poniedziałek, 8 lipca 2019

Mars w Lwie: 2 lipca - 18 sierpnia 2019




We wtorek Mars wyszedł z emocjonalnego Raka i wkroczył dumnym krokiem do Lwa! :) Byłaby to super wiadomość dla tych, którzy mają już dość zawirowań emocjonalnych oraz budowania emocjonalnych fundamentów działania i wolą przejść czym prędzej do akcji, ekspresji, a nawet do show… tyle tylko, że jednocześnie Merkury wszedł w retrogradację, co może nam niestety trochę przyciąć rozmach, przynajmniej przez trzy pierwsze tygodnie. Od 1 do 18 sierpnia ten rozmach do nas wróci, a nawet jak to tuż po retrogradacji ze zdwojoną siłą! Tymczasem jednak wygląda na to, że mamy coś do zrobienia w tematach znaku Lwa, w którym przebywa zarówno retrogradujący Merkury jak i Mars by przygotować się do nadchodzących sukcesów i splendorów ;)

Z grubsza można powiedzieć, że eksplorować będziemy to wszystko co utrudnia nam w życiu doświadczanie tego splendoru, błyszczenie własnym światłem na arenie życia, dzielenie się naszą nieskrępowaną kreatywnością i ogólniej mówiąc wyrażanie siebie. Do tego na tapet dochodzą tematy związane z miłością, tą do siebie, tą wyrażaną innym. Pisałam o tym więcej w tekście o Merkurym więc tutaj już nie będę się powtarzać, tym bardziej, że Mars szczególnie jest od akcji. Mars w Lwie w czasie tej retrogradacji może więc nam dodać dużo odwagi w wyrażaniu tych wszystkich tematów, które nam leżały na sercu, a które ta retrogradacja wydobędzie. Będziemy twórczy, bardziej bezpośredni, chętni do zabawy i kontaktów towarzyskich. To czas szczególnie sprzyjający wydobywaniu naszych ukrytych przez lata talentów, powrotowi do spraw poruszających nasze serce, do tego co sprawia, że chce nam się żyć, nawet jeśli przez jakiś czas o tym zapomnieliśmy. Pierwszą część tego okresu odkopujemy więc te ukryte w nas skarby, łączymy się z naszym sercem, z tym co w nas prawdziwe, natomiast w sierpniu będzie już dobry czas na to by z tym wyjść do ludzi. Ten czas przygotowań i równoległy proces z miłością do siebie są ważne byśmy uwolnili się od przekonania, że reakcja ludzi na naszą ekspresję ma jakieś większe znaczenie ;) Ważne jest, że robimy to przede wszystkim dla siebie i że to ma nas ożywiać, dawać radość i satysfakcję z bycia sobą w pełni, a docenienie to coś co najpierw dajemy sami sobie ;)

Ważnym wątkiem tego okresu może być proces z ego – tym swoim i tymi innych. To czas kiedy temat wyrażania siebie staje się mocniejszy więc przybierać może te zdrowsze i te mniej zdrowe formy. Zachowania, które nazywamy „z ego” często odsłaniają braki w pewności siebie, poczucie, że muszę walczyć o uwagę, o docenienie, o wizerunek, a temat tego naszego nie w pełni wyrażonego, i nie całkiem kochanego ja staje się tak nabrzmiały, że trudno nam zobaczyć coś poza nim. Efektem może być nadmiar puszących się showmanów w otoczeniu, ale pamiętaj: jeżeli mocno drażni Cię, że ktoś inny bezpardonowo bierze sobie uwagę i promuje swoje działania, to może oznaczać, że sam potrzebujesz wyjść z szafy ze swoimi talentami i czy ze swoim zdaniem, dostać od świata trochę uwagi, docenienia, szacunku. Cieniem tego czasu, ale też motorem tych zmian będą więc różne potyczki ego, zderzenia racji, walki kogucików ;) Trudniej nam może się być dogadać, bo częściej będziemy mieli mocno skupioną na sobie perspektywę, będą też się odsłaniały nasze odciski na ego, które warto dostrzec i opatrzyć, zanim zaczniemy reagować rykiem rozjuszonego Lwa ;) Z drugiej strony mogą mieć miejsce mniejsze lub większe „kryzysy tożsamości”, oraz kryzysy twórcze. Ten czas dla artystów i osób działających twórczo będzie ważny by przedefiniować swoje działania, podejście do sztuki, czy do promocji.

Mars sprzyja wszystkiemu temu co wymaga od nas odwagi, szczerości, wyjścia przed szereg. Pierwsza połowa sierpnia to będzie idealny okres na promocję swojej marki, na zabawę wizerunkiem, czy na twórczość służącą wyłącznie zabawie. Mars będzie też rozgrzewał nasze serca, skłaniał do przejęcia inicjatywy w romansach, do uwodzenia, flirtów i wakacyjnych (i nie tylko) szaleństw. Gorąca namiętność, szalone imprezy, optymizm i niespożyta energia – brzmi jak fantastyczne wakacje, nie? ;) Niemniej warto pamiętać o tym, że Mars nie będzie sprzyjał umiarowi i rozsądkowi, więc w tym czasie działanie wyłącznie oparta na impulsach może nas zaprowadzić za daleko. Dobrze jest świadomie pokierować energią Marsa w Lwie tak by pozostawił nam po sobie efekty w postaci owoców naszej kreatywności i działań promocyjnych, a nie tylko dobre wspomnienia po fantastycznych imprezach ;) 

Pięknego czasu Wam życzę! :)

środa, 3 lipca 2019

Moje widzenie medytacji



Pewnie nie jestem najlepszą osobą do nauki medytacji. Nigdy nie interesowały mnie szczególnie techniki, metody, nauczyciele czy ashramy… zawsze medytowałam po swojemu, podążając za tym co dla mnie na ten moment żywe. Medytacja to dla mnie przede wszystkim spotkanie ze sobą, czas na bycie „w sobie”, na danie sobie uwagi, rozgoszczenie się w byciu tu i teraz. Jeśli energia podąża za uwagą, to medytacja jest najprostszym sposobem by samych siebie doenergetyzować ;) Efekty moich medytacji bywają bardzo różne, czasem jest to zanurzenie w wewnętrznej ciszy, w pustce, w czystej obecności, czasem kontakt z emocjami, z tym co się wydarza w moim ciele i w mojej energetyce, czasem obserwowanie przepływających myśli, czasem wizje, wglądy, przełomy… a czasem nic… taka błoga zwyczajność chwili :)

Na temat medytowania napisałam już dwa krótsze teksty (które publikowałam tutaj), które przytaczam poniżej. Mówią o różnych podejściach do medytowania, różnych celach, o tym co jest ważniejsze od technik, jak radzić sobie z natrętnymi myślami, oraz o tym jak medytacja może być drogą miłości :)



Jest wiele technik medytacji, za którymi stoją odmienne podejścia i cele. Jedni traktują medytację jak trening – chcą być w tym coraz lepsi, rozwijać umiejętność koncentracji, umieć uspokoić myśli, dążyć do oświecenia. Inni wręcz przeciwnie – pragną doświadczać, mieć wizje, wglądy, „odlecieć”, wyjść poza ciało, przeżywać to co niecodzienne. Ja nie stawiam sobie ani jednego ani drugiego z tych celów. Jedyny mój cel w medytacji to być ze sobą w czułości i uważności. Być w tym co się we mnie wydarza, czymkolwiek to jest. Czasem jest to lot, czasem wewnętrzna cisza. Dzięki temu nigdy nie jest to wysiłek i nigdy nie jestem rozczarowana. Obejmuję siebie tu i teraz zamiast skupiać się na tym co chciałabym by się stało. Medytacja jest więc moją ścieżką do objęcia miłością siebie i wszystkiego co jest. Nic więcej nie jest mi potrzebne :)




Medytacja zaczyna się od rozluźnienia ciała. To bardzo ważne, wręcz podstawowe w medytacji. Kiedy spinasz się pragnąc osiągnąć jakiś założony efekt – brak myśli, konkretną pozycję, spokój, wizje, wglądy, a nawet po prostu koncentrację na oddechu czy sercu...spina się również i ciało, a medytacja to coś co nigdy nie udaje się w napięciu. To właśnie jest dla nas w niej takie trudne, bo przywykliśmy do tego, że żeby coś osiągnąć musimy się napiąć i wysilić. Każde zadanie wymaga jakiegoś wysiłku, a jak się nie udaje to wkładamy tego wysiłku jeszcze więcej. Z medytacją jest wręcz przeciwnie – im mniej wysiłku tym łatwiej płynie. Napięcia nie tylko spinają nasze ciało, sprawiając że szybko robi nam się niewygodnie lub że pojawiają się jakieś symptomy w ciele, ale też generują nerwowe myśli. W napięciu zwyczajnie nie da się nie myśleć! :) A kiedy jesteśmy zdenerwowani to myśli miotają się po naszej głowie jak szalone, w wielkim tempie i bez większego sensu ;) Dlatego jeśli w czasie medytacji pojawiają Ci się w głowie ciągi myśli, to tylko znak że jesteś w napięciu i potrzebujesz się bardziej rozluźnić i w ciele i w umyśle. Nie pomoże w tym oczywiście strofowanie samego siebie w stylu: „no nie! Znowu! Ja nie potrafię medytować! Ok, dobra trzeba się pozbyć tych myśli... uwaga skupiam się....yyyyy!” Pomoże natomiast przyjęcie tego co jest bez oceny, głęboki wdech z rozluźnieniem ciała i przyjęcie, że myśli to oznaka uwalniania się napięć z umysłu, tak jak przeciąganie się to uwalnianie napięć z ciała. Napięty umysł generuje myśli, ale myśli są w tym procesie pomocne, a może nawet niezbędne, o ile nie będziemy na nie reagować większym napięciem. Zestresowany człowiek zazwyczaj nie potrafi od razu po stresującej sytuacji usiąść do medytacji i cyk! - przełączyć umysł na ciszę. Może za wyjątkiem tych co mają za sobą długi trening w takim „cykaniu” ;). Najpierw uwalniają się masy myśli, a napięte ciało wykonuje ogrom pozornie niepotrzebnych ruchów. Na przykład chodzimy w kółko i toczymy burzliwy dialog wewnętrzny ;) Jeśli nie przeszkodzimy sobie w tym odreagowywaniu i nie będziemy chcieli na siłę zmienić tego stanu myśli i ciało powoli zaczną się uspokajać, pojawi się możliwość medytacji (lub też zmęczenie i senność, co też dobrze ;) ). Ze swojego doświadczenia wiem, że kiedy jestem napięta, trudniej mi wejść w medytację, ale to oznacza tylko tyle, że potrzebuję więcej czasu na to by myśli opadły i ciało się rozluźniło, a nie to że się do tego medytacji „nie nadaję”. Po prostu siedzę z tym co się pojawia w głowie i w ciele, spokojnie to obserwuję i widzę jak powoli ta fala opada... nieuchronnie, ale zawsze wolniej niżbyśmy chcieli ;) dlatego ważne jest by dać sobie tyle czasu ile potrzeba, zaakceptować to co jest, oddychać i zauważać każdy wewnętrzny ruch by to przyśpieszyć, każdy ruch niecierpliwości i powstające wraz z nimi napięcie, przyjmować, że one też mają prawo tu być... i dalej oddychać i rozluźniać się na tyle na ile możemy w danej chwili :)


Medytacja to sztuka rozluźnienia się w tym co jest. Wszystkie pozostałe profity: wzrost świadomości, doznania mistyczne, wizje, wglądy, odkrycia i oświecenia to jest to co się nam przydarza kiedy jesteśmy rozluźnieni w tym co jest. Kiedy do niczego nie dążymy, nie mamy oczekiwań, nie wysilamy się i nie oceniamy naszych „wyników”. Kiedy jesteśmy w pełni rozluźnieni medytacja wydarza się sama – jest to stan w nas, który tylko czeka byśmy zrobili dla niego przestrzeń :)