Strony

poniedziałek, 22 lutego 2021

Astrologia w krainach dosłowności

photo: Ceslovas Cesnakevicius


Czasem pojawiają się słowa, które otwierają nowe przestrzenie rozumienia i tak dla mnie było z tym co opowiada Olga Tokarczuk o trawiącej dyskurs publiczny chorobie dosłowności, która wyjaławia nasz publiczny język i sposób opisu świata. Dosłowność wkracza czołgiem w przestrzenie metafor, symboli, kontekstów i domaga się prostej odpowiedzi: co autor ma na myśli, jest za czy przeciw, z nami czy przeciw nam? Każe tłumaczyć się z wyboru słów, osądza niekonkretność, domaga się by słowo zawsze znaczyło to co ktoś uważa, że znaczy. 

Pamiętam jaką ulgą było dla mnie pisanie „wierszy” (cudzysłów z pokory :) ) zamiast artykułopodobnych tekstów. Uznawałam bowiem, że wiersz przez to, że z założenia nie aspiruje do bycia obiektywnym i całościowym opisem świata pozwala na większą wolność ekspresji. Ot kawałek świata moich wrażeń i refleksji, złapany w locie, ujęty w formę, taką czy inną, zabawa słowem i znaczeniami, czasem bardzo poważna, ale zawsze subiektywna i efemeryczna. Uważałam, że z wierszami się nie dyskutuje, lubi się je albo nie, ale jaki jest sens dyskutować z autorem? Ktoś napisał gdzieś: „wieczność deszczem spływa”, mi się może to zdanie podobać lub nie, może do mnie przemawiać lub mnie irytować, ale czy jest sens dyskutować, czy autor ma rację? Definiować pojęcie wieczności i analizować, czy może ona „spływać” tudzież uznawać, że „nie, to zdanie nie ma sensu…”. Myliłam się, dla chcącego nic niemożliwego – dyskutować z „twierdzeniami” poety zawsze można :) Można też traktować subiektywny obraz jakim jest wiersz, jako próbę obiektywnego opisu świata, która pewnie zawsze będzie nie dość dobra i nie będzie się skupiać na tych aspektach, które dla któregoś odbiorcy są ważne. Dosłowność, domaganie się uniwersalności i obiektywności w każdym zdaniu pozwalają każdemu być krytykiem, nawet osobom kompletnie nie znającym kontekstów wypowiedzi lecz uważającym, że każde słowo powinno znaczyć to co oni uważają, że znaczy. Może stąd właśnie popularność literalizmu? Popularność, która sprawia, że ton w dyskusji np. o sztuce nadają Ci, którzy tej sztuki nie rozumieją, próbując ją zaszufladkować w znanych sobie kategoriach, w świecie, w którym można być tylko "za" lub "przeciw". A do tego nie potrzeba przecież żadnych głębszych analiz znaczeń i kontekstów ;)

Dochodzi do tego, że debatujemy o tym, czy elfy mają prawo być czarne, czy poeta w swym wierszu „ma rację”, a Olga Tokarczuk jest pytana o to czy opisane przez nią historie są prawdziwe. Szczególnie ryzykowne jest pisanie opowieści, tekstów czy piosenek z perspektywy kogoś kim nie jesteś i kto być może myśli inaczej niż Ty. Zaraz ktoś uzna, że to jednak Twoje myśli, doświadczenia, albo chociaż skrywane fantazje… Tak jakbyśmy zostali wygnani ze świata dzieciństwa, gdzie ważną częścią były krainy „jak gdyby”, wyobrażanie sobie, że jestem kimś innym, odgrywanie ról i bawienie się konwencjami i trafili do „dorosłego” światu literalizmu, gdzie musimy się ograniczyć do tylko jednej życiowej roli zwanej publicznym wizerunkiem i traktować ją bardzo poważnie. Poważnie, czyli nie dopuszczać do żadnych niedomówień, ujawnienia jakichś niespójności, niepewności, czy zgoła sprzeczności. Mimo tego, że jako ludzie jesteśmy tych wewnętrznych sprzeczności pełni :) 

Na astrologii owo dążenie do dosłowności również wywarło swoje piętno, z tym że astrologowie z oczekiwaniem dosłownych proroctw ze strony klientów, ale też ze strony krytyków mierzą się od wieków. Tymczasem astrologia w swojej esencji jest złożonym systemem archetypów i symbolicznym językiem opisu świata, także tego, który bardzo mało przystaje do materialistycznej, dosłownej, zero-jedynkowej wizji świata. Z jednej strony mamy astrologię ukazującą złożony z kilkudziesięciu nakładających się na siebie symboli obraz, niepowtarzalną ich konfigurację, w której znaczenia i sensy się na siebie nakładają tworząc półtony i niuanse, z drugiej astrologa, który ten obraz stara się przełożyć na język naszych codziennych doświadczeń, wydarzeń historycznych, czy na możliwy do zrozumienia dla odbiorcy opis psychiki, a więc dokonuje interpretacji tego układu symboli. To nigdy nie powinno być dosłowne, bo symbole nie są dosłowne, można je interpretować na różne sposoby, nie zamykają się w jednostkowych wydarzeniach, raczej odnoszą się do całych grup znaczeniowych.  Każdy symbol ma cały zbiór możliwych manifestacji w świecie 3D, które łączy pewne podobieństwo na poziomie znaczeń, czasem łatwe do intuicyjnego wychwycenia, czasem „logiczne” tylko dla astrologów. Astrolog z tego zbioru możliwych manifestacji wybiera te, które ocenia jako bardziej prawdopodobne, zarówno w kontekście innych astrologicznych symboli, jak i w kontekście konkretnej sytuacji życiowej, społecznej, politycznej, ekonomicznej etc. Szacuje prawdopodobieństwa, obserwuje trendy, analizuje podobne sytuacje w przeszłości, ocenia sensowność dzielenia się swoimi przypuszczeniami, szuka różnych rozwiązań, poruszając się pomiędzy pomagającymi dotknąć głębszego poziomu znaczeń uogólnieniami a formułowaniem praktycznych wskazówek. Jest ograniczony przez własną wiedzę o świecie, swoje horyzonty myślowe, przez własne doświadczenia, oraz przez granice własnej wyobraźni – tak jak każdy, kto w oparciu o takie czy inne narzędzie waży się formułować jakieś prognozy. Dla spragnionych dosłowności te prognozy zazwyczaj nie mają sensu – zbyt ogólnikowe, wieloznaczne, a gdy czasem ktoś odważy się na jakąś precyzję, to ma spore szanse przestrzelić. Jak trafi zaś to i tak to pewnie przypadek. Z perspektywy dosłowności prognozowanie czegokolwiek jest praktycznie zawsze nie dość skuteczne (aczkolwiek także w przypadku astrologii można je badać metodami statystycznymi o czym pisałam tutaj). Krytycy astrologii mają w głowie obraz kogoś siedzącego przed szklaną kulą, czy patrzącego się w niebo, gdzie jakimś szalonym sposobem ma mu się wyświetlać przyszłość z wszystkimi szczegółami niby w magicznym telewizorze. Oczywiste jest, że ten obraz bawi i że budzi opór – nie chcemy wierzyć w takie „telewizory”, bo to oznaczałoby, że nasza przyszłość jest już w każdym szczególe zaplanowana. Rzecz w tym, że astrologowie, również w takie telewizory nie wierzą ;) Zaś droga pomiędzy światem symboli a ich materialnymi manifestacjami ma w sobie ogrom przestrzeni na naszą wolną wolę z jednej strony i na tajemnicę z drugiej, a także na moc zachwytów i olśnień, kiedy „przypadki” składają się w przedziwną lecz piękną pajęczynę znaczeń, a chaos odkrywa ukrytą harmonię i sens. 

Tekst jak łatwo się domyślić inspirowany książką Olgi Tokarczuk „Czuły narrator” i jej wykładami, a przede wszystkim tą rozmową z Tomaszem Stawiszyńskim, w której Olga ogniście broni astrologii a Tomasz dzieli się perspektywą dosłowności w kontekście astrologii :)  

Cytacik piękny: 

„ [Astrologia] jakie to jest wielkie osiągnięcie ludzkiego umysłu i ludzkiej intuicji a i jeszcze czegoś innego, dążenia do harmonii, do piękna, poruszania się w chaosie zjawisk (…)”

Podcast z Godziny Filozofów dostępny tutaj

Każdy ma w sobie cały zodiak, czyli o tym, że odrzucając jedne znaki odrzucamy część siebie

 


W skrócie: w tym tekście wyjaśnię, że nie istnieje coś takiego jak osoby-znaki, bo każdy z nas jest mieszanką różnych znaków. A jak się przyjrzeć dokładniej to mamy w sobie coś z każdego ze znaków, nawet z tych co wydają nam się obce ;) W efekcie proste opisy oparte tylko na znaku słonecznym (a więc gazetowe "horoskopy") są w najlepszym wypadku uproszczeniem, a czasem wręcz mogą spektakularnie chybiać, gdy inny znak w naszym horoskopie dominuje. Napiszę też jak to się ma do naszych relacji i dopasowania dwóch osób :) 


Istnieje coś takiego jak „zodiakizm” (czyli "zodiakalny nazizm" - nazwa moja własna ;) ) i przyjmuje on różne formy, od lekkich uprzedzeń typu „mój znak jest super, ale tego znaku to nie lubię”, poprzez „no przecież wiadomo było, że ze związku ze Skorpionem nic nie wyjdzie!”, czy <tonem wyrażającym głębokie rozczarowanie> „jesteś Bliźniakiem? Serio…..??”, aż do „jestem Wagą więc nie będę się spotykać z Koziorożcami, idź sobie lub przyprowadź kolegę Wodnika”. 

Oczywiście użyłam sformułowania „zodiakizm” żartobliwie, choć faktycznie w tym podejściu ujawnia się nasze myślenie plemienne, w stylu „my vs oni”, nasze dobre, ich złe. Zawsze jest to oparte na skrajnych uproszczeniach – a w tym przypadku chodzi o skrajne uproszczenie astrologii, która w rzeczywistości jest bardzo złożona i daleka od etykietowania ludzi. 

Zacznijmy od tej szokującej myśli, że nie istnieją osoby-znaki zodiaku. To astrologia gazetowa wymyśliła ten koncept, że ludzi da się podzielić na 12 typów i koniec. Jesteś jednym znakiem, to oznacza, że jesteś taki a taki (tu opis w 3 zdaniach), a pasują do Ciebie takie inne osobo-znaki a takie już nie. Astrologia gazetowa ma się do astrologii tak jak pornografia do prawdziwego udanego seksu. Niby o to samo chodzi, ale jednak zupełnie nie :)  Jest nawet gorzej, bo horoskopy gazetowe zazwyczaj są pisane przez ludzi, którzy o astrologii wiedzą tylko tyle ile wyczytali w innych horoskopach gazetowych, a na prawdziwy horoskop (układ planet w danym momencie na niebie) nigdy nie patrzyli. Czyli taka pornografia, gdzie wszyscy są w ubraniach i nikt tak naprawdę nie wie co robić, więc tylko głośno jęczą ;) 
 
Wracając do meritum po tych fantazyjnych wycieczkach: nie istnieją osoby-znaki, bo każdy z nas jest „składanką” wielu znaków. Nie ma osób będących w 100% jakimś znakiem. Nawet jeśli masz Słońce w jakimś znaku (to co gazety opisują słowami „jesteś tym znakiem”), to prawdopodobnie w jakimś innym masz Księżyc, Marsa, czy Jowisza. Każda planeta, planetoida i inne dziwne obiekty brane pod uwagę przez astrologów są w jakimś znaku i zazwyczaj jest to inny znak niż ten do którego przywykliśmy. Bardziej adekwatne byłoby więc określenie, że ktoś jest np. w 40% Rakiem, w 27% Baranem etc, choć takie wyliczenia też są uproszczające. 

Natomiast ogromnym uproszczeniem są informacje o tym, że jedne znaki do siebie pasują a inne nie. To znaczy ok, same znaki mogą być kompatybilne lub nie, ale żywe osoby już są nieco bardziej skomplikowane :) I tak Byk może „nie pasować” do Lwa, ale jeśli ja jestem Bykiem z Księżycem w Lwie, a partner jest Lwem z Ascendentem w Byku, to już jesteśmy do siebie całkiem podobni. Moje bycze Słońce może owszem nie lubić jego lwiego Słońca, ale już mój Księżyc go kocha! ;) Każdy jako pewna składanka znaków reaguje zupełnie niepowtarzalnie na inne składanki znaków, a do tego dochodzą jeszcze aspekty między naszymi horoskopami i inne meandry, które opisuje cała osobna dziedzina zwana astrologią porównawczą (do której mocno zniechęcam w tym tekście). 

Podsumowując, jeśli kierowani „zodiakizmem” osądzamy jakiś znak od czci i wiary (to ludzkie i pewnie każdemu interesującemu się astrologią się zdarzyło ;) ), to dobrze by było na początek sprawdzić czy aby sami go nie mamy aktywnego w horoskopie ;) A nawet, gdy nie mamy akurat w nim żadnych planet czy innych istotnych elementów horoskopu, to nadal nie możemy stwierdzić, że oto ten znak jest nam obcy. Horoskop urodzeniowy to takie kółeczko, gdzie dookoła wyrysowane są znaki zodiaku w kolejności. W niektórych coś się dzieje: mamy tam np. Słońce czy Marsa, w innych jest pusto i teoretycznie są nieaktywne, ale nadal odgrywają pewną rolę w naszym życiu chociażby poprzez dom w którym wypadają (wskazujący na sferę życia, w której ten „pusty” znak jednak się u nas ujawnia; plus wiele innych sposobów manifestacji każdego znaku, które znają osoby zaawansowane). Więc tak, gdzieś tam w naszym horoskopie urodzeniowym jest każdy ze znaków i słabiej lub mocniej wyraża się w nas. Czasem możemy go nie lubić i tłumić – wtedy szczególnie drażnią nas Ci, którzy nie tłumią tylko bezwstydnie pokazują nielubiane cechy światu ;). Czasem jeszcze nie odkryliśmy całej swojej fascynującej złożoności i wciąż staramy się wcisnąć w ramki jednego czy dwóch znaków. I wtedy Ci „inni” mogą nas uczyć czegoś o tych częściach siebie, których jeszcze nie znamy. Im głębiej jesteśmy w astrologii i we własnym horoskopie tym jest jaśniejsze, że…. Każdy ma w sobie CAŁY zodiak! I to jest w tym wszystkim najpiękniejsze :) Oznacza to bowiem, że zawsze jest przestrzeń do porozumienia, do zrozumienia siebie wzajemnie, do bycia kimś więcej, rozwijania nieznanych aspektów siebie, uczenia się od siebie wzajemnie i do tworzenia związków z każdym z kim akurat połączy nas miłość :) 


A jako przypominajkę zachęcam do sprawdzenia jaki jest nasz sposób wyrażania miłości i jak bardzo różni się to od sposobu w jaki wyrażają miłość nasi bliscy- czyli co oznacza pozycja Wenus w naszym horoskopie - tekst tutaj. (również pewne uproszczenie, ale bardzo przydatne. Uważam nawet, że to najprzydatniejszy tekst jaki dotąd opublikowałam ;) ) 


Tradycyjnie zachęcam też do zapisania się do cotygodniowego newslettera - głównie to tam się ostatnio udzielam prognostycznie :) Zapisy tutaj.