzmi jak chrześcijańskie moralizowanie o „drugim policzku”, ale ma też ogromne znaczenie w toku tej opowieści, bo dzięki temu nie stała się sama taka jak siostry. Jej otwarte serce było tym co w rzeczywistości ją wyróżniało na tle innych, stanowiło o jej wyjątkowym pięknie, a studiując baśń możemy odkryć, że nie tyle była to cnota jej z góry dana, ale efekt tego, że nie zatrzymywała swoich łez i pozwoliła sobie zakopać się w popiele i zanurzyć w swoim smutku tak dalece, że nie pozostało już nic niewyrażonego, co mogłoby się przerodzić we frustrację czy nienawiść. 



Kolejna przeszkodą, którą omija bohaterka jest pułapka wstydu. To ważny wątek w tej opowieści, w której kobiety są porównywane i zawstydzane. Kopciuszek jest notorycznie ośmieszana, traktowana jak brzydka i niewarta tego by pójść na wielki bal. Podobnie osoby doświadczające depresji, czy borykające się z traumą, często są zawstydzane, że czują się tak jak się czują, zamiast „wziąć się w garść”. Wstyd jest potężnym czynnikiem zatrzymującym ludzi na drodze do transformacji, odrzucanie samych siebie za to jak się czujemy, czego nie robimy, jak wyglądamy, jak wolno następują zmiany czy że czasem wydaje się, że się cofamy… Wstyd mógłby skuteczniej powstrzymać Kopciuszka przed pójściem na bal niż złośliwe siostry czy despotyczna macocha. A jednak na niego idzie. Gdzieś znajduje w sobie tą siłę i pewność siebie potrzebną do tego by zatańczyć na balu z samym księciem. Będę strzelać: czyżby w tym swoim popiele? ;) Popiół jest nie tylko symbolem zanurzenia się w smutku, ale też przede wszystkim zanurzeniem się w sobie. Kopciuszek dużo czasu spędza sama ze sobą, w kontakcie ze swoimi emocjami, zwrócona do wnętrza. Być może dzięki temu jest mniej wrażliwa na oceny płynące z zewnątrz, gdyż poznała siebie i wie kim jest? Można by to nazwać pochwałą introwertyzmu, choć myślę, że to coś więcej: w tym popiele jest zarówno gotowość do spotkania z własnym cieniem, zgoda na przepływ emocji, a nawet cicha lecz głęboka medytacja i spotkanie z wewnętrznym ogniem (patrz odcinek o Kopciuszku jako Hestii).

Ostatnią przeszkodą, którą Kopciuszek z wdziękiem omija jest rezygnacja. Niezwykle ważnym elementem jej drogi jest przyjęcie tego co jest, akceptacja swojej sytuacji życiowej, zgoda na ten popiół, na tą żałobę, na emocje i na poniżenie – nie twierdzę że to postawa towarzysząca jej od początku, w różnych wersjach opowieści jest różnie, ale generalnie podkreśla się, że dziewczyna przyjmowała swoją sytuację z pokorą i nie złorzeczyła na swój los. Kopciuszek więc godzi się z tym co jest, ale jednocześnie korzysta z okazji kiedy tylko się ona pojawia! Jak wiele znamy osób postępujących zupełnie odwrotnie? Narzekających gęsto na swoje życie, ale nie podejmujących żadnych prób zmiany lub odrzucających pojawiające się okazje, bo „przecież to nie ma sensu”? Tak długo jak jesteśmy zanurzeni w naszym popiele faktycznie nie mamy siły na zmiany, ale gdy proces się dopełnia, wszystkie łzy już wylane i magiczne drzewko pięknie na nich urosło, czas na schwytanie okazji gdy tylko się pojawia! Przekonanie, że skoro tak wygląda moje życie i nic mi się dotąd nie udało, to nie warto nawet próbować równie skutecznie mogło by zatrzymać naszą bohaterkę w domu, co wstyd. A jednak ona walczyła jak lwica, podejmowała się niemożliwych do wykonania zadań, a w końcu wymodliła sobie cud. I znów czuję, że to jest ta moc, która płynie z głębokiego spotkania ze sobą, ze swoim cieniem, z najtrudniejszymi nawet emocjami, z tego zanurzenia się w popiele po końcówki włosów… to tam w tej mrocznej krainie rodzi się prawdziwa siła, nie na wykładach mówców motywacyjnych! ;) Myślę, że najważniejszą nauką płynącą z tej opowieści jest to, że kiedy przemierzmy nasza własną fazę marginalną, nie przynależymy już ani do przeszłości, ani do przyszłości, spotykamy się z cierpieniem, żałobą, traumą czy depresją to dajmy sobie na to tyle czasu ile potrzeba, zanurzmy się w tym popiele z odwagą jak Kopciuszek, opłaczmy nasze groby podlewając nasze magiczne drzewka, wierząc że im głębiej się zanurzymy tym większe cuda czekają nas po drugiej stronie :)



Na koniec jeszcze trochę o samej gałązce leszczyny, która była dla mnie inspiracją do tego tekstu jako brama do magii i przewodniczka przez krainę mroku i popiołu. Leszczyna była dla wielu kultur magiczną rośliną, do dziś zachował się zwyczaj robienia z niej magicznych różdżek i różdżek stosowanych w radiestezji. U Słowian miała ona chronić przed piorunami i była rośliną stosowaną do ochrony domu. Co jednak szczególnie mnie zaciekawiło to informacja jakoby "zgodnie z ludowymi wierzeniami, za pomocą leszczyny rozpalono pierwszy ogień na świecie. Jako taka służyła również do rozpalania nowego, oczyszczającego ognia." (za: Encyklopedia Fantastyki). 



W ten sposób piękną klamrą wracam do wątku poruszonego w pierwszej części opowieści o Kopciuszku, w której pisałam o niej jako o strażniczce wygasłego ognia dawnych wierzeń i tej która strzeże mocy wewnętrznego ognia dla nas. Połączenie popiołu z leszczyną w jednej niezwykle transformującej opowieści, to jak ukazanie pełnej drogi życia - śmierci - odrodzenia, a Kopciuszek jako Kapłanka jako wierna swemu wewnętrznemu ogniowi i wierna Matce jest tą, która może rozpalić nowy ogień w tym przedwiecznym palenisku. Alchemiczne połączenie tego co od Matki i tego co od Ojca poza sensem uzdrawiania duszy i docierania do swojej mocy może więc mieć też głęboko duchowy przekaz o tym jak ten ogień na nowo rozpalić? I jak go strzec by znów nam się nie wymknął spod kontroli? Nie przypadkowo różdżki z leszczyny prowadzą nas również do równoważącej żywioł ognia wody :)

Niech więc tytułowa leszczyna będzie nam przewodnikiem przez czasy popiołu, przez krainy emocji i prowadzi nas do źródła w nas i do nowego ognia! :) 



Więcej o tych i innych wątkach w mojej rozmowie z Anią Rogowską o Kopciuszku właśnie – zapraszam do posłuchania o tym jak nasze perspektywy się wzajemnie inspirowały i co z tego wynikło ;)


Zachęcam też do przeczytania dwóch pierwszych części moich podróży po świecie Kopciuszka:

środa, 20 listopada 2019

Mars w Skorpionie: 19 listopada 2019 - 3 stycznia 2020



Wczoraj Mars wyszedł z niezdecydowanej Wagi i wkroczył do skoncentrowanego Skorpiona. Czas Marsa w Wadze nie był zbyt dobry do działania, często oznaczał borykanie się z tematami relacji, kompromisów, układów i układzików... był dobry dla sztuki, ale słaby do wszystkiego co wymaga zdecydowania i siły przebicia. Do tego przez sporą część czasu towarzyszył mu Merkury w retrogradacji, co nie sprzyjało postępom i mogło dodać sporo komplikacji ;) Teraz sytuacja się odwraca Merkury właśnie wyszedł z retrogradacji, a Mars w Skorpionie jest bardzo silny! To budzący się Wojownik, który nie cofnie się przed niczym by postawić na swoim. Oznacza to także pokusę by nadużywać swojej pozycji, manipulować innymi dla własnej korzyści czy działać skrycie. Jeżeli jednak unikniemy typowo skorpionich pokus (które mają to do siebie, że odwracają się szybko przeciwko nam) to możemy bardzo dużo spraw pchnąć do przodu, pokonać trudności i zwycięsko przejść przez wyzwania. To dobry czas na to by zmierzyć się ze swoim Cieniem - tak, wiem: znowu to samo ;) Skorpion lubi dotykać tematów Cienia, mogliśmy więc tego sporo doświadczyć już w mijającym miesiącu, kiedy Słońce było w tym znaku, a szczególnie w okresie retrogradacji Merkurego również tamże… teraz pałeczkę przejmuje Mars, więc mniej temat będzie dotyczył naszej tożsamości i głębokich intelektualnych analiz, a bardziej tego w jaki sposób działamy w świecie i osiągamy nasze cele, jak wyrażamy złość, zdamy o nasze granice, oraz czy zdarza nam się przekraczać granice innych i manipulować by osiągnąć cele. Czas Marsa w Skorpionie to również dobry moment na to by wglądy ostatniego miesiąca przekuć na działania, pójść na tematyczne warsztaty, zapisać się na terapię, czy na sesję uzdrawiania naszych traum, a także by odważnie skonfrontować się z tym co dotąd nas zatrzymywało, spotkać z lękami, bólem, zazdrością, potrzebą kontroli itp. Dobry okres też na pracę uzdrowicielską i terapeutyczną z innymi. Czas sprzyja również poruszaniu tematów tabu, wydobywanie na wierzch wątków związanych z seksem, śmiercią, chorobą, wiedzą tajemną i innymi "nieczystymi" wątkami. Rozkwitać mogą teorie spiskowe, dlatego warto byśmy pamiętali, że Cień który widzimy w świecie jest odbiciem Cienia w nas, informacją o tym czego w sobie nie akceptujemy i zamiast wdawać się w walkę z mrokami na zewnątrz, ukochali mroki wewnątrz nas :) Odkrywając swój cień i przeżywając związane z nim emocje docieramy do źródeł własnej mocy, która tak długo jak oskarżamy innych o to, że jest źle, pozostaje ukryta. Kontaktując się ze swoją mocą, a także z własną energią seksualną, która jest z tą mocą ściśle powiązana i może stanowić teraz szczególną siłę napędową do działania, możemy dokonać wielkich rzeczy! Udanej podróży przez krainę Skorpiona Wam życzę!

sobota, 19 października 2019

Pantofelek Kopciuszka



Baśń o Kopciuszku jest bogata w symbolikę i wątki, że można na nią patrzeć z wielu różnych stron i wciąż coś nowego odkrywać :) W poprzednim artykule opisałam jak baśń ta ukazuje odrzucenie czczonych wcześniej kapłanek świętego ognia i boginek domowego ogniska. W opowieści o Kopciuszku możemy odczytywać ślady dawniejszych wierzeń , odrzucenia i powrotu świętej kobiecości  lecz wątki te są opakowane w gęstą powłokę patriarchalnych wartości, sportretowanych w sposób tak jaskrawy, że wielokrotnie przyciągał uwagę feministycznych analityczek. Obie te warstwy są w fascynujący sposób spolaryzowane, dlatego pewnie moja poprzednia analiza może być zadziwiająca dla kogoś kto przywykł do patrzenia na tą baśń jako na dosadne przedstawienie patriarchalnej opresji. Tak mamy tutaj biedne acz piękne dziewczę uratowane przez księcia, a fabułę napędza motyw zazdrości sióstr, skupienia na urodzie i fatałaszkach, oraz rywalizacji o mężczyznę. Nawet uwzględniając głębsze dno ukryte pod tym banałem nie można zapomnieć o tym, że to właśnie ten wątek sprawia, że w patriarchalnej kulturze ta baśń jest tak popularna. Która dziewczyna czująca się pominięta, niedoceniona i z takiego czy innego powodu nieszczęśliwa nie chciałaby przejść magiczną metamorfozę, pójść na najwspanialszy z balów i tam oczarować najprzystojniejszego księcia? Popularność wszystkich programów telewizyjnych opartych na pomyśle metamorfozy (zewnętrznej) tylko to potwierdza. Co więcej w społeczeństwie zawsze jest dużo osób marzących o magicznej odmianie życia, która pozwoli im porzucić znienawidzoną pracę i zamieszkać w wymarzonym pałacu. To marzenie o bezwysiłkowej zmianie przychodzącej z zewnątrz dotyczy obu płci, jednak mężczyźni mogą tu koncentrować swoje nadzieje głównie na czymś w stylu wygranej w lotto, podczas gdy kobietom wciąż pozostało także wspierane przez masową kulturę marzenie, że kiedyś do ich podłego miejsca pracy zawita przystojny i bogaty klient, który oczarowany ich osobą wyrwie je do innego życia. Kopciuszek jest więc opowieścią o marzeniu, które wyzwala od szarej codzienności, choć jednocześnie ukazuje świat w którym kobieta jest zredukowana do swej urody i zależna od mężczyzny, co trudno nazwać prawdziwą wolnością ;) .

W tym tekście skupię się na drugim obok popiołu najważniejszym symbolu w tej baśni; symbolu tak ważnym, że  gdyby ta bajka miała logo, niewątpliwie by się na nim znalazł ;) Czyli na szklanym pantofelku :)


Fabuła się kręci wokół tego przedmiotu, magicznie wyczarowanego, zgubionego w ucieczce, a później pełniącego rolę dowodu na bycie „tą wybraną” i trudnej próby dla kobiet, testu inicjującego w bycie żoną samca alfa :) Szklany pantofelek Kopciuszka, w który tak trudno się wcisnąć,  jest nierealnym wzorcem, do którego kobiety starają się dopasować, oraz jednocześnie wzorcem nierealnego ideału, który poszukują mężczyźni. To od niego zależy los kobiet, nie od nich samych i w niewielkim stopniu od ich cech osobistych. Numer buta jako wyznacznik kobiecej wartości może bawić, tak długo jak nie uświadamiamy sobie, że u modelek takim surowym wyznacznikiem jest liczba centymetrów w biodrach, a u „zwykłych” kobiet nierzadko rozmiar ubrania. Siostry Kopciuszka obcinające sobie palce i pięty by tylko zmieścić się w idealistycznych oczekiwaniach są bardzo bliskie kobietom chorym na anoreksję i bulimię, dokonującym operacji plastycznych, odsysającym sobie tłuszcz, czy obsesyjnie walczącym na siłowni z każdym „nadmiarowym” centymetrem. Kluczem tu jest nie tylko brak akceptacji dla ciała, ale co jeszcze gorsze – brak szacunku dla niego, traktowanie go jak przedmiot, który ma spełnić określone wymagania i który można sobie po prostu odciąć. W baśni zastanawiać by mógł brak perspektywicznego myślenia u samookaleczających się kobiet, których braki w anatomii prędzej czy później będą musiały zostać odkryte przez męża, a może nawet doprowadzić do poważnych komplikacji zdrowotnych. Tak na prawdę jednak doprowadzenie do ślubu z Księciem jest tak ogromną wartością w tym świecie, że nie liczą się ani koszty, ani konsekwencje, wszystkie środki, które prowadzą do celu są dobre. W opowieściach z męskimi bohaterami niełatwo znaleźć cel aż tak bezwzględnie realizowany i nie podlegający żadnej dyskusji.



Książę spotykając Kopciuszka na balu „zapomina” wszystko to co było jej indywidualnymi cechami (twarz, tembr głosu, mimika zdradzająca osobowość), a pozostaje z jedynym śladem, którym  jest na dobrą sprawę rozmiar buta. Konkretniej rozmiar magicznego buta, który sam w sobie jest zjawiskiem nierealnym i tak właściwie to powinien zniknąć razem z resztą magicznego odzienia. Po czym rozpoczyna poszukiwania nie tyle tej konkretnej ukochanej, a po prostu kobiety, która w ten idealny rozmiar umiałaby się wcisnąć. Dodajmy z brutalnym realizmem, że po przetańczonym w szklanych szpilkach balu pewnie sam Kopciuszek miałby trudność by się w ten but zmieścić, a to za sprawą prozaicznego opuchnięcia tudzież ordynarnych odcisków ;)

Symbol szklanego pantofelka zaskakuje nie tylko jako piękna metafora nierealistycznych wzorców, w jakie kobiety usiłują się wciskać, ale też poprzez swoją nietypowość. Dlaczego szklany? Jak już wyżej dyskretnie zasugerowałam, raczej wygodą takie obuwie nie grzeszyło, więc czym? Elegancja, zbytek? To czemu nie złoty, srebrny, wysadzany diamentami? Właściwie to przez pomyłkę :) We wcześniejszych wersjach bajki pantofelek bywał skórzany, jedwabny, złoty... w wersji Perraulta początkowo był z popielicy (zwierzątka, które jak pisałam w poprzednim tekście powiązane było z popiołem), ale przez pomyłkę w druku skórkę zastąpiło szkło. I tak już zostało, szklany pantofelek wyparł w naszej świadomości wszystkie inne i stał się najbardziej znanym atrybutem bohaterki, ważniejszym w powszechnym odbiorze niż tak podkreślany przeze mnie wcześniej popiół i to pomimo – a może właśnie dzięki – swej dziwaczności. Stawiam tezę, że szklany pantofelek przyjął się także dlatego, że coś ważnego do tej baśni dodawał, podkreślał jej nierealność, fantazyjność, a co za tym idzie znakomicie pasował do ery szklanego nomen omen ekranu i jego krainy porywających iluzji.


Szklaność mocno podkreśla również kruchość pantofelka i brak uziemienia (nogi wiszą nad ziemią na czymś przeźroczystym). Kopciuszek w szklanych pantofelkach buja w świecie fantazji, daleko od swej ziemskiej codzienności. Być może ten symbol sugeruje, że mamy tu bardziej do czynienia z obszarem śnienia i marzeń, niż z rzeczywistością, co by tłumaczyło dlaczego Książę nie zapamiętał twarzy kobiety, którą obdarzył uczuciem – czyżby spotkali się we śnie? Kruchość szkła też pokazuje jak nietrwała jest ta wizja, w świecie realnym łatwo tutaj byłoby o wypadek, czy uszkodzenie, w idealnym świecie baśni idealna para sunie przez parkiet lekko niczym mgiełka. Szkło potrafi też zranić, wywołać nieprzyjemny dźwięk, gdy jeden pantofelek otrze się o drugi, zbić się raniąc stopy i potencjalnie jest dość niebezpiecznym narzędziem. Sugeruje to towarzyszące młodej parze niebezpieczeństwo. Bujanie w obłokach podpiera się tu na mocno kruchej podstawie, a to co umożliwia wspólny taniec w każdej chwili może zmienić bajkę w krwisty horror – co pewnie wielu porwanych niegdyś romantycznym uczuciem Kopciuszków potwierdzi.



Na koniec szkło ma jeszcze jedną właściwość – oddziela od siebie dwie przestrzenie w sposób tworzący iluzję, że tego oddzielenia nie ma. Kopciuszek na balu niby jest tą samą kobietą, co przy szorowaniu podłogi... a jednak pomiędzy tymi światami jest bariera, którą nie łatwo będzie obejść. Tańcząca piękna para to  ulotna fantazja, która niczym sama bohaterka pozostawiając po sobie jedynie szklany pantofelek.

Kopciuszek jest też baśnią o porównywaniu się między kobietami (oraz o porównywaniu kobiet przez mężczyzn). Szklany pantofelek jako nieosiągalny ideał skupia jak w soczewce całą dynamikę relacji sióstr i macochy z bohaterką, opartą o pogląd, że nie jest ona dość dobra by doświadczać tego co przeznaczone jest dla nich. Fabuła odwraca sytuację i dowiadujemy się, że to jednak one nie są tak dobre jak Kopciuszek, że to one nie pasują do ideału więc zostają odrzucone, a ona zostaje wywyższona. Na poziomie esencji jednak nic się nie zmieniło, mamy targ próżności, rywalizację o urodę, piękne suknie i mężczyzn. Szklany pantofelek jest jak drzazga wbita między kobiety, symbol nie tylko dążenia do piękna za wszelką cenę, obcinania sobie palców by osiągnąć ideał i przypodobać się mężczyźnie, walki o to by się wyróżnić i wywyższyć nad inne. To również opowieść o tym, że to co poniżone będzie wywyższone, a to co wywyższone będzie poniżone... tak to można ująć biblijnie, jednak znajomość takich mechanizmów nie pozwala nam uwierzyć, że odwrócenie polaryzacji doprowadzi do happy endu... rywalizacja nigdy się nie zakończy a Książę szukający kobiety o wybitnie małej stopie może potem być rozczarowany nieidealnością żywej ukochanej i rzucić się w kolejne poszukiwania ideału. Porównywanie jest zawsze mieczem obosiecznym.


Dwa ważne symbole w bajce o Kopciuszku – popiół i pantofelek ciekawie oddają warstwowość tej opowieści. Popiół jest kluczowy dla tożsamości i wewnętrznej metamorfozy Kopciuszka, ale raczej przez czytelników i interpretatorów pomijany. Pantofelek gra pierwsze skrzypce i wokół niego tworzy się akcja, choć wydaje się być symbolem dość przypadkowym. Nie jest jednak tutaj przypadkiem, gdyż w wielu kulturach wkładanie wybrance bucika na nogę miało znaczenie zbliżone do zaręczyn, można też mówić o symbolice butów i ich zmianie jako zmianie etapu w życiu i zmianie statusu. Nie wgłębiając się już jednak w całą tą bogactwa znaczeń chciałabym zestawić pantofelek i popiół jako symbole dwóch warstw tej baśni. Popiół odnosi się do tego co stare i związane z dawną kulturą przedpatriarchalną. Zanurzanie się w popiele ani na poziomie dosłownym, ani na symbolicznym (żałoba, smutek, śmierć) nie należy do czynności zalecanych kobietom przez patriarchat. W istocie zanurzenie w popiele obniża wartość kobiety jako brudaski czy smutaski. Pantofelek tymczasem jest symbolem nowszej warstwy, opowieści o kobiecym sukcesie w patriarchalnym świecie, o byciu odnalezioną i wybraną przez Księcia, o wspaniałych balach i słodkiej zemście na rywalkach. Te dwie warstwy są od siebie tak odległe, że aż dziw jak pomieściły się w jednej opowieści ;) Pokazuje nam to jak uniwersalną potrzebą jest doświadczenie przemiany i że pod zewnętrznymi metamorfozami mogą się kryć również potrzeby głębokiej wewnętrznej transformacji, a także że wewnętrzna przemiana może się wyrażać również poprzez to co zewnętrzne :)

Jest jeszcze trzeci ważny symbol w tej pięknej baśni, niemal całkiem już zapomniany, a w pierwotnej wersji kluczowy, a jest nim gałązka leszczyny :) Więcej o niej i o ukrytych za nią dawnych warstwach znaczeń piszę w trzeciej już części Trylogii o Kopciuszku, którą znajdziesz tutaj :)

Natomiast pierwszą część o Kopciuszku, jako o zapomnianej kapłance domowego ogniska znajdziesz tutaj :)

Jako bonus jest także nagranie z mojej rozmowy z Anią Rogowską o Kopciuszku, w której rozwijamy wszystkie te wątki i odkrywamy wspólnie nowe perspektywy - znajdziesz je tutaj :) 

poniedziałek, 7 października 2019

Mars w Wadze: 4 października 2019 – 19 listopada 2019




W piątek Mars wkroczył do znaku Wagi, gdzie spędzi najbliższe półtora miesiąca. Będzie to czas kiedy ważniejsze od pytań „co?” i „jak?” chcę zrobić będzie pytanie „z kim?”. A jeżeli nadal szukamy odpowiedzi na dwa pierwsze pytania, to w tym okresie odpowiedzi i inspiracje do działania prawdopodobnie będą przychodzić od innych ludzi. Jest to dobry czas na szukanie porady specjalistów, na rozmowy ze wspierającymi osobami, negocjacje, burze mózgów, mediacje. Jeśli skoncentrujemy się na budowaniu kontaktów, szukaniu informacji u lepiej zorientowanych i budowaniu konsensusu w zespole, ten czas będzie bardzo owocny. Jeśli jednak będziemy przeć by przeforsować swoją wizję i osiągnąć szybkie efekty, sprawy międzyludzkie mogą się zacząć wikłać. Trzeba więc być uważnym co i do kogo mówimy, dbać o etykietę i formę - tam gdzie to potrzebne, uwzględniać potrzeby innych osób i przede wszystkim – dużo słuchać! Cieniem tego okresu może być niezdecydowanie, częste zmienianie zdania, brak energii do zdecydowanego działania. Jest to czas kiedy w naturalny sposób zatrzymujemy się i rozglądamy wokoło, próbujemy po trochu różnych opcji, naradzamy się ze wspierającymi osobami i przygotowujemy się do energiczniejszego działania kiedy Mars przejdzie do Skorpiona. Czas sprzyja jednak działalności powiązanej z planetą Wenus, władczynią Wagi, a więc tej związanej ze sztuką, pracą z ludźmi, czy negocjacjom biznesowym, a także temu co robimy wspólnie z kimś. Ważne będą w tym czasie również związki osobiste, temat ważnych relacji w naszym życiu prawdopodobnie wyjdzie na pierwszy plan i może przyćmić inne tematy. I tu również zaangażowanie i uważność mogą pomóc rozwiązać najtrudniejsze supły, ale upieranie się przy swoim i niedelikatność będą się odbijały błyskawicznie na nas samych. Dobry czas na pracę nad naszymi relacjami, na porządkowanie nierozwikłanych spraw relacyjnych i na odważne ruchy w tym temacie. Dobry również czas na poznanie drugiej połówki, na randki i budowanie ważnych relacji osobistych, przyjacielskich i biznesowych.

poniedziałek, 23 września 2019

Równonoc Jesienna




Co roku 22/23 września miejsce moment zrównania dnia z nocą, chwila równowagi w odwiecznym tańcu czerni z bielą, które czasem nazywamy „dobrem” i „złem” lub też „kobiecym” i „męskim”.

Zazwyczaj jest tak, że jednego z tych aspektów mamy więcej, coś nad czymś przeważa, dominuje, a my staramy się albo walczyć o wyrównanie, albo utrzymać korzystne dla nas status quo. Tyle, że tu nic nie jest na zawsze, wkrótce następuje przebiegunowanie – to co było stłumione i represjonowane wychodzi na powierzchnię i zyskuje przewagę; to co dominowało zostaje zepchnięte do ofensywy. Takie odwieczne prawo świata, huśtawka przeciwieństw, teza i antyteza dążące do syntezy, która będzie nową tezą ;) Ten moment przebiegunowania jest teraz. Huśtawka zatrzymała się na chwilę w momencie równowagi. Taniec przeciwieństw będzie trwał dalej, w tym momencie jednak możemy przez chwilę zobaczyć czym jest równowaga między nimi i jak może wyglądać zintegrowanie tych dwóch jakości w nas.

Kiedy wartościujemy biel i czerń, światło i cień, ciepło i zimno czas Równonocy Jesiennej jest dla nas smutnym momentem. Oto zaczyna przeważać to co ciemne, zimne, nocne; oto żegnamy lato i witamy jesień. Kończymy czas zbiorów, przygotowujemy się na długi czas oczekiwania na nową wegetację. Czas kiedy przygotowania są bardziej wewnętrzne, kiedy zanurzamy się w tym co ciemne, dajemy naszej płodnej ziemi odpocząć. Czas Równonocy, szczególnie tej jesiennej uczy nas jak równo – ważyć, a więc także równo – cenić oba te bieguny. By zobaczyć jak cały ten cykl sprzyja naszemu życiu, rozwojowi, dając nam potrzebne zmiany, przeplatając to co zewnętrzne tym co wewnętrzne, pracę odpoczynkiem, radość bycia radością stawania się ;)

Czas Równonocy Jesiennej to moment kiedy Słońce przechodzi do znaku Wagi, który właśnie uczy nas równoważenia perspektyw i balansu w relacjach między ludzkich. To zupełnie inne jakości niż towarzyszący drugiej Równonocy, tej wiosennej, Baran ;) Kiedy przyśpieszamy, chętnie zapominamy o równowadze, ale kiedy następuje zwolnienie… o wtedy nagle się okazuje w jak wielu miejscach zapominaliśmy zadbać o równowagę :D Lato było wspaniałym czasem, sprzyjającym temu by zapomnieć o tym co „z cienia”, czasem o naszym zdrowiu, czasem o tym co trudne w relacjach czy pracy, czasem o innych potrzebach, które zeszły nomen omen w cień kiedy najważniejsze było korzystanie z lata ;) Teraz to wszystko się wyrównuje. Koniec zbiorów, jest więc też czasem bilansów, zobaczenia jakie ponieśliśmy koszty i jak możemy lepiej o siebie zadbać w przyszłości. Waga też mocno przypomina nam, że potrzebujemy siebie nawzajem. Otwiera się więc miesiąc, w którym relacje, związki i temat równowagi w różnych obszarach życia wychodzą na pierwszy plan. A dziś – w dzień Równonocy – możemy doświadczyć esencji tego procesu, oraz zaprosić do naszego życia taki balans i takie jakości w relacjach jakich potrzebujemy <3

Pięknego dnia Równonocy Wam życzę! :)

P.S. Równonoc to nie to samo co przesilenie... a nawet to coś całkiem przeciwnego ;) Warto to podkreślać, bo to zupełnie inna dynamika i warto znać cykl słoneczny, jeśli chce się go celebrować ze zrozumieniem

poniedziałek, 19 sierpnia 2019

Kopciuszek jako opiekunka świętego ogniska




Kluczem do baśni o Kopciuszku jest popiół. Jej życie kręci się wokół niego: zajmuje się ogniskiem, gotowaniem, rozdziela soczewicę od popiołu, ale też w czasie wolnym lubi siedzieć w kominie i śpi zakopana w popiół. Co więcej również jej imię pochodzi od popiołu (po polsku jest to może mniej oczywiste, ale baśń wyraźnie podkreśla skąd wzięło się to przezwisko). Co więcej drugi kluczowy atrybut baśni - pantofelek (o którym więcej napisze w kolejnym tekście) w pierwotnej wersji Perraulta był nie szklany, a z popielicy, gryzonia, który z popiołem jest powiązany nie tylko nazwą (w języku polskim), ale i barwą. Popiół wiązany jest ze śmiercią, żałobą, pokutą, co w baśni jest jasnym sygnałem tego jak mocno Kopciuszek jest zanurzona w żałobie po matce. Jest on też symbolem oczyszczenia duchowego i odrodzenia, co można potraktować jako zapowiedź przyszłych wydarzeń. Brudzący popiół, będący powodem pogardliwych żartów ze strony sióstr, jest esencją Cienia, zanurzenia w mroku, w trudnych emocjach, doświadczania przemijania i śmierci, które to tematy są Kopciuszkowi tak bliskie, jak próżnym siostrom bliskie są suknie i klejnoty. 




Popiół jednak ma jeszcze jedno znaczenie – to pozostałość po ogniu, który płonął i prawdopodobnie zgasł. I tu możemy popatrzeć na Kopciuszka, który z jednej strony zajmuje się rozpalaniem i podtrzymywaniem ognia, a z drugiej zanurzaniem się w popiele, jako na reminiscencję opiekunek domowego ogniska, na kapłankę ognia, a może nawet na wcielenie pogańskich bogiń takich jak grecka Hestia, rzymska Westa – opiekunki domowego ogniska (polecam też ten artykuł o Weście i Hestii), czy litewska Gabija, która strzegła domowego paleniska. O tej drugiej zachowało się powiedzenie, że chowanie żaru pod popiołem to "szykowanie łóżka dla Gabiji" (za Mariją Gimbutas), która identycznie jak Kopciuszek w palenisku miała swoją sypialnię... :) Kopciuszek przypomina też grecką Hestię tym, że wybiera życie wewnętrzne, wycofuje się z rywalizacji bogów i bogiń, skupia na dbaniu o ogień – ten wewnętrzny czy ten domowy. W starożytności opiekunki domowego ogniska były niezwykle istotnymi boginiami dbającymi o spokój domowego ogniska, o dobro rodziny. Były czczone jako fundament rodziny, miasta, społeczności, a poświęcony im święty ogień był tym co zamieniało budynek w dom. Podobnie Kopciuszek jest fundamentem życia rodziny, pomijanym i wyśmiewanym, lecz niezbędnym – tą która karmi, sprząta, dba o palenisko. Poświęcona jednocześnie sprawom doczesnym i duchowym jest uosobieniem cech Hestii, która według Jean Sinody Bolen ukazuje drogę duchową, której esencją jest cicha służba dla innych, prace domowe taktowane jak medytacja i niezwykle silne skupienie na wnętrzu i na świętym Ogniu. 


Niezależnie od tego czy uznamy Kopciuszka za wcielenie samej Hestii lub Gabiji (pamiętajmy, że prawdziwego imienia Kopciuszka nie znamy, mogło więc ono brzmieć Gabija... ;) ) czy też za wspomnienie po ważnej niegdyś roli kapłanki świętego ognia baśń ta pokazuje proces porzucenia tego kultu, poniżenie bogini i uznanie opieki nad ogniem za coś niegodnego, czegoś co brudzi i co jest poniżej godności. Ogień i jego strażniczki z miejsca centralnego domu i społeczności zostały zepchnięte na margines, podobnie jak cała „kobieca” służba dla domu i rodziny, a wyniesione zostały wartości patriarchatu, które od kobiet wymagają przede wszystkim podobania się mężczyznom i zabiegania o dobre zamążpójście. Utrata statusu przez bohaterkę nie polega więc na tym, że została zmuszona do podrzędnych prac, a na tym, że jej rola – tożsama z rolą bogiń ogniska domowego została obdarta z szacunku i czci. Kopciuszek dalej spełnia swoją rolę, choć staje się ona dla rodziny / kobiet / świata niewidoczna, a jednocześnie pielęgnuje swą żałobę po matce, której odejście doprowadziło do jej degradacji, a którą patrząc z tej perspektywy możemy utożsamić albo z samą Hestią / Gabiją i jej Świętym Ogniem, który zgasł pozostawiając po sobie popioły, albo nawet z Wielką Boginią Matką zepchniętą na margines przez patriarchalnych bogów i ich wiernych. 




Dalszą opowieść i przemianę bohaterki można rozumieć dwojako. Po pierwsze jako przeistoczenie się Hestii w Herę – dużo bardziej kompatybilną z patriarchatem wersję Bogini, dla której najwyższą wartością jest związek i to nie z byle kim – ze swym boskim odpowiednikiem, władcą, przywódcą. Co ciekawe to przeistoczenie zadziewa się dzięki pomocy duchów przyrody, świętego drzewa, zmarłej matki, czy też bardziej disneyowsko – magii. Związek Hestii z naturą i z przodkami wydaje się jasny, zresztą na wcześniejszym etapie baśni Kopciuszek jako prezent wybiera gałązkę drzewa, zamiast drogich klejnotów i sukien, które zażyczyły sobie siostry. Był to moment wyboru roli Hestii i odrzucenia patriarchatu na rzecz wartości duchowych, związanych z kultem natury, przodków i Wielkiej Bogini (tu występującej pod postacią zmarłej matki czy też u Disneya – Matki Chrzestnej). Niełatwo zrozumieć dlaczego w dalszym etapie baśni ten wybór się odwraca i Kopciuszek zdaje się pragnąć dostosować się do patriarchalnych reguł, czyli odstawić się i pójść na bal by wyrwać najlepszą partię ;) Prostsze interpretacje mogłyby dotyczyć jej dojrzewania płciowego, czy też dopełnienia się okresu żałoby po matce, kiedy jednak mówimy o zdegradowanej Bogini powinno tu chodzić o coś więcej. Tutaj możemy zaproponować drugą interpretację przemiany bohaterki, która z odrzuconej i zapomnianej bogini staje się boginią odrodzoną. Dary otrzymane od świętego drzewa czy też Matki Chrzestnej, są owocami jej duchowej drogi, poświęcenia, ukochania dla Matki – Bogini i można je rozumieć nie tylko jako atrybuty próżności i patriarchalnej rywalizacji kobiet, ale jako przywrócenie jej godności Królowej – Wielkiej Bogini, czyli jedynej, która naprawdę może olśnić Księcia, będącego tu reprezentacją najwyższego męskiego bóstwa. Jej wkroczenie na bal jest więc w tym ujęciu powrotem Bogini... ale tylko na chwilę. Co znamienne oczarowawszy Księcia bohaterka ucieka, w jednej z wersji baśni nawet trzykrotnie. Wytłumaczeniem jest to, że nie chce by zobaczył ją w postaci obdartej z godności kiedy magia pryska. Można też to jednak interpretować jako niedostępność kobiety-bogini i to, że bohater by ją poślubić musi ją najpierw odnaleźć i rozpoznać odkrywając także jej ukrytą naturę. Zgodnie z opisem Sinody Bolen Hestia jest boginią skupioną na swoim wnętrzu, oddaną pielęgnacji wewnętrznego ognia. Być może ucieczki Kopciuszka były więc jej powrotami do siebie, wyrazem wierności samej sobie i dbania o własny ogień nawet w obliczu zachwycającego mężczyzny? W efekcie to on musi ją odnaleźć, dotrzeć do miejsca gdzie płonie jej ogień, rozpoznać jej prawdziwą naturę. 



W dalszej części opowieści Kopciuszek jest więc już bierny, czekający na Księcia. To mężczyzna poszukuje (swojej) bogini, a siostry usiłują się pod nią podszywać, jednocześnie ukrywając tą prawdziwą i odmawiając jej wartości. To opowieść o kobietach, które się wyparły swoich bogiń, kiedy dążenie do wyższego statusu wymagało uklęknięcia przed męskimi bogami, a nawet odcinania części siebie (palce, pięty – masakryczny przykład dostosowywania się do systemu rozwinięty przeze mnie w kolejnym artykule o Kopciuszku). W tej opowieści jednak Książę nie daje się zwieść, zresztą przy wsparciu mocy natury (ptaki podpowiadające, że na buciku jest krew) i wytrwale szuka tej Prawdziwej, aż wydobywa ją z mroku, klęka przed nią z pantofelkiem mimo jej upokarzającego wyglądu i dalej wiadomo – zabiera do zamku i żyli długo i szczęśliwie ;) 



O tym jak bardzo patriarchalna jest ta opowieść z biednym Kopciuszkiem i ratującym ją z niedoli Księciem pisało już wiele feministycznych autorek, dlatego pozwolę sobie na pominięcie tych oczywistości i zinterpretowanie tego jako dwóch etapów powrotu Bogini do zamku, gdzie staje się ona Królową i partnerką Boga. Pierwsza część jak już opisałam wymagała od niej pracy duchowej i wierności swym duchowym korzeniom, czyli powrót kobiet do swojej boskiej kobiecości. Druga część to odkrycie przez Księcia (mężczyzn) owej boskiej kobiecości i docenienie jej, oraz wytrwałe podążanie za wizją związku nie z podporządkowaną jemu samookaleczającą się kobiecością, a z taką która jest wierna sobie i równa mu w boskości. Zresztą to wcale nie muszą być następujące po sobie etapy – lubię patrzeć na baśni jako na splot dwóch lub więcej opowieści, a Kopciuszka można opowiedzieć albo z perspektywy kobiety, która odzyskuje właściwe sobie miejsce i godność, albo z perspektywy Księcia, który szuka żony i który wybiera tą, którą inni wykluczyli. Można powiedzieć, że w tej historii obydwoje, każde na swój sposób, wydobywają boską kobiecość z popiołu, którego symbolika jest tutaj niezwykle trafna jako z jednej strony zgliszcza po dawnych wierzeniach i związku z naturą, a z drugiej jako ten popiół z którego odradza się Feniks.



Wspominana już parokrotnie Jean Sinoda Bolen pisze w swej książce „Bogini w każdej kobiecie”: „(...) dziś Hestia jako archetyp została zdewaluowana i zapomniana. Nikt już nie dba o święty ogień, a to czego była symbolem, przestało być przedmiotem szacunku. Gdy kobiece wartości Hestii są wykluczane, zmniejsza się znaczenie „wewnętrznej świątyni” - tych momentów i okresów w życiu, kiedy spogląda się w głąb siebie, by odnaleźć poczucie najgłębszego sensu. Znika też znaczenie rodziny jako świątyni i źródła ciepła. Co więcej, ginie potrzeba więzi duchowej między mieszkańcami miast, państw i całej Ziemi.”. Od siebie dodam, że „podziękowanie” za usługi strażniczki ognia, przyniosło nam eskalację ognia niestrzeżonego, nieświętego i destrukcyjnego. Począwszy od wypalania ziemi pod uprawę po dzisiejsze masowe spalanie paliw kopalnych i związaną z tym destrukcję całej planety, ten ogień już dawno przestał być tym co nas jednoczy i kieruje ku świętości. Być może potrzebujemy powrotu strażniczek i kapłanek ognia, ale bynajmniej nie po to by tego ognia palić więcej – a by znów go uświęcić i przywrócić mu dobrą dla nas i dla Ziemi miarę. Baśń o Kopciuszku, poniżanej opiekunce ognia przypomina jak ważnym elementem wewnętrznej przemiany jest ogień, ale też że prawdziwa przemiana dzieje się poza zewnętrznym światem, w naszej wewnętrznej świątyni, gdzie spotykamy się czasem z tym co trudne i dokonujemy alchemicznej przemiany popiołu w złoto. Przywołanie świętego ognia to więc nie rozpalenie wielkiego ogniska, a podtrzymywanie wewnętrznego płomienia i wierność sobie, oraz dbanie o to co jest świątynią dla naszej duszy.



Ten artykuł jest częścią pierwszą tzw. szumnie Trylogii o Kopciuszku :) 

Pozostałe dwie części opisują baśń z perspektywy kolejnych dwóch kluczowych symboli: 

Poza tym nagrałyśmy wraz z Anią Rogowską rozmowę o Kopciuszku rozwijającą te wątki i łączącą nasze różne perspektywy, którą to rozmowę możecie obejrzeć tutaj. :)


Mars w Pannie: 18 sierpnia - 4 października 2019



Wczoraj Mars wyszedł z efekciarskiego znaku Lwa i wkroczył do pracowitej Panny. Oznacza to czas, kiedy wspaniałe idee i kreatywne pomysły z poprzedniego okresu zaczniemy pieczołowicie wprowadzać w życie lub kiedy po okresie zabaw i romansów, wrócimy do naszych obowiązków i zaczniemy nadrabiać zaległości ;) Trend ten się wzmocni od piątku kiedy także Słońce przejdzie do Panny. Będzie to okres korzystny dla spraw zawodowych i dla wszystkich tych działań, które wymagają cierpliwości, systematyczności i skrzętnej dłubaniny przy szczegółach. Czas sprzyja braniu dotychczasowych naszych projektów pod lupę, wyłapywaniu wszelkich błędów, korektom, analizom skuteczności i rentowności oraz innym podobnym działaniom. To również dobry czas na wszelkie naprawy w domu, majsterkowanie, porządkowanie przestrzeni w domu i ogrodzie. Mars w Pannie nie należy do najbardziej spektakularnych Marsów i nie musi dawać nam szalonych wystrzałów entuzjazmu do działania, za to zazwyczaj jest bardzo efektywny, pracuje po cichu, na spokojnie i z dużym zaangażowaniem. Pułapką może być natomiast przesadne rozbieranie wszystkiego na czynniki pierwsze, marudzenie i szukanie dziury w całym. Poszukaj spraw, które warto w tym okresie naprawić czy ulepszyć, ale dbaj też o to by każde Twoje działanie służyło określonym celom, zamiast jedynie niedookreślonemu bóstwu perfekcjonizmu ;) Jeśli tylko nie pozwolimy by wewnętrzny perfekcjonista albo malkontent zabierał nam energię na działanie, to ten czas może przynieść bardzo konkretne owoce :)

 Dobrego czasu Pszczoły Wam życzę! :) 



poniedziałek, 8 lipca 2019

Mars w Lwie: 2 lipca - 18 sierpnia 2019




We wtorek Mars wyszedł z emocjonalnego Raka i wkroczył dumnym krokiem do Lwa! :) Byłaby to super wiadomość dla tych, którzy mają już dość zawirowań emocjonalnych oraz budowania emocjonalnych fundamentów działania i wolą przejść czym prędzej do akcji, ekspresji, a nawet do show… tyle tylko, że jednocześnie Merkury wszedł w retrogradację, co może nam niestety trochę przyciąć rozmach, przynajmniej przez trzy pierwsze tygodnie. Od 1 do 18 sierpnia ten rozmach do nas wróci, a nawet jak to tuż po retrogradacji ze zdwojoną siłą! Tymczasem jednak wygląda na to, że mamy coś do zrobienia w tematach znaku Lwa, w którym przebywa zarówno retrogradujący Merkury jak i Mars by przygotować się do nadchodzących sukcesów i splendorów ;)

Z grubsza można powiedzieć, że eksplorować będziemy to wszystko co utrudnia nam w życiu doświadczanie tego splendoru, błyszczenie własnym światłem na arenie życia, dzielenie się naszą nieskrępowaną kreatywnością i ogólniej mówiąc wyrażanie siebie. Do tego na tapet dochodzą tematy związane z miłością, tą do siebie, tą wyrażaną innym. Pisałam o tym więcej w tekście o Merkurym więc tutaj już nie będę się powtarzać, tym bardziej, że Mars szczególnie jest od akcji. Mars w Lwie w czasie tej retrogradacji może więc nam dodać dużo odwagi w wyrażaniu tych wszystkich tematów, które nam leżały na sercu, a które ta retrogradacja wydobędzie. Będziemy twórczy, bardziej bezpośredni, chętni do zabawy i kontaktów towarzyskich. To czas szczególnie sprzyjający wydobywaniu naszych ukrytych przez lata talentów, powrotowi do spraw poruszających nasze serce, do tego co sprawia, że chce nam się żyć, nawet jeśli przez jakiś czas o tym zapomnieliśmy. Pierwszą część tego okresu odkopujemy więc te ukryte w nas skarby, łączymy się z naszym sercem, z tym co w nas prawdziwe, natomiast w sierpniu będzie już dobry czas na to by z tym wyjść do ludzi. Ten czas przygotowań i równoległy proces z miłością do siebie są ważne byśmy uwolnili się od przekonania, że reakcja ludzi na naszą ekspresję ma jakieś większe znaczenie ;) Ważne jest, że robimy to przede wszystkim dla siebie i że to ma nas ożywiać, dawać radość i satysfakcję z bycia sobą w pełni, a docenienie to coś co najpierw dajemy sami sobie ;)

Ważnym wątkiem tego okresu może być proces z ego – tym swoim i tymi innych. To czas kiedy temat wyrażania siebie staje się mocniejszy więc przybierać może te zdrowsze i te mniej zdrowe formy. Zachowania, które nazywamy „z ego” często odsłaniają braki w pewności siebie, poczucie, że muszę walczyć o uwagę, o docenienie, o wizerunek, a temat tego naszego nie w pełni wyrażonego, i nie całkiem kochanego ja staje się tak nabrzmiały, że trudno nam zobaczyć coś poza nim. Efektem może być nadmiar puszących się showmanów w otoczeniu, ale pamiętaj: jeżeli mocno drażni Cię, że ktoś inny bezpardonowo bierze sobie uwagę i promuje swoje działania, to może oznaczać, że sam potrzebujesz wyjść z szafy ze swoimi talentami i czy ze swoim zdaniem, dostać od świata trochę uwagi, docenienia, szacunku. Cieniem tego czasu, ale też motorem tych zmian będą więc różne potyczki ego, zderzenia racji, walki kogucików ;) Trudniej nam może się być dogadać, bo częściej będziemy mieli mocno skupioną na sobie perspektywę, będą też się odsłaniały nasze odciski na ego, które warto dostrzec i opatrzyć, zanim zaczniemy reagować rykiem rozjuszonego Lwa ;) Z drugiej strony mogą mieć miejsce mniejsze lub większe „kryzysy tożsamości”, oraz kryzysy twórcze. Ten czas dla artystów i osób działających twórczo będzie ważny by przedefiniować swoje działania, podejście do sztuki, czy do promocji.

Mars sprzyja wszystkiemu temu co wymaga od nas odwagi, szczerości, wyjścia przed szereg. Pierwsza połowa sierpnia to będzie idealny okres na promocję swojej marki, na zabawę wizerunkiem, czy na twórczość służącą wyłącznie zabawie. Mars będzie też rozgrzewał nasze serca, skłaniał do przejęcia inicjatywy w romansach, do uwodzenia, flirtów i wakacyjnych (i nie tylko) szaleństw. Gorąca namiętność, szalone imprezy, optymizm i niespożyta energia – brzmi jak fantastyczne wakacje, nie? ;) Niemniej warto pamiętać o tym, że Mars nie będzie sprzyjał umiarowi i rozsądkowi, więc w tym czasie działanie wyłącznie oparta na impulsach może nas zaprowadzić za daleko. Dobrze jest świadomie pokierować energią Marsa w Lwie tak by pozostawił nam po sobie efekty w postaci owoców naszej kreatywności i działań promocyjnych, a nie tylko dobre wspomnienia po fantastycznych imprezach ;) 

Pięknego czasu Wam życzę! :)

środa, 3 lipca 2019

Moje widzenie medytacji



Pewnie nie jestem najlepszą osobą do nauki medytacji. Nigdy nie interesowały mnie szczególnie techniki, metody, nauczyciele czy ashramy… zawsze medytowałam po swojemu, podążając za tym co dla mnie na ten moment żywe. Medytacja to dla mnie przede wszystkim spotkanie ze sobą, czas na bycie „w sobie”, na danie sobie uwagi, rozgoszczenie się w byciu tu i teraz. Jeśli energia podąża za uwagą, to medytacja jest najprostszym sposobem by samych siebie doenergetyzować ;) Efekty moich medytacji bywają bardzo różne, czasem jest to zanurzenie w wewnętrznej ciszy, w pustce, w czystej obecności, czasem kontakt z emocjami, z tym co się wydarza w moim ciele i w mojej energetyce, czasem obserwowanie przepływających myśli, czasem wizje, wglądy, przełomy… a czasem nic… taka błoga zwyczajność chwili :)

Na temat medytowania napisałam już dwa krótsze teksty (które publikowałam tutaj), które przytaczam poniżej. Mówią o różnych podejściach do medytowania, różnych celach, o tym co jest ważniejsze od technik, jak radzić sobie z natrętnymi myślami, oraz o tym jak medytacja może być drogą miłości :)



Jest wiele technik medytacji, za którymi stoją odmienne podejścia i cele. Jedni traktują medytację jak trening – chcą być w tym coraz lepsi, rozwijać umiejętność koncentracji, umieć uspokoić myśli, dążyć do oświecenia. Inni wręcz przeciwnie – pragną doświadczać, mieć wizje, wglądy, „odlecieć”, wyjść poza ciało, przeżywać to co niecodzienne. Ja nie stawiam sobie ani jednego ani drugiego z tych celów. Jedyny mój cel w medytacji to być ze sobą w czułości i uważności. Być w tym co się we mnie wydarza, czymkolwiek to jest. Czasem jest to lot, czasem wewnętrzna cisza. Dzięki temu nigdy nie jest to wysiłek i nigdy nie jestem rozczarowana. Obejmuję siebie tu i teraz zamiast skupiać się na tym co chciałabym by się stało. Medytacja jest więc moją ścieżką do objęcia miłością siebie i wszystkiego co jest. Nic więcej nie jest mi potrzebne :)




Medytacja zaczyna się od rozluźnienia ciała. To bardzo ważne, wręcz podstawowe w medytacji. Kiedy spinasz się pragnąc osiągnąć jakiś założony efekt – brak myśli, konkretną pozycję, spokój, wizje, wglądy, a nawet po prostu koncentrację na oddechu czy sercu...spina się również i ciało, a medytacja to coś co nigdy nie udaje się w napięciu. To właśnie jest dla nas w niej takie trudne, bo przywykliśmy do tego, że żeby coś osiągnąć musimy się napiąć i wysilić. Każde zadanie wymaga jakiegoś wysiłku, a jak się nie udaje to wkładamy tego wysiłku jeszcze więcej. Z medytacją jest wręcz przeciwnie – im mniej wysiłku tym łatwiej płynie. Napięcia nie tylko spinają nasze ciało, sprawiając że szybko robi nam się niewygodnie lub że pojawiają się jakieś symptomy w ciele, ale też generują nerwowe myśli. W napięciu zwyczajnie nie da się nie myśleć! :) A kiedy jesteśmy zdenerwowani to myśli miotają się po naszej głowie jak szalone, w wielkim tempie i bez większego sensu ;) Dlatego jeśli w czasie medytacji pojawiają Ci się w głowie ciągi myśli, to tylko znak że jesteś w napięciu i potrzebujesz się bardziej rozluźnić i w ciele i w umyśle. Nie pomoże w tym oczywiście strofowanie samego siebie w stylu: „no nie! Znowu! Ja nie potrafię medytować! Ok, dobra trzeba się pozbyć tych myśli... uwaga skupiam się....yyyyy!” Pomoże natomiast przyjęcie tego co jest bez oceny, głęboki wdech z rozluźnieniem ciała i przyjęcie, że myśli to oznaka uwalniania się napięć z umysłu, tak jak przeciąganie się to uwalnianie napięć z ciała. Napięty umysł generuje myśli, ale myśli są w tym procesie pomocne, a może nawet niezbędne, o ile nie będziemy na nie reagować większym napięciem. Zestresowany człowiek zazwyczaj nie potrafi od razu po stresującej sytuacji usiąść do medytacji i cyk! - przełączyć umysł na ciszę. Może za wyjątkiem tych co mają za sobą długi trening w takim „cykaniu” ;). Najpierw uwalniają się masy myśli, a napięte ciało wykonuje ogrom pozornie niepotrzebnych ruchów. Na przykład chodzimy w kółko i toczymy burzliwy dialog wewnętrzny ;) Jeśli nie przeszkodzimy sobie w tym odreagowywaniu i nie będziemy chcieli na siłę zmienić tego stanu myśli i ciało powoli zaczną się uspokajać, pojawi się możliwość medytacji (lub też zmęczenie i senność, co też dobrze ;) ). Ze swojego doświadczenia wiem, że kiedy jestem napięta, trudniej mi wejść w medytację, ale to oznacza tylko tyle, że potrzebuję więcej czasu na to by myśli opadły i ciało się rozluźniło, a nie to że się do tego medytacji „nie nadaję”. Po prostu siedzę z tym co się pojawia w głowie i w ciele, spokojnie to obserwuję i widzę jak powoli ta fala opada... nieuchronnie, ale zawsze wolniej niżbyśmy chcieli ;) dlatego ważne jest by dać sobie tyle czasu ile potrzeba, zaakceptować to co jest, oddychać i zauważać każdy wewnętrzny ruch by to przyśpieszyć, każdy ruch niecierpliwości i powstające wraz z nimi napięcie, przyjmować, że one też mają prawo tu być... i dalej oddychać i rozluźniać się na tyle na ile możemy w danej chwili :)


Medytacja to sztuka rozluźnienia się w tym co jest. Wszystkie pozostałe profity: wzrost świadomości, doznania mistyczne, wizje, wglądy, odkrycia i oświecenia to jest to co się nam przydarza kiedy jesteśmy rozluźnieni w tym co jest. Kiedy do niczego nie dążymy, nie mamy oczekiwań, nie wysilamy się i nie oceniamy naszych „wyników”. Kiedy jesteśmy w pełni rozluźnieni medytacja wydarza się sama – jest to stan w nas, który tylko czeka byśmy zrobili dla niego przestrzeń :)